Przez długi czas nie było do końca pewne, czy Canon zdecyduje się ogłosić dzisiaj następcę znanego aparatu G10. Okazuje się jednak, iż obawy były bezpodstawne. G11 właśnie oficjalnie ujrzał światło dzienne. I jeśli należeliście do osób, które z niecierpliwością czekały na ten moment, mam dla Was smutną wiadomość. Możliwości nowego kompaktu pozytywnie nie zaskakują…
Urządzenie, które zaprezentował dzisiaj Canon, zbudowane zostało w oparciu o matrycę CCD o rozdzielczości 10 Mpix, obsługującej ISO do 3 200 (do 12 500 w przypadku obniżonej jakości zdjęć). Za przetwarzanie obrazu odpowiada procesor DIGIC IV, a poziom szumów ma być, wedle deklaracji producenta, znacznie mniejszy niż w przypadku G10. Ponadto, w nowym kompakcie znajdziemy obracany wyświetlacz LCD o przekątnej 2,8 cala (461 000 punktów), optyczną stabilizację obrazu i obiektyw o 5-krotnej możliwości zbliżenia, zaczynającej się od 28 mm. Do naszej dyspozycji oddano także funkcję zapisu RAW (co z pewnością cieszyć może zwłaszcza miłośników cyfrowej edycji obrazu), a także tryb nagrywania video w rozdzielczości 640 x 480 pikseli, przy 30 klatkach na sekundę. Urządzenie ma pojawić się w sprzedaży w październiku, w cenie 499,99 $ (około 1 480 zł).
Parametry techniczne aparatu nie prezentują się źle, skąd więc rozczarowanie nowym modelem? Otóż wystarczy pobieżnie choćby spojrzeć na poprzedniego PowerShot’a, by zobaczyć, że Canon robi krok w tył w porównaniu z możliwościami jakie dawał G10. Zamiast wyczekiwanej matrycy CMOS, dostaliśmy klasyczną CCD, w dodatku o obniżonej rozdzielczości. Tryb video jest doprawdy niezadowalający, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę osiągnięcia konkurencji na tym polu. Zamiast tego dostaliśmy obracany ekran. Jak na flagowy kompakt serii PowerShot to może być trochę za mało. Zwłaszcza za tą cenę…
Źródło: Canon
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
@rtur
Fakt, niższa rozdzielczość pomaga w poprawieniu problemów z czułością. Tyle tylko, że G11 to model flagowy wśród kompaktów i z założenia przeznaczony jest dla fotografów o wyższych oczekiwaniach. I jako taki powinien być dobrze i na poziomie wyposażony.
Canon od jakiegoś czasu angażował się w „wojny megapikselowe” – akcję bezsensowną i niepotrzebną. Ale skoro powiedziało się „a” to i wypada powiedzieć „b” i zamiast cofać się wstecz, do łatwiejszych rozwiązań, jakie z pewnością daje stosowanie niższych rozdzielczości, lepiej byłoby zoptymalizować istniejące matryce o wysokiej rozdzielczości pod kątem eliminowania szumów. A jest to przecież możliwe, jak pokazał choćby przykład 7D, w którym upakowano 18 Mpix na APS-C i szumy nie są tak wysokie jak oczekiwano!
Oczywiście, to inne matryce i inne aparaty, niemniej jednak, to przykład podążania w dobrą stroną. Dlatego właśnie uważam, że G11 jest krokiem w tył i na tle innych kompaktów Canona, zaprezentowanych w tym samym czasie, nie wypada rewelacyjnie. I nie jest to w moim odczuciu powierzchowna opinia…
Niższa rozdzielczość nie jest wcale krokiem w tył, jeśli chodzi o taką malutką matrycę. Canon to zrobił dla poprawienia czułośći i jakości zdjęć na wyższych ISO. Jak na 'maniaka' to trochę powierzchowna ocena.