Niestety, dostęp do aplikacji jest nieco ograniczony
Po pierwsze musisz mieć konkretne urządzenie – iPada. Mobilny Lightroom nie jest na razie dostępny ani dla iPhone’ów (choć odpowiednia wersja została już zapowiedziana), ani dla sprzętów opartych na Androidzie. Nie wiadomo też, czy Adobe pokusi się o wprowadzenie swojej aplikacji na kolejne platformy.
Po drugie – potrzebujesz konto Creative Cloud. Wywoływarka dodawana jest jako „gratis” do pakietu fotograficznego, w którym za 12,29 euro otrzymujemy subskrypcję Photoshopa, stacjonarnego Lightrooma i kilku dodatków, w tym przeszło 20 GB miejsca w chmurze. Jeśli nie chcesz korzystać z wyżej wymienionego, to dostęp dostaniesz też przy kompletnym planie Creative Cloud, przy edycji uczniowskiej i wydaniu dla firm.
Niestety, osoby posiadające pudełkową wersję oprogramowania nie będą w stanie skorzystać z iPadowego Lightrooma. Konieczne są tam te same dane logowanie, które podajecie w panelu kontrolnym Creative Cloud.
Pierwsze kroki w konfiguracji
Aktualizacja została opublikowana zaledwie wczoraj, więc pierwszą czynnością powinno być ściągnięcie nowej wersji stacjonarnego Lightrooma – 5.4 – w której dodano nie tylko wsparcie synchronizacji, ale też zgodność z kolejnymi modelami aparatów. Odpowiednie pliki znajdziecie na stronach producenta.
Kolejny krok to wyposażenie się w Lightrooma Mobile dostępnego tutaj. Pamiętajcie tylko, że potrzebujecie iPada z iOS-em 7.0 lub nowszym. Na systemach starszych aplikacja nie będzie działać poprawnie.
Po zainstalowaniu obydwu pozycji należy uruchomić Lightrooma 5.4 i przejść przez krótki samouczek, za pośrednictwem którego zalogujemy się do Creative Cloud. W panelu kontrolnym, w lewym, górnym rogu, pojawi się plakietka z naszym nazwiskiem lub pseudonimem. To za jej pośrednictwem będziemy mogli aktywować synchronizację.
Następną czynnością jest uruchomienie Lightroom Mobile na iPadzie. Po przewinięciu kilku pulpitów otrzymamy możliwość zalogowania się do Creative Cloud.
Oznacz te najważniejsze
Pamiętaj, że przestrzeń Twojej „kreatywnej chmury” nie jest brana pod uwagę w Lightroomie Mobile. Edytowanie plików możliwe jest albo w trybie online, albo offline, gdzie każda klatka ląduje bezpośrednio w pamięci iPada – tak przynajmniej można wywnioskować z informacji opublikowanych na stronie producenta.
Ale do rzeczy – przypuśćmy, że właśnie zarejestrowałeś kilka RAW-ów i zgrałeś je przy pomocy stacjonarnego Lightrooma na dysk twardy. Wystarczy stworzyć synchronizowalną kolekcję w segmencie „Collections” (lewa kolumna). Klikając w „+” wybieramy „Create Collection”, ustalamy nazwę i zaznaczamy opcję „Sync with Lightroom mobile”. Jeśli wszystkie procedury przeprowadziliśmy poprawnie, obok naszej nowej kolekcji powinna pojawić się ikonka synchronizacji.
W tej chwili na iPadzie powinny zacząć pojawiać się zdjęcia. Prędkość tegoż zależy m.in. od szybkości Waszego internetu – wykażcie się więc cierpliwością, zwłaszcza, gdy wprowadziliście do biblioteki kilkadziesiąt RAW-ów o dużej wadze.
Synchronizacja może działać też w drugą stronę – jeśli macie na iPadzie zdjęcia, które chcielibyście dodać do Lightrooma, można je w prosty sposób importować z lokalnych zbiorów. Dokonacie tego albo przez indywidualną selekcję każdego kadru, albo poprzez grupowe wrzucenie wszystkiego, co zapisaliście na tablecie. Ba – nawet z iPhone’a da się ściągnąć zdjęcia, jeśli tylko aktywowaliście tryb „Strumienia zdjęć” w Waszych iUrządzeniach.
Jeśli chodzi o same możliwości katalogowania, to poza kolekcjami mamy opcję flagowania – charakterystycznych gwiazdek, niestety, zabrakło.
Okno kolekcji
Poprzez tapnięcie ekranu dwoma palcami możemy wyświetlać różne informacje o wgranych RAW-ach. Poza podstawowymi danymi EXIF dostajemy też rozdzielczość, datę wykonania i nazwę pliku razem z rozszerzeniem. Podobnie jest zresztą w widoku samej fotografii, gdzie pojawia się dokładnie ta sama czcionka (i te same dane), którą znamy ze stacjonarnego Lightrooma. Dostajemy więc czas, wartość przysłony, histogram, czułość ISO, ogniskową czy model aparatu.
Kombajn to nie jest, ale lepszego narzędzia i tak nie znajdziecie
Lightroom Mobile jest – w skrócie – okrojoną wersją stacjonarnej aplikacji. Oprogramowanie ma wspierać wszystkie pliki RAW, które odczytuje standardowa wersja (5.4), a także obrazki zapisane jako JPEG i PNG. Działa to na prostej zasadzie – edytując kadr na iPadzie, zmiany synchronizowane są przez Creative Cloud i wyświetlane na laptopie czy komputerze stacjonarnym. Jednocześnie, oryginały mogą pozostać nienaruszone – jeśli tylko chcemy, możemy fotografię przywrócić do stanu początkowego.
Zmieńmy, na przykład, balans bieli. Wyżej widzicie zdjęcie oryginalne. Poniżej umieszczam natomiast zrzut przedstawiający klatkę po modyfikacji WB na ustawienie automatyczne.
W prawym, górnym rogu widoczna jest sympatyczna chmurka. Dotknięcie jej wywoła okno synchronizacji – możemy albo poczekać na samoczynne załączenie tego procesu, albo wymusić natychmiastowe przesłanie danych. Wywołanie spowoduje przesłanie danych do stacjonarnej wersji Lightrooma, gdzie już po kilkudziesięciu sekundach zmiany staną się widoczne. W moim przypadku (plik CR2 z redakcyjnego Canon EOS 600D) zajęło to ok. 30-40 sekund. Oto rezultat:
To samo dzieje się zresztą z każdymi innymi ustawieniami, które będziemy chcieć zmodyfikować. Oprócz balansu bieli, mamy do dyspozycji:
Poza wyżej wymienionymi, Adobe postarało się też o okienko „Previous…”, gdzie możemy pobrać niektóre ustawienia ze zdjęcia nieobrobionego, oraz o opcję „Reset”, czyli natychmiastowego przywrócenia fotografii do stanu początkowego.
Przejście do kolejnej sekcji, presetów, odbywa się poprzez wskazanie trzeciej ikonki na dolnym panelu. Na razie mamy do dyspozycji wyłącznie presety predefiniowane, wgrane przez samo Adobe – nie wiadomo, czy pojawi się opcja dodawania własnych. Ostatni tryb edycji to kadrowanie i obracanie fotografii. Możemy wybrać stosunek boków (1×1, 5×4, 11×8,5, 7×5, 3×2, 4×3 czy 16×9) i zablokować proporcje.
Nie zapominajmy o społecznościach
Wiadomości, skrzynka mailowa, Twitter, Facebook, Flickr i AirDrop – oto natywne aplikacje, w ramach których możemy udostępniać nasze mobilne dokonania. Wszystko odbywa się z poziomu Lightrooma, choć możemy też zapisać zdjęcie po obróbce do pamięci sprzętu i opublikować na Instagramie czy Google+.
Zobacz swoje zdjęcia w przeglądarce!
Wszystkie zmiany będą się też pojawiać na bieżąco w wymienionej wyżej witrynie. Po zalogowaniu otrzymamy możliwość podglądu naszej kolekcji bezpośrednio przy pomocy serwerów Adobe. Brakuje, co prawda, możliwości edycji w przeglądarce, ale i tak jest to dość ciekawa funkcja, która nie wymaga od użytkownika dodatkowych działań. Ot, zsynchronizujesz raz i po sprawie.
Trzeba liczyć na rozwój aplikacji
W mobilnym Lightroomie brakuje mi przede wszystkim takich funkcji, jak „Spot healing”, nie ma też obszernego zestawu korekt optycznych niedociągnięć z popularnych obiektywów, wspomnianych już presetów użytkownika, edycji każdego kanału z osobna czy gradientów. Cóż – większości zaawansowanych funkcjonalności po prostu nie udało się zaimplementować ze względu na ograniczoną moc obliczeniową iPada. Tablet może być jednym z najszybszych w swojej klasie, ale w porównaniu z dużo mocniejszymi komputerami klasycznymi przegrywa w przedbiegach.
Nie mam przy tym wątpliwości, że Adobe zmierza w doskonałym kierunku. Włączenie Lightrooma do Creative Cloud i wykorzystanie możliwości synchronizacji w tak prosty, elegancki sposób świetnie rokuje na przyszłość. Pewien jestem tego, że producent będzie tę aplikację rozwijał – już niedługo pojawić się ma wydanie na iPhone’a. Kto wie, może zobaczymy też osobną aplikację dla sprzętów bazujących na Androidzie.
Tymczasem należy Adobe pogratulować, bo program napisany jest kapitalnie. Pracuje szybko, bez najmniejszych kłopotów mierząc się z plikami o dużej objętości i wprowadzając w nich zmiany w czasie rzeczywistym. Dobrze funkcjonuje też synchronizacja z desktopem; zmiany pojawiają się zdecydowanie szybciej, niż mógłbym początkowo przypuszczać. Oby tak dalej!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dzisiaj zadebiutował Sony A1 II. Aparat numer jeden w portfolio Sony. Jak daleko idące są…
Po pięciu latach od premiery Z50, Nikon zaprezentował jego następcę. Nikon Z50 II to nowa…
RF 70-200 mm F2.8L IS USM Z, RF 50 mm F1.4L VCM oraz RF 24…
Testujemy Sony ZV-E10 II. Druga odsłona aparatu dla vlogerów, a raczej twórców treści. Względem poprzednika…
Panasonic odświeża swój aparat, który debiutował kilka lat temu. LUMIX S5D to aparat z kilkoma…
Aparaty Panasonika zyskują nowe życie. Dzięki tej nowości każdy z nich zaoferuje coś więcej niż…
Wraz z naszymi partnerami stosujemy pliki cookies i inne pokrewne technologie, aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane na urządzeniu końcowym. Używamy plików cookies, aby wyświetlać swoim Użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy oraz w celach analitycznych i statystycznych. Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień przeglądarki, oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej oraz naszych partnerów. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
Polityka Cookies