Opłata reprograficzna. To hasło zyskało ostatnio na popularności. Jeżeli ktoś słyszy je po raz pierwszy, to zapewne zna inne określenie owej należności: „podatek od piractwa”. Pojęcie ciekawe, a przy tym bardzo kontrowersyjne i wywołujące sporo emocji. Nie tylko w gronie piratów i ich ofiar. Zagadnienie dotyczy praktycznie nas wszystkich i wszyscy powinni wiedzieć, z czym mamy do czynienia.
Na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy, a właściwie już kwartałów, przywołana we wstępie opłata reprograficzna zdołała przykuć uwagę wielu osób i wywołać sporą burzę w mediach. Dla rzeszy odbiorców było to zapewne niezrozumiałe i nie wiedzieli oni co chodzi w konflikcie między Organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi (OZZ) z jednej strony oraz producentami i importerami sprzętu IT (a także różnego typu nośników) z drugiej strony. W tym wszystkim znajdujemy się jeszcze my, klienci zainteresowani zakupem sprzętu elektronicznego. Także i w tym przypadku sprawdza się stara prawda, która głosi, że gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Zacznijmy jednak od początku.
Czym jest opłata reprograficzna?
Opłata reprograficzna to „wynagrodzenie” należne twórcom z tytułu zwielokrotniania i utrwalania utworów przez osoby fizyczne w zakresie osobistego użytku. W założeniu opłatę przewidziano jako rekompensatę za straty ponoszone przez twórców wskutek zwielokrotniania ich dzieł przez odbiorców prywatnych przy wykorzystaniu określonych urządzeń i nośników.
źródło
Niektórzy stwierdzą, że mowa po prostu o piractwie i odszkodowaniu za praktyki tego typu. Z tym nie zgadza się jednak Stowarzyszenie Autorów „ZAiKS”, czyli jeden z głównych bohaterów niniejszego tekstu. Na stronie stowarzyszenia można przeczytać:
…opłata nie jest od „piractwa” i „piractwa” nie legitymizuje. Prawo autorskie dopuszcza korzystanie z cudzych praw bez pytania uprawnionego o zgodę i bez płacenia tantiem, w zakresie własnego użytku osobistego. Własny użytek osobisty obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów w kręgu rodziny i przyjaciół. Opłata od czystych nośników stanowi rekompensatę dla uprawnionych tj. twórców, artystów wykonawców , producentów i wydawców z tytułu wykorzystania ich praw w zakresie własnego użytku osobistego (czyli legalnego korzystania z utworów).
Wspomnianą przed momentem opłatę uiszczają importerzy oraz producenci urządzeń i nośników, a trafia ona do organizacji zbiorowego zarządzania. Te ostatnie mają rozdysponować pieniądze między twórców, wykonawców, producentów, wydawców. Mogłoby się zatem wydawać, że nas sprawa nie dotyczy, bo rozgrywa się między firmami działającymi w sektorze IT czy handlu, a „środowiskiem artystycznym”. Warto jednak pamiętać, iż producenci oraz importerzy przenoszą obciążenie finansowe na klientów kupujących drukarki, płyty CD czy dyski twarde. Przecież to oni, a nie producent sprzętu, mogą dokonać „zwielokrotnienia utworu”.
Opłata reprograficzna doliczana jest do ceny urządzenia albo nośnika i obciąża nasze portfele (piszę nasze, ponieważ zakładam, że każdy kupił przynajmniej raz towar objęty tym parapodatkiem). Rzesze ludzi nawet nie zdają sobie z tego sprawy, ponieważ do niedawna temat nie był nagłaśniany. Tymczasem nie jest to zagadnienie świeże – reguluje je ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z roku… 1994. W artykule 20. tejże zapisano:
1. Producenci i importerzy:
1) magnetofonów, magnetowidów i innych podobnych urządzeń,
2) kserokopiarek, skanerów i innych podobnych urządzeń reprograficznych umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu,
3) czystych nośników służących do utrwalania, w zakresie własnego użytku osobistego, utworów lub przedmiotów praw pokrewnych, przy użyciu urządzeń wymienionych w pkt 1 i 2
– są obowiązani do uiszczania, określonym zgodnie z ust. 5, organizacjom zbiorowego zarządzania, działającym na rzecz twórców, artystów wykonawców, producentów fonogramów i wideogramów oraz wydawców, opłat w wysokości nieprzekraczającej 3% kwoty należnej z tytułu sprzedaży tych urządzeń i nośników.
Opisywaną przez nas opłatą reprograficzną (zamiennie stosuje się nazwy copyright levies, CL) objęta jest znaczna część urządzeń elektronicznych, które mogą służyć do „zwielokrotniania utworów dla własnego użytku osobistego”. Oprócz przywołanych w ustawie magnetofonów czy kserokopiarek w spisie znajdziemy odtwarzacze mp3, karty pamięci, „zestaw telewizor z odtwarzaczem systemu DVD z funkcją nagrywania” czy „kamerę filmową nieprofesjonalną osobistego użytku”. Jeśli jesteście zainteresowani innymi pozycjami z listy, to odsyłam pod ten adres.
Stawki nie są jednolite i nie we wszystkich przypadkach wynoszą 3%, ale to już sprawa drugorzędna. Znacznie ważniejsza jest inna kwestia: skoro opisywane przepisy nie są nowe, skoro płacimy od dawna i nie wywołuje to powszechnego oburzenia, to dlaczego ostatnio o temacie zrobiło się głośniej? Tu dochodzimy do sedna sprawy: możliwe, że czekają nas zmiany.
Opłaty reprograficzne po nowemu
W połowie ubiegłego roku trzy OZZ, czyli ZAiKS, ZPAV i SAWP przekazały Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego swoje stanowisko w sprawie zmiany przepisów dotyczących opłat reprograficznych. Należy tu zaznaczyć, iż wbrew temu, co podawały wówczas niektóre media, nie był to projekt ustawy. Ministerstwo kilka miesięcy wcześniej zorganizowało spotkanie poświęcone ewentualnym zmianom w zakresie przywołanych opłat, a w czerwcu trzy organizacje zaprezentowały swoje stanowisko. Zaproponowano zmiany w rozporządzeniu Ministra Kultury z drugiego czerwca 2003 roku, w którym określono co jest objęte opłatą reprograficzną i ile powinna ona wynosić.
Pojawia się oczywiście pytanie: co chciały zmienić OZZ z ZAiKS na czele i w jakim celu? Odpowiedź jest bardzo prosta: organizacje zbiorowego zarządzania zauważyły, że świat poszedł do przodu i postanowiły na to zareagować. Przecież dwadzieścia czy nawet dziesięć lat temu na topie były zupełnie inne urządzenia i nośniki niż dzisiaj. Często korzystacie z magnetofonów, kaset VHS albo płyt CD? Podejrzewam, że nie. Popularność zdobyły nowe technologie, popularny stał się zupełnie inny rodzaj sprzętu, a to nie mogło umknąć uwadze OZZ.
ZAiKS oraz inne organizacje chcą, by w przypadku niektórych produktów podniesiono wysokość opłaty reprograficznej, a także, by część artykułów z listy (np. kasety VHS i megnetowidy) zastąpić innymi. Kontrowersje wzbudzają właśnie te inne artykuły, bo są to np. aparaty cyfrowe, komputery, tablety czy smartfony (oraz inne telefony komórkowe). Jeżeli jakiś sprzęt ma funkcję nagrywania, to powinien zostać obciążony parapodaktkiem. Czy przeforsowanie tych propozycji wiele zmieni? Zdecydowanie tak.
Warto np. wspomnieć o korzyściach, jakie mogą odnieść OZZ. Temu zagadnieniu bacznie przygląda się Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego Branży RTV i IT (ZIPSEE) i warto wspomnieć o ich wyliczeniach:
W 2013 r. organizacje reprezentujące twórców pobrały z tytułu parapodatku 27 mln zł. Część środków trafia do samych twórców, a część pozostaje na kontach organizacji. Według szacunków ZIPSEE, samo objęcie opłatą nowych urządzeń spowoduje wzrost dochodów organizacji twórczych o około 320-350 mln zł rocznie.
Biorąc pod uwagę wspomnianą kwotę, nie powinno nikogo dziwić, że OZZ chcą wprowadzić na listę nowe urządzenia i zmienić obowiązujące dzisiaj stawki. Gra toczy się o setki milionów złotych i z pewnością temat będzie przyciągał uwagę mediów w kolejnych miesiącach. Zwłaszcza, że jak już pisałem, zagadnienie jest niezwykle kontrowersyjne.
Potrzebna rekompensata czy relikt przeszłości i haracz?
Jeżeli zaczniecie szukać w Sieci tekstów poświęconych opłacie reprograficznej oraz proponowanym zmianom, to szybko zauważycie, że większość komentarzy nie zostawia suchej nitki na „podatku od piractwa”. Swoich racji bronią oczywiście ZAiKS i pozostałe OZZ, ale naprawdę trudno zgodzić się z argumentami i tłumaczeniami prezentowanymi przez tę stronę. Poniżej zacytuję kilka wątków, jakie można znaleźć na stronie zaiks.org.pl. Warto poświecić im uwagę, ponieważ w opinii ZAiKS prostują one „nieścisłości i przekłamania” serwowane w mediach. Trzeba przyznać Stowarzyszeniu, że w tekstach poświęconych opłatom reprograficznym faktycznie zdarzają się pomyłki i czytelnicy są czasem wprowadzani w błąd, ale to i tak nie przemawia na korzyść opłaty.
W niniejszym wpisie niejednokrotnie użyłem określenia parapodatek, w tekstach można też natknąć się na sformułowanie „podatek od piractwa”. ZAiKS nie zgadza się jednak z taką klasyfikacją:
Podatki nakłada Sejm i jest to powszechnie obowiązująca opłata na rzecz Skarbu Państwa, pobierana od wszystkich obywateli. Opłata od czystych nośników pobierana jest od producentów i importerów urządzeń umożliwiających pozyskanie kopii utworów oraz producentów i importerów czystych nośników służących do utrwalana utworów lub przedmiotów praw pokrewnych (artystycznych wykonań, fonogramów, wideogramów) przy użyciu w/w urządzeń.
Niby wszystko się zgadza, ale… No właśnie jest jakieś „ale”. Możemy unikać słowa podatek czy nawet parapodatek, lecz to kwestia drugorzędna. Choć tej opłaty nie nakłada Sejm i nie jest ona uiszczana na rzecz Skarbu Państwa, to można mówić o jej powszechności (podobnie może być w przypadku kontrowersyjnej opłaty audiowizualnej, ale to zagadnienie na inny wpis). Zapewne każdy z nas kupi w przyszłości telefon, telewizor, komputer, aparat czy jakiś nośnik danych i w ten sposób zostanie dotknięty opłatą reprograficzną. Odsetek ludzi, którzy nie zostaną nią w żaden sposób obarczeni będzie znikomy. ZAiKS nie powinien się także zasłaniać Ministerstwem Kultury:
Nałożenie i wysokość opłaty od poszczególnych urządzeń i nośników leży w gestii MKiDzN (z zastrzeżeniem, że nie może być wyższa niż 3% ceny sprzedaży) i to Ministerstwo decyduje od jakich nośników i urządzeń nakładana jest opłata i w jakiej wysokości.
Można przyjąć, że gdyby OZZ nie chciały pieniędzy od rzekomych (lub nawet rzeczywistych) strat artystów czy producentów, to urzędnicy nie uszczęśliwialiby ich na siłę.
Opłata pobierana jest od producentów i importerów, ale oni przenoszą ten ciężar na klientów. Oczywiście mogą tego nie robić i wziąć parapodatek na własne barki, lecz czasem jest to po prostu niemożliwie – niektóre firmy mogłyby się zderzyć z poważnymi problemami finansowymi. Wspomniane 3% wbrew pozorom może sporo zmieniać. Ten motyw warto rozwinąć, ponieważ ZAiKS przekonuje, że ewentualne zmiany nie wpłyną poważnie na ceny urządzeń i nośników (o ile oczywiście opłaty zostaną przerzucone na klientów) – najwyższa możliwa stawka to 3%, a to daje 3 zł od 100 zł czy 30 zł od 1000 zł. Dużo? Dla jednych tak, dla innych nie. Należy jednak mieć na uwadze, że nie chodzi jedynie o samą kwotę, lecz o zasadność opłaty: co z tego, że zapłacę mało, jeśli nie powinienem tego w ogóle robić.
„Podatek od piractwa” wzbudza kontrowersje od dawna, a powodów jest przynajmniej kilka – część z nich znajdziecie tutaj. Nie do końca wiadomo, jak go naliczać w niektórych przypadkach, dlaczego mają go uiszczać urzędy czy firmy drukujące własne dokumenty i w jaki sposób traci artysta, gdy ktoś nagra na płycie zdjęcia ze swojego ślubu. Ten ostatni wątek jest niezwykle istotny. Kupując smartfon czy aparat fotograficzny klient zapewne nie robi tego, by za chwilę rozpocząć kopiowanie dóbr kultury. Przecież podstawowym zadaniem wspomnianych urządzeń nie jest kopiowanie treści, lecz odpowiednio komunikacja i uwiecznianie rzeczywistości. Trudno uznać, by wykonanie połączenia do kolegi lub sfotografowanie drzewa przyniosło uszczerbek finansom artystów.
Producent/importer sprzętu, a finalnie klient płaci za potencjalne straty środowisk artystycznych. Każdy właściciel urządzeń objętych opłatą reprograficzną jest z góry uznawany za osobę, która będzie kopiowała treści. Nie chodzi zatem o to, że zapłacę 100 złotych więcej za komputer czy aparat i że nie zgadzam się z tym, bo stracę. Nie zgadzam się z tym, ponieważ nie zamierzam nikogo okradać, a kultura i środowiska artystyczne z pewnością nie stracą, gdy na moim biurku pojawi się nowy komputer. Co więcej, mogą dzięki temu zyskać.
OZZ zauważyły, że na rynku pojawiły się nowe urządzenia (chociaż z tym mają problem – na stronie ZAiKS występuje np. słowo „ipody”, a błędów tego typu jest więcej) i nośniki danych, ale nie zarejestrowały tego, że zmieniły się także inne elementy naszej rzeczywistości. W tym sposoby dystrybucji i konsumpcji treści. Przecież rynek nie ewoluował jedynie pod tym względem, że zamiast magnetowidu i telewizora korzystamy np. z tabletu. To jednak ma dla nich drugorzędne znaczenie. Liczy się przede wszystkim sama opłata, którą na siłę próbuje się wprowadzić (celowo nie używam słowa dostosować) do nowych realiów.
Pojawiają się oczywiście pytania: co dalej? Przecież niedługo wszystko będzie smart i naszpikowane elektroniką – widmo wpisania na listę produktów obciążonych opłatą reprograficzną zawiśnie np. nad samochodami, lodówkami czy sprzętem sportowym. W dłuższej perspektywie to samo może spotkać odzież albo rodzącą się właśnie kategorię gadżetów ubieralnych. Wszystko można obciążyć parapodatkiem, ale najpierw trzeba wytłumaczyć dlaczego klient ma zapłacić więcej. I trochę naciągane wydają się tłumaczenia w stylu: bo u innych też tak jest i to na większą skalę (a takiego argumentu używa ZAiKS). Fakt, że np. Holender płaci 5 euro opłaty reprograficznej, gdy kupuje smartfon (tak podaje ZAiKS), nie przekonuje mnie do tego, że płacić mam i ja. Wolałbym raczej dowiedzieć się, czy Holender zgadza się z tym dodatkowym obciążeniem.
Wyciąganie rąk po pieniądze uczciwych obywateli, konsumentów treści, którzy za nie płacą (nierzadko kilkukrotnie) nie jest uczciwe i sensownie uzasadnione. Podobno chodzi o dobro twórców, ale nie brakuje głosów, iż organizacje ich zrzeszające w znacznej mierze dbają o swoje interesy, a nie dobrobyt artystów. Przykład takiego działania podano w tym tekście. Czy krytyka pomysłów OZZ i CL to populizm i próba wyłgania się od słusznie pobieranej opłaty? Uważam, że nie, ale każdy powinien sam odpowiedzieć na to pytanie.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Donald musi celebrytom dać nowy żołd bo nie wszyscy już są tak chętni występować w roli „fanatycznych tuskistów”;)
Wprowadzić opłatę od farb i pędzli, tu często dochodzi do kopiowania dzieł wielkich malarzy!
a może wprowadzić podatek od też nielegalnych narkotyków? Opłata dodawana byłaby do fifek, strzykawek i np foli aluminiowej używanej do pakowania czekolady, z której korzystają brauniarze heh Przecież nie ma znaczenia, że przeciętny Polak kupi strzykawkę do podania sobie leków, a nie wstrzyknięcia heroiny… niech PŁACI!
Zastanawiam się kiedy ten podatek (bo to jest podatek) obejmie materiały budowlane. W końcu część sztuki jest utrwalana na ścianach budynków, bardzo często w złym stanie technicznym a więc przeznaczonych do wyburzenia. W momencie ich rozbiórki stają się nośnikami, ponieważ POTENCJALNIE można je zabrać z placu budowy.
Czy moze ktos wie co musze zrobic zeby dostac kase z tego podatku? (bo raczej jak nazwe sie artysta to raczej mi ta kasa z nieba nie spadnie) Warto wiedziec (jak dojdzie do nowelizacji tego prawa), w jaki sposob urwac troche kasy ^^
Zwykłe „zdzierstwo” kasy z obywateli!!! W takim razie, idąc tym tokiem myślenia ZAIKS, to niech mnie wsadzą do więzienia za próbę gwałtu, gdyż „narzędzie” gwałtu posiadam ,a skoro go posiadam, to jestem prawdopodobnym (kiedyś tam) sprawcą!!! Nie no, naprawdę chorym państwem zaczyna być ta nasza ukochana Polska!
Ta opłata jest tak samo potrzebna, jak abonament rtv. Aby nabić kasę nierobom…
kolejny skok na kasę „żeby żyło się gorzej”…
jak nic nie ściągam to dlaczego mam płacić kasę- że Task i Zaix tak chce- skandal….
Argumenty rozwalają się o sytuacje najprostsze – w ramach dozwolonego użytku osobistego wymieniam się z kuzynem płytami ulubionych zespołów. Nie następuje żadne powielenie treści, więc związek z nośnikami / nagrywarkami jest żaden. Dodatkowo wypalam kopie wszystkich aplikacji / gier, których utrata byłaby bolesna (np. taki M$ Office). Oryginały trzymam w szafce i nie sięgam po nie tak długo, aż nośnik zapasowy ulegnie uszkodzeniu. Powielenie treści następuje, ale przekazanie jej dalej w ramach kręgu osób bliskich już nie (Office mam przypisany do sprzętu).
Chcę być możliwie jak najbardziej „legalnym” użytkownikiem komputera, ale tego typu pomysły aż prowokują do walnięcia tego w diabły. Kupując program, grę czy muzykę przestaje się mieć świadomość, że płacimy komuś za produkt. Ciężko jest walczyć z naturalnym odczuciem, że kasa leci niemal wyłącznie do wszelkiej maści pośredników, do których nie ma powodu mieć szacunku względem dobrze wykonanego produktu.
Złodziejska praktyka w złodziejskim państwie,
Kolejny haracz czy też durny podatek w tym … państwie…oczywiste, że nie ostatni…