W ostatnim czasie zauważam wzmożone zainteresowanie i coraz szersze grono wielbicieli kobiet o miedzianych włosach i bladej cerze z delikatnymi brązowozłotymi plamkami. Bursztyn w oprawie z kości słoniowej, czyli w zasadzie każdy napotkany rudzielec, wzbudza zainteresowanie porównywalne do odkrytego na zapomnianej plaży kawałka tej wiekowej, szlachetnej żywicy.
Nie będę tutaj wyjątkiem – uwielbiam rude kobiety i z prawdziwą przyjemnością fotografuję te bądź co bądź trudne modelki. Bo z rudymi nigdy nie jest łatwo… Zacząć wystarczy od samego słowa „ruda” dla jednej komplement, dla drugiej standard, dla trzeciej niestety obelga. I bądź tu mądry kolego fotografie, wyczuje temat tak by już na wstępie swojej modelki nie urazić lub co gorsza nie narazić się na straty w otoczeniu i osobie własnej. Stereotypowo myśląc – są to panie o temperamencie ognistym jak ich piękne włosy. Zależność tą wytłumaczyła mi jedna z rudych, co za „ruda” raczej się nie obraża – otóż, gdy w czasach młodości bardzo wczesnej notorycznie narażane są na uwagi mocno niewybredne, atakujące cechę, na którą w okolicach wczesnej podstawówki nie bardzo ma się wpływ (później większość miedzianowłosych usiłuje się farbować – o zgrozo!) wyrabia się dość skuteczny odruch obronny – najpierw w postaci łokci i pięści, następnie soczystej ironii. Na charakter dam o warkoczach barwy zachodu słońca pracujemy sami – my mężczyźni, fotografowie, koledzy – nie kochając ich od samego początku tak, jak na to zasługują. Ja uświadomiony i pełen pokory staram się by moje wyjątkowe modelki nie czuły się rude a RUDE z dumą płynącą ze słowa i barwy.
Problemem kolejnym poza lingwistycznym labiryntem jest sam fakt pracy nad portretem. W mojej opinii wyróżnić możemy trzy typy urody, jaką prezentują omawiane w tym tekście damy. Otóż wiadomo, iż wszystkie są… rude, jednak niektóre poszczycić się mogą grzywą o głęboko miodowej barwie, inne lokami w odcieniu dojrzałego kasztana, kolejne to rudy nieco zgaszony, przywodzący na myśli pustynny piasek. Dla każdego z tych typów podejść należy z nieco innym nastawieniem i… ustawieniem światła, co dodatkowo utrudnia porcelanowa cera. Nie spotkałem jeszcze naturalnie rudej modelki o skórze ciemniejszej od porcelany i nie ukrywam, że chyba wcale bym nie chciał. Lubię wyzwania a praca z tak wymagającymi modelkami niewątpliwie nim jest. Ostatnim czynnikiem wzbudzającym odrobinę kontrowersji są piegi. W zasadzie każdy rudzielec je ma, jednak intensywność występowania i rozmieszczenie jest różne. I różny jest też stosunek noszącej je osoby to samego ich istnienie. Od palącej nienawiści po głębokie uwielbienie. Brązowe czy lekko rdzawe, rozsiane są na buziach, ramionach czy dekoltach. W zależności od wizji fotografa i ewentualnych obiekcji modelki należy wypracować kompromis w ich pokazywaniu. Sporo zależy też od samego kunsztu osoby obsługującej aparat – technicznie rzecz ujmując pieg to plamka, kontrast w stosunku do tła, jakim jest skóra. Eksponowanie piegów może doprowadzić do sytuacji, gdzie zamiast buzi modelki widzimy indycze jajo z wyostrzonymi cętkami i dodatkowo wszystkimi ewentualnymi niedoskonałościami cery.
Każdy fotograf ma swoje typy urody, które mu bardziej lub mniej odpowiadają. Ja bezwstydnie przyznaję się: blondynki są ok, brunetki są ok, ale najpiękniejsze są rude z całą swoją nieprzewidywalnością. Jedna z modelek (o dziwo ruda-farbowana) twierdzi, iż rudy to nie kolor a charakter. Ja uważam, iż raczej nie charakter a kolor duszy. W przypadku naturalnie obdarzonych przez matkę naturę pań jest to stwierdzenie w pełni określające te fotograficznie skomplikowane istoty. Nie spotkałem dotąd rudzielca, z którym nie złapałbym tego magicznego, sesyjnego kontaktu. Mimo, iż naiwnym jest nic porozumienia przypisywać barwie włosów, pozostanę przy tym przekonaniu dokładając kolejny mit – rude są fajne, fotogeniczne i świetnie się z nimi pracuje.
W nie tak dalekiej przeszłości za miedziany warkocz trafiało się na szafot… Dziś „red hair” trafiają do najsłynniejszych atelier, stają się muzami reżyserów, malarzy, pisarzy, poetów i … fotografów. Za „ogonami komet” oglądają się panowie bez względu na wiek, a panie nieobdarzone tą wyjątkową cechą przekopują półki drogerii i przesiadują w fryzjerskich fotelach upodabniając się do Marcii Cross, Julianne Moore lub nieco bliższej mojemu pokoleniu Poli Raksy. Powtórzę raz jeszcze by być dobrze zrozumianym – rudy to nie charakter… rudy to kolor duszy i właśnie duszę na fotografii uwiecznić najtrudniej. A ja też z racji sentymentu fotografuję rude pasjami!
Karolina Mazurkiewicz
Dziennikarka, manager, naukowiec. Współpracowała z takimi magazynami jak Foto-Kurier, Tatuaż.Ciało i Sztuka, Wnętrza Daniela. Jej teksty ukazują się również w biuletynie Canon-Foto-Klub, w wielu magazynach poświęconych fotografii i architekturze oraz czasopismach i publikacjach naukowych. W wolnym czasie zajmuję się organizacją wystaw i warsztatów fotograficznych. Z wykształcenia planista przestrzenny, obecnie doktorantka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej. W swojej pracy naukowej zajmuje się enoturystyką w Polsce, głównie w obrębie Dolnego Śląska. Miłośniczka kotów, fotografii i polskiej wsi.
Gregor Laubsch
Nagradzany w prestiżowych konkursach m in.: Egypt International Photo Contest 2012, Driven Creativity Competition 2012, CEWE meets Hasselblad Fotowettbewerbs 2013. Jego fotografie prezentowane były na wystawach autorskich („Rytuał”, Auto/Portret”), zbiorowych i pokonkursowych m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Gliwicach, Nowym Tomyślu a także Londynie i Kairze. Prace z jego portfolio publikowane są w magazynach poświęconych fotografii, modzie, sztuce, architekturze i designie a także tygodnikach i dziennikach. W swojej pracy skupia się na oddaniu emocji, zatrzymaniu chwili, uchwyceniu niedopowiedzeń i wieloznaczności. Na co dzień mieszka w Berlinie gdzie ma swoją pracownię.
Portfolio fotografa: www.gregorlaubsch.com
Profil FB (obszerne i często aktualizowane portfolio):
https://www.facebook.com/pages/Gregor-Laubsch-Photography/305343702856181
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.