Stowarzyszenie ASNE (American Society of News Editor) oszacowało, że w porównaniu z rokiem 2000 w gazetach codziennych zatrudnionych jest obecnie tylko 43 procent fotoreporterów. To ogromna różnica, potwierdzająca aktualne tendencje. Niekoniecznie dobre.
Jednym z głośniejszych przypadków ostatnich lat było CNN. W 2011 roku stacja zwolniła 11 fotoreporterów. Przeniosła też cały dział graficzny, pomniejszając go trochę. Tłumaczenie? Rozwój fotografii mobilnej, coraz więcej „dziennikarzy obywatelskich”, którzy z wykorzystaniem telefonu są w stanie dostarczyć zdjęcie wyraźnie szybciej i taniej (czytaj: za darmo).
W czerwcu pisaliśmy o sprawie Chicago Sun Times; wydawca dziennika wymówił umowy aż 28 fotoreporterom, pozbawiając etatu każdego pracownika redakcji, który na co dzień przemieszczał się po mieście ze służbowym aparatem. Wśród zwolnionych fotografów był m.in. laureat nagrody Pulitzera. Powód? „Czytelnicy poszukują nowych materiałów wideo (…) Niedługo rozpoczniemy kurs fotografii dla naszych pracowników (…) z wykorzystaniem iPhone’ów będą mogli tworzyć zdjęcia i filmy (…) Planujemy przeprowadzić warsztaty z montażu (…)”
To tylko dwa przypadki z ostatniego czasu. American Society of News Editors szacuje, że katastrofa jest nieodwracalna; dla amerykańskich redakcji pracuje już mniej niż połowa fotoreporterów (w zestawieniu z rokiem 2000). Ale nie jest to związane tylko z „demokratyzacją technologii”. Tu chodzi o podejście.
Prasa umiera. Nikt tego nie chce, ale tak jest. Amerykański Newsweek w całości przeniósł się na tablet. Olano druk. Bo za drogo, bo nieopłacalne, bo bez sensu. Teraz stawia się na interaktywność – i teoretycznie powinniśmy ten trend wspierać, ale…
Dobrej fotografii nic nie zastąpi. Nie mówię przy tym o frazesach pokroju „zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów”. Mówię o ludziach, którzy całe swoje życie poświęcili na naukę kadrowania, na zmarnowanie setek rolek filmów, na zużycie kilkunastu korpusów cyfrowych. Poziom światowej fotografii jest niesamowicie wysoki, czego dowodzą konkursy typu World Press Photo, polskie Grand Press Photo i inne imprezy poświęcone reportażowi. Nie można doprowadzić do tego, by sprawa stała się niszowa.
Te zdjęcia robią ci sami ludzie, którzy na co dzień pracują (albo, nie daj Boże, pracowali) w gazetach. Ci sami, którzy publikują na blogach typu Big Picture, dostarczając nam wizualnych perełek z każdej większej imprezy, z każdego istotnego wydarzenia. Fotografia kreacyjna i reklamowa to nie wszystko; jeśli każdy zajmie się tak dosłownym zarabianiem pieniędzy, to nikt już nie będzie rejestrować rzeczywistości na stosownym poziomie. Fotografowie wcześniej czy później nie będą mieli innej możliwości, skoro z prawdziwego reportażu coraz trudniej jest wyżyć.
Sama fotografia mobilna też nie jest problemem. Clue sprawy jest to, że jeśli potrafisz fotografować lustrzanką, to i telefonem zrobisz dobre zdjęcie. Dlatego też nie jestem w stanie słuchać kolejnych informacji o „szkoleniu pracowników”, o „nauczaniu”. Profesjonalista świetne zdjęcie zrobi nawet garnkiem. Amator – nie.
Miłość do zdjęć bierze się z ich długoletniego oglądania; jeśli taki czy inny redaktor nie miał styczności z dobrą fotografią, to żadne warsztaty mu nie pomogą. Najważniejsza jest chęć i złapanie przysłowiowego bakcyla, podczas gdy „zakładowa edukacja” kojarzy się raczej z przykrą koniecznością. Ze zmuszania nic dobrego jeszcze nie wyniknęło.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Ech. Wolę oglądać dobre zdjęcia niż jakiekolwiek „filmiki”. Tak samo wolę fotografować niż kręcić wideo.
U nas też media wspierają „dziennikarstwo obywatelskie” i również zachęcają do fotografowania czymkolwiek i dostarczania im materiałów. Pamiętam, że Fakt oferował zapłatę za takie materiały nadesłane nawet MMSem ale nie wiem czy dalej tak jest.
Sam dołączyłem jako fotograf do grona dziennikarzy obywatelskich ale w tym przypadku to jest raczej redakcja niż przypadkowi ludzie.
wszystko się rozwija, ale nawet jeśli znikną wydania drukowane, tak czy inaczej wszystko zostanie przeniesione do internetu, więc zapotrzebowanie na takie rzeczy na pewno nie zniknie
Może nie zniknie, ale wyraźnie zmaleje. Królować zaczynają treści interaktywne (które, notabene, też da się robić dobrze i źle).