Ogólne
|
Data premiery | 09.2013 |
Typ | bezlusterkowiec | |
Budowa
|
Wymiary | 130 x 94 x 63 mm |
Waga | 497 gram (z baterią) | |
Obudowa | magnezowa, uszczelniana | |
Matryca i procesor
|
Format i typ | 4/3, Live MOS |
Rozdzielczość | 16,1 Mpix | |
Czułość ISO | 100-25600 | |
Ekran
|
Rozmiar | 3″, 1,03 mln punktów |
Typ ekranu | TFT LCD | |
Rozdzielczość | 230 tys. punktów | |
Pozostałe
|
Nagrywanie filmów | 1920 x 1080, Motion JPEG/H.264, 30 kl./s |
mikrofon stereo | ||
Zdjęcia seryjne | 10 kl./s | |
Mechanizm czyszczenia matrycy | – | |
Stabilizacja obrazu | tak, matrycy, pięcioosiowa | |
Migawka | 60-1/8000s | |
Obsługa kart | SD/SDHC/SDXC | |
Lampa błyskowa | brak wbudowanej, współpraca z lampami zewnętrznymi | |
Hot-shoe | tak | |
Wizjer | elektroniczny, 100% pokrycia kadru, 2,36 mln punktów | |
Bateria
|
Typ/pojemność | Akumulator litowo-jonowy |
Wydajność | 350 klatek wg CIPA | |
Funkcje
|
Nastawy automatyczne | tak |
Nastawy ręczne | tak | |
Efekty | tak | |
Inne | opcjonalny adapter M43->43, Wi-Fi |
Wodoszczelność i wodoodporność, prosto z flagowego niegdyś E-5
Olympus tym razem zaszalał. O ile E-5 był uszczelnianą lustrzanką, a OM-D E-M5 ideałem designu, to jeszcze nie było połączenia obydwu aparatów. Do teraz. OM-D E-M1 jest – na papierze – sprzętem, któremu nic nie da się zarzucić. Sam zresztą jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się aż tak zaawansowanej konstrukcji; myślałem raczej o kolejnym bezlusterkowcu, ale raczej stojącym o półkę niżej, niż wciąż popularny E-M5.
W informacji prasowej możemy wyczytać, że E-M1 został „zaprojektowany w ścisłej współpracy z profesjonalnymi fotografami”. Cóż, widać efekty: mamy tu programowalne pokrętła, przełączniki i pierścienie, przez co szybko ustawimy przysłonę i czas pracy migawki, a następnie możemy, przy pomocy specjalnej dźwigni, wygodnie zmienić ISO czy balans bieli. To faktycznie sprytne rozwiązanie – chodzi o przełącznik, który widzicie po prawej stronie od przycisku blokady AEL/AFL.
Wrócę jeszcze na chwilę do uszczelnień, bo to zapewne będzie jeden z powodów, dzięki którym E-M1 stanie się hitem sprzedażowym. Aparat nie boi się kurzu, zachlapań i niskich temperatur, zupełnie tak, jak szanowany (i nieprodukowany już, niestety) E-5.
Definitywny koniec dużych korpusów E-Systemu
Nie będzie Olympusa E-7. Prawdopodobnie nigdy nie będzie Olympusa E-7. Japońska firma stawia wszystko na bezlusterkowce, ale o miłośnikach genialnej, „dużej” optyki nie zapomina, oferując opcjonalny adapter, którego zadaniem jest zapewnienie obsługi obiektywów Cztery Trzecie. A skoro już przy tym jesteśmy, to warto przejść do kolejnego akapitu…
Autofocus, którzy naprzemiennie korzysta z detekcji fazy i kontrastu
Przewaga E-M1 ma polegać właśnie na tym: na elastycznym autofocusie, który w zależności od rodzaju zamocowanej optyki, uruchomi mechanizm detekcji fazy lub detekcji kontrastu. To piekielnie sprytne rozwiązanie, faktycznie mogące sprawdzić się w praktyce; trudno powiedzieć, jeśli nie miało się aparatu w rękach. Jeszcze.
Podobnie jak w PEN-ach i pierwszym OM-D, Olympus zadbał o port akcesoriów AP2, do którego podepniemy nie tylko klasyczną, zewnętrzną lampę błyskową, ale też m.in. moduł Bluetooth czy lampy do makro.
Ale prawdziwa magia OM-D E-M1 to ergonomia. Z tego, co widać, Olympus zadbał o bezpośredni dostęp do wszystkiego, co najważniejsze. Co więcej, sporą część przycisków i pokręteł możemy personalizować w dużym stopniu – a nawet jeśli zrezygnujemy z tej możliwości, to i tak otrzymamy sprzęt godny pozazdroszczenia.
Świetną sprawą w E-M1 jest też dostęp do tych cech, którymi Olympus zasłynął (nie tylko) wśród bardziej wymagających amatorów. Są słynne filtry artystyczne, wewnętrzne opcje korekty aberracji chromatycznej czy rozległy dostęp do HDR.
To nie wszystko: jest jeszcze Wi-Fi, którego głównym zadaniem jest umożliwienie przesyłania zdjęć na smartfon czy tablet. Dostajemy też aplikację, dzięki której w prosty sposób będziemy zdalnie kontrolować bezlusterkowca.
1300 dolarów wydaje się godną ceną
To nie jest mała kwota, owszem. Olympus przygotował jednak ciekawą promocję, w ramach której właściciele któregoś z aparatów E-Systemu mogą kupić E-M1 do końca listopada 2013 roku – i wtedy za darmo otrzymacie adapter o wartości 200 euro. Jeśli zdecydujecie się na kupno w przedsprzedaży, czyli do końca tego miesiąca, dostaniecie nieodpłatnie pionowy uchwyt HLD-7.
Można chyba bezpiecznie przyznać, że Olympus sprostał wymaganiom, wprowadzając do oferty nowy korpus. Może nie skorzystamy już z większych lustrzanek, nie skorzystamy z wizjera optycznego – ale odważna decyzja firmy nie została podjęta bezpodstawnie.
Źródło: Olympus, DPReview
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Jak co roku zbieramy dla Was najlepsze promocje na sprzęt foto z okazji Black Friday…
Dzisiaj zadebiutował Sony A1 II. Aparat numer jeden w portfolio Sony. Jak daleko idące są…
Po pięciu latach od premiery Z50, Nikon zaprezentował jego następcę. Nikon Z50 II to nowa…
RF 70-200 mm F2.8L IS USM Z, RF 50 mm F1.4L VCM oraz RF 24…
Testujemy Sony ZV-E10 II. Druga odsłona aparatu dla vlogerów, a raczej twórców treści. Względem poprzednika…
Panasonic odświeża swój aparat, który debiutował kilka lat temu. LUMIX S5D to aparat z kilkoma…
Wraz z naszymi partnerami stosujemy pliki cookies i inne pokrewne technologie, aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane na urządzeniu końcowym. Używamy plików cookies, aby wyświetlać swoim Użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy oraz w celach analitycznych i statystycznych. Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień przeglądarki, oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej oraz naszych partnerów. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
Polityka Cookies