Podróżowanie z lustrzanką nie należy do najłatwiejszych. Solidny, duży korpus, obiektywy, lampy i akcesoria nigdy nie były wygodne w transporcie – od razu musisz pogodzić się z tym, że nawet jeśli uda Ci się efektywnie spakować, to nie będzie to pakunek małych rozmiarów. Sprawdźmy jednak, jak można ograniczyć ilość sprzętów, a jednocześnie wziąć wszystko to, co potrzebne.
Warto też uważać na niektóre zwyczaje – i kulturowe, i prawne. Te najpopularniejsze będziemy przytaczać w tekście.
Mimo wszystko pamiętaj, że wakacje to wakacje. Przede wszystkim masz robić zdjęcia i zależy to w zasadzie tylko od Ciebie, więc jeśli któryś z przytoczonych niżej pomysłów nie przypadnie Ci do gustu, to za nieudane kadry nie zwalaj potem winy na nas. 😉
W co się spakować
Jeśli będziesz podróżować własnym samochodem, to sprawa jest prosta. Kup dobrą torbę, z odpowiednimi, miękkimi wyściółkami. Dobrze, jeśli będzie ona wodoodporna albo przynajmniej wyposażona w specjalną pelerynkę przeciwdeszczową. Nie warto na torbie czy plecaku oszczędzać, bo jednak przenosisz w nich sprzęt o wartości kilku tysięcy złotych. Lepiej zatem raz wydać kilkaset, niż później płakać nad wylanym mlekiem i potłuczonymi obiektywami.
Lecisz? To zmienia postać rzeczy. Mając raczej skromny zestaw, sprzęt fotograficzny najlepiej spakować w bagaż podręczny. Będziesz go mieć zawsze przy sobie, sam za niego odpowiadasz i na pewno nikt nie będzie go wrzucać na resztę toreb z ubraniami. Musisz tylko zwrócić uwagę na wymiary i dopuszczalną masę takich pakunków, która często różni się w zależności od wybranej linii lotniczej. Uwierz mi, nie chcesz niespodzianek na pięć minut przed odlotem. Nikt nie chce.
Nie mając możliwości schowania wszystkich potrzebnych sprzętów do relatywnie niedużej torby, koniecznością będzie solidne zabezpieczenie, a czasem nawet i ekstremalne. Na rynku istnieją m.in. aluminiowe case’y, które oferują stuprocentowe bezpieczeństwo nawet najdroższej optyce. Tańszą alternatywą jest zwykła, duża (koniecznie firmowa!) torba na kółkach.
Osobiście największe zaufanie mam do Lowepro, ale fajne rzeczy robi też Crumpler. Trochę tańszym producentem jest Naneu, ale tu już trzeba wybierać bardziej dokładnie. Polecę również Think Tanka, choć to półka cenowo rzędu Lowepro.
Dla osób preferujących bardziej „naturalny” design, ciekawą propozycją będą akcesoria sygnowane logo National Geographic – ich charakterystyczna stylistyka przypadła do gustu wielu fotografującym. Niezłą propozycją może również plecak Thule Perspektiv, który posiada wyjmowane komory SafeZone, chroniące aparat i delikatne wyposażenie, będące jednocześnie rozwiązaniem modułowym, łatwo mieszczącym się w hotelowym sejfie.
Czasem warto zastanowić się też nad wykupieniem ubezpieczenia, nie tylko od kradzieży, ale też od zwykłego zniszczenia fizycznego. Jest to o tyle problematyczne, że zarówno w Polsce, jak i za granicą trudno dostać dobrą ofertę (wysokość składek jest często zatrważająca).
Co spakować i na co uważać
Po pierwsze – nie bierz więcej, niż potrzebujesz. Możesz być zdania, że absolutnie wszystko się przyda, ale najczęściej nie jest to prawda. Miałem kiedyś okazję polecieć do Liverpoolu tylko po to, by robić typowo „uliczne” zdjęcia – bardzo mnie wtedy kusiło, by wziąć ze sobą teleobiektyw klasy 300/4 (ciężki, duży i niewygodny). Nie wziąłem. Nie żałowałem. Nie miałem dla niego żadnego zastosowania. Nie wyobrażam sobie też, jak miałbym skutecznie łazić tu i ówdzie z dodatkowymi kilogramami w plecaku.
Warto też zastanowić się nad spakowaniem dwóch zoomów w miejsce czterech szkieł stałoogniskowych. Pewnie, weź sobie swoje ulubione 24/1.8, ale czy naprawdę potrzebujesz też 50-tki i 85-tki? Nie lepiej postawić na uniwersalność i, tym samym, sporo mniejszy ciężar?
Absolutną koniecznością jest zestaw do czyszczenia. Nie wiesz, co Cię czeka na miejscu. Nie wiesz, czy znajdziesz tam sklep fotograficzny z odpowiednimi akcesoriami – pędzelkiem, gruszką, ściereczką z mikrofibry. To akurat waży niewiele i lepiej zabezpieczyć się już w domu.
Nie zapomnij też ładowarki, ale uważaj na ilość zapasowych baterii. Niektóre linie lotnicze ograniczają ilość litu, jaką można wnieść na pokład samolotu. Przykładowo, taka amerykańska TSA pozwala wziąć jedynie około dwóch baterii – łącznie – co szczególnie dużą ilością nie jest. Oczywiście kontrole pod tym kątem zdarzają się bardzo rzadko i nie na wszystkich lotniskach, ale… Ale zawsze mogą nastąpić, a wtedy będziesz musiał te kilkadziesiąt złotych wyrzucić do kosza.
Możesz za to wziąć dużo kart pamięci. Są lekkie, wytrzymałe, wodo- i wstrząsoodporne.
Pomyśl nad skromną obudową podwodną na lustrzankę, nawet taką, którą możesz zrobić własnymi środkami w domu. Mokry sprzęt to często sprzęt niedziałający. Warto wyposażyć się w dużą ilość żelu krzemikowego, czyli tych charakterystycznych torebek z pudełek po butach. Mają one właściwości tzw. hydroskopijne, czyli pochłaniające wilgoć. To prosty, a jednocześnie bardzo efektywny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa Twoim aparatom i optyce.
Jeśli wybierasz się, na przykład, na lodowiec, to pamiętaj o najważniejszej zasadzie związanej z akumulatorem. Zapasową baterię musisz trzymać przy ciele, zapewniając jej odpowiednio ciepłe środowisko.
Kradzież… i prawo
Jadąc nocnym pociągiem, dobrze jest – wbrew pozorom – aparat władować do dużej i ciężkiej torby, dodatkowo zabezpieczając go alarmem. Za kilkadziesiąt złotych znajdziesz odpowiednie narzędzie, które zacznie emitować niezwykle głośny dźwięk, gdy tylko jedna część zostanie odczepiona od drugiej.
Do torby fotograficznej – tej podręcznej – przełóż ubrania. Złodziej intuicyjnie weźmie się za mniejszy pakunek, bo z ogromną walizą jest i trudniej uciekać, i trudniej się schować. Trudno tu o sztywne i uniwersalne reguły, ale takie rozwiązanie jeszcze mnie nigdy nie zawiodło.
Podobny, prosty alarm, warto zastosować w pokojach hotelowych czy motelowych. Najlepiej sprzęt mieć zawsze przy sobie, ale jeśli musisz zostawić aparat na miejscu – zabezpiecz go. Nigdy nie wiesz, czy ktoś akurat nie ma dostępu do Twojego pokoju.
Osobną sprawą są miejsca, w których – teoretycznie – nie można fotografować. Polskie prawo, summa summarum, robić zdjęć nie zabrania. Zabrania niektórych upubliczniać, ale jeśli chodzi o samo rejestrowanie rzeczywistości – możesz sobie łazić nawet z kamerą wideo i nagrywać każdy swój krok. Są jednak pewne ograniczenia.
To właśnie najważniejsze: ogromna różnica między prawem do fotografowania, a prawem do publikowania wykonanych zdjęć
Fotografowanie w muzeum, na przykład, nie może zostać Ci zabronione. Pracownicy mogą jednak poprosić o nieużywanie lampy, bo silny błysk faktycznie miewa negatywny wpływ na antyki.
Jeśli chodzi o inne instytucje czy sklepy – decyzja (w Polsce) tak naprawdę zależy od Ciebie, o ile nie masz do czynienia z budownictwem wojskowym, niektórymi placówkami rządowymi i innymi terenami o podobnym znaczeniu. Najważniejsze to kierować się zdrowym rozsądkiem, choć jedno jest pewne – żaden ochroniarz żadnego obiektu handlowego nie ma prawa żądać od Ciebie skasowania zdjęć. Zresztą, nawet jak skasujesz pod wpływem impulsu, to odzyskasz je sobie odpowiednim programem.
W innych państwach obowiązują często inne zasady. W Stanach Zjednoczonych ściśle przestrzegany jest zakaz fotografowania obiektów militarnych i takich, które mogą mieć znaczenie strategiczne. Jakiś czas temu powstał reportaż traktujący o tym, jak wielu niewinnych fotografów zostało podejrzanych o działanie niezgodne z amerykańskim prawem. Jednego nawet – Michaela Galindo z National Weather Service – odwiedziło FBI w kilka dni po jego dokumentalnych zdjęciach meteorologicznych.
Są to, rzecz jasna, przypadki skrajne, ale piszę o nich celowo. Ku przestrodze. Warto bowiem zapoznać się z prawem i przepisami kraju, którego kulturowe dziedzictwo zamierzasz uwieczniać.
Ceny w sklepach
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nigdy nie kupie lustrzanki jako amator . Jak sony dzis pokazalo wspanialy kompakt z jakoscia zdjec jak z amatorskiej lustrzanki .Wygoda porecznosc kieszonkowe wymiary .
Wole nawet kupic canona g1 x lub wysoiej klasy kompakt nikona .
A miec wygode w kieszeni aparat trzymac .