Nie każda marka jest utożsamiana z określonym stylem życia, stylem pracy czy działania – albo nawet stylem w ogóle. Nie każda może też pochwalić się produktami o szczególnej urodzie. Wyjątkowość buduje się przez lata. O renomę, którą najpierw trzeba pozyskać dzięki swoim konstrukcjom, trzeba nieustannie dbać. Każdy się z tym chyba zgodzi.
Właśnie w związku z tym wcale nie uważam, że ponad dwa miliony euro za aparat to kwota zbyt wysoka. Jakbym tyle miał – to też bym brał. Od razu.
O Leice, która w 2012 roku zawładnęła siecią
Najdroższy aparat na świecie
W maju ubiegłego roku na wiedeńskiej aukcji WestLicht Photographica pojawiła się Leica Null-Serie (czy 0-Serie, jeśli ktoś woli) o numerze seryjnym 116. To jeden z prototypów, których na świecie pojawiło się łącznie 25, a do dzisiaj przetrwało zaledwie 12 egzemplarzy. Niektórzy mówią też o 17, choć ta dodatkowa piątka nie doczekała potwierdzenia.
Licytację powstałej w 1923 roku Leiki rozpoczęto od „nędznych” 300 tysięcy euro. Gdy młotek opadł po raz trzeci, kwota była równa już 2,2 miliona euro. Razem z prowizją.
Dla kolekcjonerów zafascynowanych fotografią i samą Leiką była to zapewne gratka wręcz nieziemska. Następcami Null-Serie fotografowali najwięksi naszych czasów przez cały XX wiek (i nawet kawałek XIX). Leikę trzymałą w rękach Margaret Bourke-White, Andreas Feininger, Alfred Eisenstaedt, Yousuf Karsh, Robert Capa, David Seymour, Henri Cartier-Bresson, David Seymour, Diane Arbus… Wymieniać mogę bez końca. To marka-legenda, która w dalszym ciągu pozostaje jedną z ciekawszych firm na rynku.
Do dziś każda kolejna premiera z „czerwoną kropką” budzi ogromne zainteresowanie, przy czym mówię tu o prawdziwych aparatach, nie o rebrandingu modeli Panasonika.
Null-Serie to przebój
Leica 0-Serie z numerem 116 nie była jedyną, która kosztowała krocie. Zaledwie rok przedtem, w 2011, również w Wiedniu, sprzedano ten sam model, ale tym razem z numerem 107.
W ciągu zaledwie 20 minut z kwoty wywoławczej 200 tysięcy euro cena końcowa urosła do 1,3 miliona euro, co na cały rok dało temu właśnie aparatowi tytuł najdroższego na świecie.
Ale to nie wszystko, bo również inne konstrukcje z logo Leica Camera AG potrafią generować ogromne kwoty. Przykładowo, Leica MP-2 z oryginalnym napędem sprzedana została za ponad pół miliona euro, przez co momentalnie wskoczyła do pierwszej piątki najdroższych aparatów świata.
Droższa od obydwu wymienionych jest Leica M3D, powołana do życia w 1955 roku, a rozsławiona przez genialnego reportera magazynu LIFE (stanowiącego zresztą dom dla wielu mistrzów tej sztuki), Davida Douglasa Duncana. Co ciekawe, on sam zadbał o dopisek D i odpowiednią, mechaniczną modyfikację podstawowego korpusu – M3. Wersja Duncana stała się podwalinami kolejnego dalmierza, wspomnianego zresztą w poprzednim akapicie.
Najczęściej wysokie kwoty osiągają dokładnie te egzemplarze, które rejestrowały ważne dla współczesnej historii zdjęcia i były użytkowane przez fotograficzne legendy.
Widać zatem, jak dziadkowie słynnej Leiki IIIa (którą Eisenstaedt uchwycił to zdjęcie) zyskali na rozwoju swojej rodziny. Będąca nierozerwalnie złączona z największymi fotoreporterami, Leica pozostanie jeszcze na długo w sercach miłośników dobrych kadrów.
Kosztem portfela.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
witam, niestety nie mam takiego aparatu, może kiedyś będę posiadaczem jakiejkolwiek leici 🙂 tym czasem zapraszam do obejrzenia moich egzemplarzy aparatów, które zbieram kilka lat. zapraszam na bloga.