Słyszeliście już o tym, że zdjęcie laureata World Press Photo 2013 jest zmanipulowane? Pewnie, że słyszeliście. W końcu piszą o tym nawet na głównej stronie Onetu, co jasno wskazuje, że mamy na fotograficznym poletku skandal pierwszej klasy.
Nagrodzone na World Press Photo zdjęcie zostało sfałszowane?
– czytamy w tytule wpisu Aleksandry Parzyszek na Onecie.
Zwycięskie zdjęcie World Press Photo 2013 fotomontażem?
– pyta Antek Żółciak na łamach Świata Obrazu.
Sfałszowane zdjęcie dostało World Press Photo 2013?
– wtóruje serwis sdp.pl.
Zwycięskie zdjęcie World Press Photo 2013 zmontowane z trzech? Po co ubarwiać okrutną rzeczywistość?
– pyta Olga Drenda z Fotoblogii.
Rzut okiem na nagłówki i wiemy już wszystko – jest skandal i jest szum, czyli jest temat. Co prawda niepewny, oceniając po ilości pytajników w powyższych przykładach, ale kto by się tym przejmował. Zerknijmy zatem, czym blogerom i dziennikarzom podpadł Paul Hansen – autor kontrowersyjnej fotografii, na której widzimy grupę mężczyzn niosących ciała dzieci zabitych w czasie izraelskiego nalotu.
W telegraficznym skrócie
SDP pisze o możliwości sfałszowania zdjęcia, powołując się na ostatnią publikację extremetech.com i analizy zaprezentowane przez Neala Krawetza – kryminologa i analityka. Możemy w nich przeczytać o tym, że nagrodzona fotografia jest w rzeczywistości połączeniem trzech zdjęć, a ślady obróbki widać w informacjach zaszytych w cyfrowym pliku.
Autor odpowiada: nie ma mowy o manipulacji. Hansen stoi na stanowisku, że drobne korekty dokonane na RAWie są dopuszczalne, a nawet wskazane – wszystko po to, aby zdjęcie uczynić czytelniejszym.
Głos zabrało również gremium World Press Foto – powołani specjaliści (Hany Fraid z Dartmouth College i Kevin Connor z Fourandsix Technologies) są zdania, że praca spełnia wymogi formalne, a zastosowana przez autora obróbka mieści się w normie.
Wnioski? Wszystko zostaje, jak było. O co więc cały szum?
Bo dokument ma być podobno dokumentem
Problem od dawna jest ten sam i wraca jak bumerang. Jak zdefiniować, czym faktycznie jest manipulacja i gdzie leżą jej granice? Które techniki są jeszcze dopuszczalne w fotografii dokumentalnej, a które już nie? Czy poprawianie i „upiększanie” zdjęcia mieści się jeszcze w zakresie kompetencji dokumentalisty?
Takie stanowisko można zrozumieć w przypadku portretu czy mody, ale czy dokument, zwłaszcza wojenny, powinien być „piękny”?
– pisze Olga Drenda z Fotoblogii.
Wydaje nam się, że w tej chwili nie ma już wielkiego znaczenia to, czy zdjęcie było zmanipulowane i w jakim stopniu. Dużo ważniejsza jest utrata zaufania do profesjonalnych fotografów i prestiżowych konkursów, które trudno będzie odzyskać.
– komentuje Marcin Grabowiecki na łamach Fotopolis.
Przeglądając opinie zamieszczone w polskiej części globalnej sieci nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mało kogo obchodzi treść zdjęcia. Zamiast tego, wielu komentatorów (a i blogerów kilku się znajdzie) zawzięcie sprzecza się o to, ile diabłów można pomieścić na główce od szpilki. Bo manipulacja jest przecież z definicji zła. Bo w końcu dokument ma być dokumentem, co oznacza, że jeżeli facet na zdjęciu jest źle oświetlony, to ma takim pozostać. Z drugiej strony jednak ostrze krytyki wymierzone jest głównie w osoby pracujące w cyfrowej ciemni. Na fakt, że w tradycyjnej fotografii narzędzi do manipulacji również nie brakuje, mało kto zwraca uwagę. Może dlatego, że wybór rodzaju papieru czy korygowanie czasu wołania nie przemawia tak bardzo do wyobraźni, jak słynne suwaki w Photoshopie. Pewnie mało kogo również obchodzi fakt, że filtry połówkowe czy automaty do wołania RAW-ów w lustrzankach również stanowią formę manipulacji obrazem.
Nasuwa się zatem pytanie. Czy obraz z lustrzanki cyfrowej wołany z automatu jest lepszy, niż ręcznie obrobiony RAW, w którym wyciągnięto zakres tonalny? Czy ograniczenia sprzętu (które nie mają przecież wiele wspólnego z ograniczeniami naszego pojmowania świata) powinny dyktować nam jedyną słuszną formę dokumentowania rzeczywistości?
A może jednak lepiej skoncentrować się na treści? W końcu na tym niebywale kontrowersyjnym zdjęciu widać jednak przede wszystkim ludzką krzywdę. I widać ją będzie bez względu na to, czy twarze ludzi w korowodzie będą lepiej, czy gorzej oświetlone.
W całej tej sprawie jestem ciekawy tylko jednego – ilu komentatorów faktycznie dostrzegło problem pokazany na zdjęciu, a nie tylko ten związany z jego formą…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Oszustwo polega na tym, że zdjęcie zostało zmontowane z trzech ujęć tego samego motywu.
żenującym natomiast jest fakt i głos gremium World Press Foto – powołani specjaliści (Hany Fraid z Dartmouth College i Kevin Connor z Fourandsix Technologies) są zdania, że praca spełnia wymogi formalne, a zastosowana przez autora obróbka mieści się w normie.
Co nazywamy teraz normą manipulację, powszechne kłamstwo czy też montaż który ma za cel sztuczne podwyższenie rozdzielczości zdjęcia w imię fotografii dokumentalnej
no cóż oszustwo to oszustwo w jakikolwiek sposób zrobione było jest i będzie oszustwem złodziejstwem itp i jeszcze nagroda za to??! eehhh ci którzy dają te nagrody są tacy sam to też oszuści ba nawet dużo więcej to już są kry…..
A jeszcze dodałbym jeszcze jeden aspekt, mianowicie celowe działanie władz Izraela. Nie zdziwiłbym się, gdyby nad tym całym Black PR w sprawie zdjęcia pracowała jakaś specjalna komórka w Tel Awiwie…
Oczywiście, że w zdjęciach dokumentalnych najważniejsza jest treść. Dlatego we wszelakich konkursach w tej kategorii jedynym kryterium obok wspomnianej treści powinien być zakaz jakichkolwiek zabiegów w cyfrowej ciemni. Wtedy będzie można docenić prawdziwego dziennikarza/fotografa, a nie magika od Photoshop`a. W kwestii obojętności względem tematu tej fotografii to chyba nie ma się czemu dziwić. Włączając jakiekolwiek wiadomości codziennie widzimy śmierć dzieci i to niestety nie tylko na wojnie.