Dzisiaj porównamy dwie konstrukcje powstałe wedle nowoczesnego konceptu, Mikro Cztery Trzecie. Lumix DMC-G1 to pierwszy aparat w tym standardzie jaki ujrzał światło dzienne. Z kolei popularny PEN to owoc pracy pomysłodawcy całego tego przedsięwzięcia, czyli firmy Olympus. Jak oba aparaty wyglądają gdy pozbawić je medialnej otoczki i zestawić ze sobą? Kto będzie zwycięzca tej rywalizacji? Czyj produkt jest warty naszych pieniędzy? Przyjrzyjmy się naszym kandydatom.
Panasonic Lumix DMC-G1 – przegląd możliwości
G1 jest lekkim aparatem, zbudowanym na bazie czujnika Live MOS. Matryca posiada rozdzielczość 12.1 MP, a zastosowanie najnowszych technologii pozwoliło, jak twierdzi producent, poprawić sprawowanie się funkcji HDR (High Dynamic Range). Wyświetlacz LCD posiada przekątną 3 cale (rozdzielczość 460 000 punktów) i jest swobodnie obracany, co jest szczególnie przydatne w trudniejszych sytuacjach, gdzie nie zawsze możemy swobodnie widzieć co fotografujemy. Ponadto do naszej dyspozycji oddano elektroniczny wizjer, który posiada ten sam stosunek proporcji co ekran, ale ponadto wyposażony jest w funkcję wykrywającą zbliżenie oka, co zdecydowanie ułatwia przełączanie podglądu. Całości obrazu dopełnia jeszcze system czyszczenia matrycy z kurzu i pyłu, 23-punktowy AF, tryb zdjęć seryjnych (z prędkością 3 klatek na sekundę), ISO w przedziale od 100 do 3200, technologia Inteligentnego Trybu Auto ze śledzeniem AF (a do tego szybki system oparty o różnice kontrastu), w którym zawiera się choćby wykrywanie twarzy, czy eliminowanie efektu czerwonych oczu oraz, co bardzo ważne dla wielu miłośników fotografii, bardzo rozbudowany tryb ustawień ręcznych (zawiera się w tym także Szybkie Menu, które pozwala na błyskawiczną zmianę najczęstszych wartości). Krótko rzecz ujmując, G1 to aparat zdecydowanie warty zainteresowania.
Najważniejsze dane techniczne:
# Sensor Live MOS, matryca o rozdzielczości 12.1 MP;
# Zabezpieczający przed kurzem filtr ultradźwiękowy;
# Cyfrowy podgląd obrazu na żywo (100% pokrycie pola kadru);
# ISO 100 – 3200;
# System ustawiania ostrości oparty na detekcji kontrastu (gdy używany jest obiektyw nie kompatybilny z szybkim AF opartym na detekcji kontrastu AF, działa to jako wspomaganie AF);
# Tryby AF: wykrywanie twarzy / śledzenie AF / 23-polowe ustawianie / 1-polowe ustawianie;
# Inteligentny Trybu Auto;
# Szybkość migawki: 1/4000 ~ 60 s oraz Bulb (do około 4 minut);
# Zdjęcia seryjne około 3 kadrów na sekundę;
# 3-calowy ekran, swobodnie obracany (rozdzielczość 460 000 punktów);
# Obsługa kart SD/SDHC i MMC;
# Porty USB i HDMI;
# Gabaryty: szerokość 124mm / wysokość 83,6mm / grubość 45,2mm / waga 385g sam korpus.
Więcej informacji o tym modelu znajdziecie w naszym przeglądzie Lumixa DMC-G1.
Olympus E-P1 (PEN) – przegląd możliwości
Nowy PEN to nie tylko pierwszy aparat Olympusa z generacji Mikro Cztery Trzecie, ale jednocześnie powrót do stylistyki lat sześćdziesiątych. Znajdziemy więc zarówno nawiązanie do modelu PEN-F jak i wyraźne inspiracje konstrukcją słynnej M8 firmy Leica. E-P1 zbudowano na bazie czujnika High Speed Live MOS, matryca posiada rozdzielczość 12.3 MP, a za przetwarzanie obrazu odpowiada procesor TruePic V. Model posiada wbudowany system stabilizacji obrazu (prawdopodobnie jest to ta sama jednostka, która jest częścią lustrzanki Olympus E-620), działa on jednakże jedynie przy robieniu zdjęć. Co do nagrywania video, mamy do dyspozycji HD Stereo (1280×720 / 30klatek na sekundę / format AVI), w którym możliwe jest także wykorzystywanie filtrów artystycznych. Od strony programowej znajdziemy tutaj miedzy innymi tryb i-Auto (rozpoznawanie popularnych scen) i wyżej wspomniane filtry (które co ciekawe, można także stosować do zdjęć zapisanych w formacie RAW). Całości obrazu dopełnia obsługa kart SD, ISO od 200 do 6400 i tryb zdjęć seryjnych (z prędkością 3 klatek na sekundę). Próżno szukać w nowym PEN-ie wizjera (choćby i elektronicznego) czy lampy błyskowej. Jedyne co oddano nam do dyspozycji to stopka, która umożliwia nam skorzystanie z wyżej wymienionych dodatków jedynie w formie opcjonalnych, osobnych urządzeń.
Najważniejsze dane techniczne:
# Sensor Hi-Speed Live MOS 4/3, matryca o rozdzielczości 12.3 MP, procesor TruePic V;
# Zabezpieczający przed kurzem filtr ultradźwiękowy;
# Cyfrowy podgląd obrazu na żywo (100% pokrycie pola kadru, podgląd regulacji ekspozycji, podgląd regulacji balansu bieli, podgląd ustawienia gradacji (SAT), podgląd detekcji twarzy, podgląd perfekcyjnego ujęcia, możliwość wyświetlenia linii siatki, możliwość 7x/10x powiększenia, MF/S-AF, wyświetlanie ramki AF, wyświetlanie punktu AF, informacje o fotografowaniu, histogram);
# Stabilizator obrazu;
# ISO 200 – 6400;
# System ustawiania ostrości oparty na detekcji kontrastu (gdy używany jest obiektyw nie kompatybilny z szybkim AF opartym na detekcji kontrastu AF, działa to jako wspomaganie AF);
# Obszary ustawiania ostrości – 11 punktów (automatyczny oraz manualny wybór), 25 punktów (automatyczny wybór przy włączonej detekcji twarzy) lub 225 punktów (manualny wybór w trybie powiększonego podglądu);
# 19 programów tematycznych
# Zakres czasów otwarcia migawki – 1/4000 – 60 s;
# Zdjęcia seryjne około 3 kadrów na sekundę;
# Ekran HyperCrystal LCD (przekątna 3 cale, 230 tysięcy punktów);
# Nagrywanie video w HD Stereo (1280×720 / 30klatek na sekundę / format AVI);
# Obsługa kart SD/SDHC;
# Gabaryty: szerokość 120.5mm / wysokość 70mm / grubość 35mm / waga 335g sam korpus.
Więcej informacji o tym modelu znajdziecie w naszym przeglądzie Olympusa E-P1.
Podsumowanie
W obu wypadkach otrzymujemy bardzo przemyślane konstrukcje. Widać, ze producenci bardzo poważnie podeszli do kwestii uczynienia nowej technologii popularną. Zarówno E-P1 jak i G1 to aparaty małe i poręczne (udało się tego dokonać poprzez likwidację klasycznego lustra), zachowują jednakże przy tym funkcjonalność cyfrowych lustrzanek. Co więcej, dla obu modeli istnieje szereg konwerterów, umożliwiających użycie obiektywów pochodzących od większych braci ze standardu Cztery Trzecie. Choć podobieństw znaleźć można więcej, skoncentrujmy się może na różnicach dzielących oba urządzenia. Na plus Olympusa przemawia możliwość nagrywania video (i to przy zachowaniu bardzo dobrej jakości) oraz świetna jakość zdjęć. Pomimo iż poziom szumów cyfrowych obu aparatów jest w pełni akceptowalny, G1 wypada jednak na tym tle nieco gorzej (zobaczcie choćby przykładowe zdjęcia zamieszczone na portalu PictureStanford). Do tego dochodzi jeszcze kwesta optycznej stabilizacji obrazu, której niestety brakuje w modelu Panasonica. Recenzenci chwalą także niewielki rozmiar PENa, podkreślając iż choć nie jest to pierwszy model realizujący standard Mikro Cztery Trzecie, jest zdecydowanie najmniejszym. Panasonic jest pomimo niewielkich gabarytów, jednak zauważalnie większy od E-P1, co może mieć znaczenie dla wszystkich szukających aparatu na kształt kompaktu. Przy tym wszystkim fakt, iż producent pozbawił G1 kompletnie możliwości nagrywania video, sprawia że urządzenie to jest zwyczajnie mniej uniwersalne. Wszak w dzisiejszej dobie, coraz częściej spotyka się podobną funkcję nawet w tańszych kompaktach, nic więc dziwnego, że taki brak dziwi w aparacie za ponad 2 tysiące złotych.
Panasonic nie oddaje jednak pola w innych zastosowaniach. Po pierwsze posiada kilka bardzo ważnych elementów, których z kolei brakuje produktowi Olympusa. Po pierwsze elektroniczny wizjer, który przynajmniej w mojej opinii, jest bardzo przydatnym urządzeniem. Po drugie obracalny ekran LCD, o nie tylko solidnych rozmiarach, lecz także zdecydowanie lepszej niż u konkurencji rozdzielczości, a do tego bardzo szybkie odświeżanie i czujnik pozwalający na bezproblemowe przerzucanie się pomiędzy trybami podglądu. Po trzecie w końcu, lampa błyskowa, która choć w G1 ma moc zdecydowanie zbyt słabą, to i tak prezentuje się lepiej niż zabieg jaki zafundowali nam inżynierowie projektujący PENa. Co warto podkreślić, porównujemy przecież aparaty, które mają być w pierwszej kolejności poręczne i konkurujące na tym polu z kompaktami. A jak uniwersalnym nazwać można model, do którego trzeba dokupić oddzielnie światło czy wizjer?
W ogólnym rozrachunku, na pewno każdy z aparatów wart jest uwagi. Wady i zalety obu konstrukcji znoszą się wzajemnie. Nie można, patrząc jedynie na dane techniczne, zdecydowanie wskazać wielkiego wygranego, z tego prostego powodu, iż żaden z modeli jednoznacznie na ten tytuł nie zasługuje. Na pomoc przychodzi więc rachunek ekonomiczny. W przypadku E-P1, za sam korpus zapłacimy w granicach 3 tysięcy złotych. Kwota jaką musimy przygotować natomiast, by nabyć Lumixa G1 wraz z obiektywem, jest o 30% mniejsza. To chyba wyjaśnia wszystko. Pomimo niewątpliwych zalet i ciekawego projektu (czego nie można odmówić Olympusowi), wydaje się, iż raczej warto zdecydować się na urządzenie Panasonica. Albo, co także jest dobrym wyjściem, kupić jeden z bardziej profesjonalnych kompaktów i zapomnieć na razie o standardzie Mikro Cztery Trzecie.
Źródło: Olympus, Panasonic, PopPhoto, Imaging Resource, Digital Photography Review, CityBlogger, Digital Camera Resource, PictureStanford
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
DPMS: Fakt, iż do oferty wszedł już GH1 ma się nijak do treści tego tekstu. To jest porównanie miedzy G1 a E-P1. I tylko takie porównanie ma sens, bowiem oba aparaty prezentują zbliżony poziom cenowy. A GH1 (pomimo, że jest rzeczywiście bardziej funkcjonalny) jest przecież trzykrotnie droższy!
Co do jakości zdjęć, to jest ona porównywalna i to wyraźnie stoi w tekście. Pomimo jednak, że oba aparaty sprawują się podobnie, w mojej opinii nieznacznie (podkreślam nieznacznie) prowadzi E-P1 w przypadku stratnego zapisu. Co do RAW, przyznam szczerze ciężko mi ocenić. Powołujesz się na DPReview, ale przecież oni sami przyznali, że nie wiedzą jeszcze, na ile zdjęcia testowe RAW dla E-P1 są wiarygodne, z braku poprawnego konwertera (zdjęcia na tamtej stronie wywołano używając Capture One i Adobe Camera Raw, a sami redaktorzy stwierdzili, że jakiekolwiek różnice w jakości mogą być w znacznym stopniu zafałszowane programowo, poprzez brak oficjalnego wsparcia RAW dla E-P1 w czasie gdy testowano aparaty). Tak więc w tej kwestii zachowałbym póki co ostrożność.
I na koniec kwestia, od której rozpocząłeś. To prawda, że Panasonic montuje stabilizacje obrazu w obiektywach, a Olympus w korpusie. Jeśli przez cały czas użytkowania aparatu pozostajesz przy firmowych rozwiązaniach, to rzeczywiście taka różnica nie ma to znaczenia. W mojej opinii jednak, stabilizacja w korpusie jest lepszym pomysłem. Daje więcej możliwości wyjścia „na zewnątrz” ze sprzętem. I nie koniecznie mówię tutaj tylko o szkłach dostępnych tu i teraz (to tylko kwestia czasu, zanim pojawia się obiektywy trzecich firm, dedykowane pod oba modele).
Swoją drogą, ciągle zadziwia mnie ta pogoń za przekładaniem stabilizacji do obiektywów w tańszych modelach lustrzanek…
„…kwestia optycznej stabilizacji obrazu, której niestety brakuje w modelu Panasonica…” – autor artykłu nie jest zbyt rzetelny – standardowe, podstawowe obiektywy sprzedawane do Panasonica, także jako zestawy „kitowe” to: LUMIX G VARIO 14-45 mm F3.5-5.6 i 45-200 mm F4.0-5.6 – oba z wbudowaną stabilizacją optyczną; Panasonic montuje stabilizacje obrazu w obiektywach, Olympus w korpusie – stabilizacja matrycy.
Warto też pamiętać, że stabilizacja matrycy w Olympusie działa tylko z obiektywani zaprojektowanymi do standrdu Mikro 4/3, a nie ze wszystkimi innymi podłączanymi np. przez adapter.
Poza tym w momencie tworzenia tego artykułu, do oferty Panasonica wszedł już (jakiś czas temu) model Panasonic Lumix DMC-GH1 – wyposażony w nagrywanie filmów – tak jak Olympus. Co do jakości obrazów, to wg testów przeprowadzonych przez redakcję portalu Digital Photography Review dpreview.com, jakość zdjęć wykonanych w formacie JPG z Panasonica DMC-G1 i DMC-GH1 określono jako „excelent”, „impressive”, podobnie jak i Olympusa, natomiast jakość zdjęć w formacie RAW jest zdecydowanie wyższa u Panasonica – jest to wyraźnie widoczne na testach dpreview.com.
Cena nowego modelu Panasonica Lumix DMC-GH1 jest wyższa niż Olympusa – i to jest zdecydowany argument na niekorzyść tego pierwszego, natomiast Panasonic jest o wiele bardziej funkcjonalny.