Lumix DMC-G1 to pierwszy aparat w standardzie Mikro Cztery Trzecie jaki ujrzał światło dzienne. Panasonic rzutem na taśmę wyprzedził pomysłodawcę nowej technologii, firmę Olympus i z sukcesem wyprodukował swoją hybrydę na całe miesiące przed premierą E-P1. Należy zadać sobie jednak pytanie, czy G1 rzeczywiście oferuje coś nowego? Zaraz się o tym przekonamy.
Budowa
G1 jest lekkim aparatem z dobrze wyprofilowanym gripem. Z uwagi na brak klasycznego lustra, co wszak jest głównym rozwiązaniem nowego standardu, możliwe było znaczne zmniejszenie gabarytów całej konstrukcji. Jak już wiadomo, nie udało się osiągnąć tego stopnia miniaturyzacji co w PEN-ie Olympusa, nie zmienia to wszak faktu, iż G1 jest zauważalnie mniejszy i lżejszy niż każda cyfrowa lustrzanka na rynku (łącznie ze sławnym „najmniejszym modelem” czyli E-420). Przyciski i pokrętła rozmieszczono w dość ergonomiczny sposób, a wykończenie obudowy oraz metalowe mocowanie obiektywów sprawiają dobre wrażenie. Jak w większości obecnie produkowanych aparatów, znajdziemy tutaj gniazdo na karty pamięci SD, SDHC i MMC. Za zasilanie odpowiada bateria o pojemności 1250mAh, co wedle zapewnień producenta powinno wystarczyć na zrobienie około 350 zdjęć. G1 posiada wbudowaną lampę błyskową, jednakże tutaj należy z całą mocą podkreślić, iż jej moc (a co za tym idzie i możliwości) są zdecydowanie mniejsze niż w przypadku rozwiązań stosowanych w klasycznych modelach. Nie jesteśmy jednak ograniczeni tylko do tego, aparat ma standardową „gorąca stopkę” więc nie będzie problemu z korzystaniem z zewnętrznego światła.
Elektronika i optyka
G1 zbudowano na bazie czujnika Live MOS, matryca posiada rozdzielczość 12.1 MP, a zastosowanie najnowszych technologii pozwoliło, jak twierdzi producent, poprawić sprawowanie się funkcji HDR (High Dynamic Range). Ciekawostką jest fakt, iż jako przedstawiciel standardu Mikro Cztery Trzecie, aparat Panasonica nie posiada lustra, a co za tym idzie, inna jest konstrukcja migawki. W odróżnieniu od klasycznych cyfrówek, tutaj nie jest ona zamknięta w czasie gdy aparat nie jest włączony. Wyświetlacz LCD posiada przekątną 3 cale (rozdzielczość 460 000 punktów) i jest swobodnie obracany, co jest szczególnie przydatne w trudniejszych sytuacjach, gdzie nie zawsze możemy swobodnie widzieć co fotografujemy. Producent nie dał się ponieść chęci do maksymalnego upraszczania konstrukcji (jak zrobili to inżynierowie Olympusa) i pozostawił elektroniczny wizjer (pokrycie 100% pola widzenia). Bardzo przydatna rzecz tym bardziej, iż nie tylko posiada ten sam stosunek proporcji co ekran, ale ponadto wyposażony jest w funkcję wykrywającą zbliżenie oka, co zdecydowanie ułatwia przełączanie podglądu. By uzyskać całość obrazu, dołóżmy jeszcze system czyszczenia matrycy z kurzu i pyłu, 23-punktowy AF i ISO w przedziale od 100 do 3200, by mieć pewność, że mamy tu do czynienia z konstrukcją starannie przemyślaną.
Funkcjonalność
Na początek warto wspomnieć o obiektywach i mocowaniu. Choć aparat jest przedstawicielem nowego standardu to dzięki specjalnemu adapterowi, możemy podłączyć dowolne szkło z systemu Cztery Trzecie tej firmy. Jeśli chodzi o programowe zaplecze, model Panasonica wyposażony jest bogato. Technologia Inteligentnego Trybu Auto ze śledzeniem AF (a do tego szybki system oparty o różnice kontrastu), w którym zawiera się choćby wykrywanie twarzy, czy eliminowanie efektu czerwonych oczu to dość by móc traktować G1 jak poręczny kompakt. Z drugiej strony jednak, mamy bardzo rozbudowany tryb ustawień ręcznych oraz Szybkie Menu, które pozwala na błyskawiczną zmianę najczęstszych wartości. Aparat działa w trybie zdjęć seryjnych z prędkością 3 klatek na sekundę (jest to wartość podana przez producenta, w rzeczywistości mamy raczej 1,9 – 2,8 klatki na sekundę w zależności od okoliczności). Jeśli chodzi o wysokość szumów, Panasonic prezentuje się na tle konkurencji bardzo przyzwoicie. Co prawda przy wartości ISO 1600 możemy już w zasadzie zapomnieć o zdjęciu dobrej jakości, za to poniżej poziom szumów jest zdecydowanie niski.
Lumix DMC-G1 w liczbach
# Sensor Live MOS, matryca o rozdzielczości 12.1 MP;
# Zabezpieczający przed kurzem filtr ultradźwiękowy;
# Cyfrowy podgląd obrazu na żywo (100% pokrycie pola kadru);
# ISO 100 – 3200;
# System ustawiania ostrości oparty na detekcji kontrastu (gdy używany jest obiektyw nie kompatybilny z szybkim AF opartym na detekcji kontrastu AF, działa to jako wspomaganie AF);
# Tryby AF: wykrywanie twarzy / śledzenie AF / 23-polowe ustawianie / 1-polowe ustawianie;
# Inteligentny Trybu Auto;
# Szybkość migawki: 1/4000 ~ 60 s oraz Bulb (do około 4 minut);
# Zdjęcia seryjne około 3 kadrów na sekundę;
# 3-calowy ekran, swobodnie obracany (rozdzielczość 460 000 punktów);
# Obsługa kart SD/SDHC i MMC;
# Porty USB i HDMI;
# Gabaryty: szerokość 124mm / wysokość 83,6mm / grubość 45,2mm / waga 385g sam korpus
Podsumowanie
Lumix DMC-G1 to pierwszy aparat zbudowany zgodnie z nowymi zaleceniami. Stąd też jego premiera wzbudziła wiele emocji. Nic dziwnego więc, że głównie pisze się o zaletach tej konstrukcji. Recenzenci na każdym kroku podkreślają (i nie sposób się z nimi nie zgodzić), iż model Panasonica robi zdjęcia w bardzo dobrej jakości. Obrazy są żywe, kolory wiernie oddane, poziom szumów na tyle niewielki, iż w codziennym użytkowaniu nie powinien nam przeszkadzać. Wśród pozostałych zalet na miejsce pierwsze wysuwa się bez wątpienia wyświetlacz. W pełni obracalny, o nie tylko solidnych rozmiarach, lecz także dobrej rozdzielczości. Do tego bardzo szybkie odświeżanie (podobnie jak w elektronicznym wizjerze z resztą) i czujnik pozwalający na bezproblemowe przerzucanie się pomiędzy trybami podglądu. Ponieważ G1 budowany był z myślą o uniwersalności, zadowolić się nim powinni zarówno kompletni amatorzy jak i bardziej doświadczeni fotografowie (lecz ciągle jednak pozostający na poziomie raczej amatorskich rozwiązań). Dla tych pierwszych producent przygotował dobrze zrobioną serię automatycznych trybów i funkcji, dzięki czemu robienie zdjęć stanie się równie proste jak w przypadku kompaktu, dla drugich – pozostawiono cały szereg ustawień ręcznych w pełni umożliwiający dostrojenie urządzenia pod własne potrzeby. Jeśli do tego dołożymy bardzo dobre i staranne wykończenie i wykonanie oraz konstrukcję napakowaną elektroniką (system czyszczenia matrycy, AF czy HDMI), widać wyraźnie, że G1 to udany model.
Czy ma wady? Oczywiście. I to całkiem sporo, nawet jak na tak udaną konstrukcję. Najczęstszym oskarżeniem jest tryb nagrywania video, a w zasadzie jego brak. Panasonic miał tą funkcję dodać w modelu będącym następcą G1, czyli GH1 i rzeczywiście to zrobił, tyle tylko, że nowy aparat jest trzykrotnie droższy od starszego brata. Kolejną wadą jest brak optycznej stabilizacji obrazu. Nad tym można by było jeszcze przejść do porządku dziennego, licząc na zakup dobrego szkła z taką funkcją, tyle tylko że nie do końca dobrze jest z reklamowaną kompatybilnością G1 i starszych obiektywów. Po pierwsze sam adapter jest dość drogi (cena oscylująca w okolicy 170$), a po drugie tylko kilka obiektywów można wykorzystywać w ten sposób w pełni. Obrazu dopełnia w końcu lampa błyskowa, wyraźnie odstająca na niekorzyść od schematu do jakiego przyzwyczaili nas producenci lustrzanek.
W ostatecznym rozrachunku jednak, Lumix DMC-G1 to bardzo kusząca propozycja. Jest doskonałym pomostem pomiędzy światem kompaktów i lustrzanek. Urządzeniem, którego tak naprawdę brakowało na rynku. Ciężko jednak na razie powiedzieć, czy będzie potrafił pokonać swojego głównego rywala na rynku (przynajmniej póki co) – Olympusa E-P1. Wkrótce na lamach FotoManiaKa porównamy dla Was oba modele i może wtedy łatwiej będzie ocenić, na który z nich się zdecydować.
Źródło: Panasonic, Digital Camera Resource, Digital Photography Review, Imaging Resource
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.