Olympus OM-D E-M5 to aparat wyjątkowy z kilku powodów. Po pierwsze, jest pierwszym w ofercie japońskiego producenta urządzeniem formatu Mikro Cztery Trzecie, które nie należy do popularnej serii PEN. Po drugie, kosztuje ponad 4,5 tys. zł, co czyni zeń sprzęt nie na każdą kieszeń. Po trzecie w końcu, utrzymany w stylistyce retro, cechuje się solidną konstrukcją i niedużymi gabarytami, co jest dobrą wiadomością dla wszystkich osób szukających stylowego i kieszonkowego aparatu.
Od chwili premiery E-M5 z ciekawością i niecierpliwością czekaliśmy w maniaKalnej redaKcji na moment, aż sprzęt trafi w nasze ręce. Po kilkunastu dniach testów przyszedł czas wydać finalną opinię na temat aparatu. Czy warto kupić Olympus OM-D E-M5?
Wideo test Olympus OM-D E-M5
Budowa / Przyciski / Ergonomia
Jeżeli po usłyszeniu frazy „aparat z wymienną optyką” przychodzi Wam na myśl tani, plastikowy model pokroju Olympus E-PL1, E-M5 przyjemnie Was rozczaruje. Kompaktowy korpus zbudowany został ze stopu magnezu i tylko pojedyncze elementy wykończeniowe zrobione zostały z tworzywa sztucznego. Co więcej – producent zadbał o obecność uszczelnień, które gwarantować mają podwyższoną odporność na czynniki takie jak kurz, pył czy przypadkowe zachlapanie. Krótko pisząc, z aparatem do basenu skakać nie radzę, ale już deszcz w plenerze nie zaszkodzi Wam ani trochę.
… utrzymany w stylistyce retro, cechuje się solidną konstrukcją i niedużymi gabarytami…
Zdecydowanie jednym z największych atutów bezlusterkowców są nieduże gabaryty. Tak też jest w wypadku OM-D E-M5. Mały format (122 x 89 x 43 mm) i waga w okolicach 425 gramów oznacza, że sprzęt spokojnie możemy nosić w kieszeni kurtki lub w torebce – oczywiście pod warunkiem, że zrezygnujemy z wielkiego, ciemnego i nieporęcznego obiektywu M.Zuiko Digital 12-50 mm f/3.5-6.3 ED, który znajdziemy z zestawie z aparatem.
OM-D E-M5 dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i srebrno-czarnej. W obu wypadkach prezentuje się rewelacyjnie – wszystkie elementy są ze dobrze spasowane, korpus jest sztywny i solidny. Sprzęt, który miałem przyjemność testować, nie był świeżym egzemplarzem wyjętym prosto z pudełka – zanim trafił w moje ręce błąkał się po świecie przez kilka miesięcy. Pomimo to, obudowa i ekran nie są porysowane, nie ma luzów w łączeniach, a pokrętła i guziki chodzą tak, jak powinny. Jedyny mankament, jaki rzucił mi się w oczy, to stosunkowo głębokie żłobienia we frontowej części aparatu – lubi się w nich gromadzić kurz i pył, co utrudnia utrzymanie korpusu w czystości.
… z aparatem do basenu skakać nie radzę, ale już deszcz w plenerze nie zaszkodzi Wam ani trochę.
Prostokątna i prosta w kroju obudowa, została w prawej części lekko wyprofilowana – na przodzie projektanci umieścili niewielki (wręcz symboliczny) uchwyt, w tylej części zaś, obłożone gumową osłoną podparcie dla kciuka. O komforcie pracy znanym z lustrzanek możemy co prawda zapomnieć, ale też przy założeniach konstrukcyjnych i gabarytach OM-D E-M5 ciężko wymagać cudów.
Jedynym elementem, który wyraźnie wybija się ponad prostokątną linię obudowy, jest kopuła wizjera, zawierająca również port akcesoriów. Z pomocą tego drugiego do aparatu podłączyć możemy przeróżne gadżety Olympusa, w tym również dedykowaną E-M5, lekką i kompaktową lampę błyskową.
W przeciwieństwie do wielu innych konstrukcji Olympusa, w modelu E-M5 każdy centymetr przestrzeni został zagospodarowany. I tak na prawym boku znajdziemy zabezpieczone plastikową klapą gniazdo kart SD (SDHC/SDXC/UHS-I + wsparcie dla nośników Eye-Fi), na lewą stronę trafiły złącza Micro HDMI typu D i mini-USB 2.0 (chronione gumową osłoną), na spód zaś – gwint statywu (przesunięty w lewo względem osi obiektywu) oraz komora akumulatora, zabezpieczona przed przypadkowym otworzeniem za pomocą specjalnego zamka.
…każdy centymetr przestrzeni został zagospodarowany…
Górna listwa aparatu to same pokrętła (jedno wyboru trybów i dwa dla nastaw) i przyciski – nagrywania, funkcyjny Fn2 i spustu migawki. Tylna płyta urządzenia zdominowana została przez duży, 3-calowy wyświetlacz OLED, który zamontowany został na sankach umożliwiających wysunięcie i obrócenie ekranu. Po jego prawej stronie znajdziemy główny panel nawigacyjny – 5-przyciskowy manipulator + dodatkowe guziki MENU, INFO i kosza. Całość uzupełnia wygodny przełącznik ON-OFF (rozwiązanie bardzo funkcjonalne, a rzadko spotykane w dzisiejszych aparatach) oraz wyjątkowo bezsensownie ulokowane przyciski podglądu zrobionych zdjęć oraz funkcyjny Fn1.
Aparat obsługuje się dość szybko i wygodnie, choć rozbudowana klawiszologia może skutecznie odstraszyć początkujących fotoamatorów. Ponieważ jednak E-M5 nie jest aparatem do nich kierowanym, mnogość przycisków zaliczyłem na poczet zalet, nie wad. W zasadzie do każdego ustawienia, które może być nam przydatne podczas fotografowania, dojdziemy w dwóch krokach – bez względu na to, czy zdecydujemy się na podręczne czy główne menu. Do tego wszystkiego w łatwy sposób można skonfigurować sprzęt pod siebie, przypisując kluczowe nastawy pod dwa funkcyjne przyciski.
Akumulator / lampa błyskowa
Aparat zasilany jest z pomocą akumulatora litowo-jonowego BLN-1, o pojemności 1 220 mAh i napięciu 7,6V. Teoretycznie, bazując na deklaracjach producenta, możemy liczyć na 330 zdjęć na jednym ładowaniu, z czego 50% zrobionych zostanie z pomocą funkcji Live View. A jak jest w praktyce? W czasie testów spokojnie dochodziłem do pułapu 400-450 zarejestrowanych fotografii, przy aktywnym domyślnym trybie oszczędzania energii. To wynik, który spokojnie można uznać za przyzwoity.
… komora akumulatora jest zabezpieczona przed przypadkowym otworzeniem za pomocą specjalnego zamka.
Olympus zaprezentował również opcjonalny, dwuczęściowy uchwyt pionowy HLD-6, z pomocą którego możemy między innymi poprawić czas pracy aparatu na jednym ładowaniu, dokładając drugi akumulator BLN-1. Oczywiście nie ma róży bez kolców – za możliwość wykonania większej liczby fotografii zapłacimy widocznym zwiększeniem gabarytów i wagi całej konstrukcji.
Chcąc zachować możliwie kompaktowe rozmiary OM-D E-M5, japońscy projektanci zdecydowali się wyrzucić z korpusu lampę błyskową. W przeciwieństwie do pierwszych PEN-ów jednak, kupując aparat otrzymujemy w zestawie zewnętrzny, nieduży model FL-LM2, który zapewnia podstawową funkcjonalność. W ten sposób sami możemy zdecydować, czy lampa jest nam potrzebna, czy też możemy się bez niej obyć. Zawsze też możemy sięgnąć po jeden z większych i mocniejszych modeli firmy Olympus, kompatybilnych z portem akcesoriów.
- Zobacz lampy błyskowe kompatybilne z OM-D E-M5
Jeżeli pozostaniecie przy FL-LM2, do dyspozycji mieć będziecie zasilany z akumulatora aparatu sprzęt o liczbie przewodniej 10 (dla ISO 200) – podobne parametry posiada wbudowana lampa w modelu PEN E-P3. Krótko podsumowując, do naprawdę podstawowych zastosowań wystarczy. Bardziej wymagający użytkownicy zaś od razu powinni wymienić ją na sensowniejszy model – choćby kompaktowy FL-300R, ważący niecałe 100 gramów, a dysponujący liczbą przewodnią 28 i możliwością odchylenia reflektora).
Wyświetlacz / wizjer
Olympus OM-D E-M5 wyposażony został w duży, 3-calowy wyświetlacz typu OLED, którego rozdzielczość wynosi 610 000 punktów. Ekran umieszczono na specjalnych sankach, z pomocą których możemy monitor odchylić w górę lub w dół, co do pewnego stopnia ułatwia kadrowanie w nietypowych sytuacjach. Fakt, że sprzęt został wyposażony w takie rozwiązanie może tylko cieszyć – szkoda tylko, że projektanci nie postawili na mocowanie przegubowe, charakterystyczne choćby dla lustrzanki Canon EOS 600D.
Wyświetlacz „uzbrojono” w panel dotykowy, co w 2012 roku specjalnie nie dziwi. Choć dla większości fotoManiaków jest to zbędny „ficzer”, to z każdym dniem rośnie liczba osób szukających aparatu z tego typu rozwiązaniem. W OM-D E-M5 trudno jednak nazwać je super funkcjonalnym – w rzeczywistości z pomocą dotyku możemy co najwyżej wykonać zdjęcie (dotykając ekran w punkcie, na którym chcemy ustawić ostrość) lub przejrzeć zdjęcia w galerii, przy czym do powiększania i pomniejszania i tak musimy używać specjalnego suwaka, bowiem zabrakło w aparacie wsparcia dla więcej niż jednego punktu dotyku.
Ekran OM-D E-M5 generuje ładny i jasny obraz, a poziom podświetlenia i nasycenie możemy w ograniczonym stopniu (7 stopni dla temperatury barwowej i 5 stopni dla jasności) wyregulować pod kątem własnych potrzeb. Słabością tej konstrukcji jest tendencja do generowania niebieskiego zafarbu, jeśli patrzymy na monitor pod kątem – w praktyce jednak rzadko kiedy mi to przeszkadzało. Nieco bardziej irytująca jest natomiast kwestia niedostatecznej powłoki anty-refleksyjnej – w pełnym słońcu (którego w lipcu na szczęście nie brakuje) fotografowanie z wykorzystaniem ekranu OLED mija się z celem, bo mało co widzimy. I tu na pomoc przychodzi wbudowany wizjer.
… 3-calowy, dotykowy wyświetlacz OLED zamontowany został na sankach, umożliwiających wysunięcie i obrócenie ekranu.
Olympus OM-D E-M5 nie posiada lustra, a zatem rolę celownika pełni układ LCD – tutaj o rozdzielczości 1 440 000 punktów. Zapewnia on 100-procentowe pokrycie kadru oraz możliwość regulacji jasności i temperatury barwowej oraz korekty dioptrii. Ponieważ obraz, który widzimy został przetworzony już przez procesor, możemy korzystać ze wszystkich zalet podbicia czułości ISO, co oznacza, że nawet przy kiepskim świetle będziemy mogli spokojnie komponować kadr. Warto nadmienić, że przy wizjerze znajduje się czujnik, który automatycznie wyłączy ekran OLED, kiedy przyłożymy oko do muszli ocznej.
Podobnie jak w wypadku głównego wyświetlacza, tak i w celowniku mamy do dyspozycji kilka sposobów wyświetlania informacji, w tym również opcję zawierającą wykres przepaleń i niedoświetleń, co mi osobiście bardzo przypadło do gustu. Ważna uwaga: wizjer nie jest wierną kopią ekranu OLED, co oznacza, że nie wszystkie operacje dostępne dla głównego monitora powtórzymy z celownikiem – dla przykładu nie możemy oglądać zrobionych zdjęć (choć mamy podgląd zaraz po zarejestrowaniu fotografii) lub poruszać się po głównym menu.
Matryca / jakość zdjęć
Sercem testowanego aparatu jest matryca typu Live-MOS (krążą plotki, iż jej producentem jest Sony), o wymiarach 17,3 × 13 mm i efektywnej rozdzielczości 16,1 Mpix – z jej pomocą zarejestrujemy obraz o o szerokości maksymalnie 4 608 pikseli i wysokości 3 456 pikseli. Ponadto znajdziemy wewnątrz obudowy procesor obrazu TruePic VI – ten duet pozwala na osiągnięcie progu ISO 25 600, ze zmianą co 1/3 EV lub co 1 EV. Podstawowy poziom czułości to ISO 200. Elektroniczna migawka szczelinowa oferuje nam dostęp do czasów naświetlania z zakresu od 30 minut do 1/4000 s. (w krokach co 1/3, 1/2 i 1 EV).
Fotografując z pomocą OM-D E-M5 nie mogłem narzekać na wysoki poziom szumów lub na zakłócenia obrazu. Pomimo mniejszego formatu, czujnik w aparacie jest na naprawdę sensownym poziomie. Choć testując E-M5 z przyzwyczajenia trzymałem się progu ISO 200 – 800, to nieraz zdarzyło mi się również sięgać powyżej ISO 1 600 i w żadnym przypadku nie żałowałem swojej decyzji.
Nie mogę również narzekać na kłopoty w segmencie zakresu tonalnego czy automatycznego balansu bieli – w obu wypadkach sprzęt wypadł bardzo dobrze i zdecydowanie zasługuje na pochwałę. To doskonała wiadomość dla wszystkich miłośników systemu Mikro Cztery Trzecie – najwyraźniej japońscy konstruktorzy są w stanie wycisnąć z tego formatu więcej, niż można było początkowo zakładać. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że całkiem niezły Olympus PEN E-P3, dysponujący identyczną gabarytowo matrycą, ale o mniejszym stopniu upakowania, w testach wypadł… gorzej.
Poniżej zaprezentowano kilka wybranych zdjęć testowych, zrobionych z pomocą OM-D E-M5. Aby przejść do pełnowymiarowej fotografii w oryginalnej rozdzielczości, należy kliknąć w odpowiednią miniaturę. Aby następnie zapisać zdjęcie na dysku twardym, wybierz opcję Download the Original size.
ISO: 200; Migawka: 1/125 s; Przysłona: f/7,1; Ogniskowa: 50 mm |
… czujnik w aparacie jest na naprawdę sensownym poziomie.
Szybkość / stabilizacja / AF / nastawy
Olympus OM-D E-M5 – z racji niedużych gabarytów i stosunkowo dużej funkcjonalności – jest niezłym narzędziem dla osób zajmujących się fotografią uliczną. Potwierdza to również wydajny tryb zdjęć seryjnych – deklarowana przez producenta maksymalna prędkość zapisu na poziomie 9 klatek na sekundę jest faktem. Co prawda tylko przez pierwszą sekundę, ale to z reguły wystarcza. W późniejszym czasie szybkość rejestrowania kolejnych kadrów spada do około 1 klatki na sekundę, jeżeli wybieramy zapis do RAW. W wypadku JPEG zyskamy ułamek sekundy więcej.
Producent w komunikacie prasowym na temat OM-D E-M5 pisał, że w aparacie zastosowano 5-osiową stabilizację obrazu – w teorii oznacza to, że mechanizm skutecznie poradzi sobie z ruchem obrotowym (wokół trzech różnych osi) oraz przesunięciem w poziomie i pionie. Czy faktycznie umożliwia to osiągniecie zysku 5 EV? Tego nie udało mi się zweryfikować – bez problemu natomiast mogłem fotografować przy czasie równym 1/3 s. co w moim wypadku było już osiągnięciem w pełni satysfakcjonującym.
Olympus OM-D E-M5 jest niezłym narzędziem dla osób zajmujących się fotografią uliczną.
Niewątpliwą zaletą aparatu jest jego szybkość. Choć na rozruch potrzebujemy około 3 sekund, to późniejsza praca z E-M5 jest już prawdziwą przyjemnością. AF (oparty o detekcję kontrastu i 35 obszarów) jest celny i przy dobrym świetle działa w zasadzie bez widocznego opóźnienia. Nieco gorzej jest w kiepskich warunkach oświetleniowych, ale nawet wtedy sprzęt wybija się ponad przeciętność. Warto też zauważyć, iż obsługa aparatu jest płynna, a oprogramowanie nie ma tendencji do chwilowych przestojów. Krótko podsumowując, OM-D E-M5 + dobra i jasna stałka i nic Wam nie umknie. 😉
Na temat manualnych ustawień aparatu nie ma chyba większego sensu się rozpisywać – E-M5 posiada wszystko, co sprzęt dla bardziej wymagających fotoManiaKów posiadać powinien. Z najważniejszych, wartych podkreślenia rzeczy, warto wymienić zapis do formatu RAW i dostęp do elektronicznej poziomicy. A na początkujących fotoamatorów czeka zestaw predefiowanych nastaw, dostępny bezpośrednio z pokrętła trybów – od 23 scen (między innymi Panorama i 3D) do funkcji iAuto, w której nasza rola ogranicza się w zasadzie do naciskania spustu migawki.
Efekty / filmy
Olympus od dłuższego już czasu mocno promuje ideę filtrów artystycznych, jako pomysłu na kreatywne fotografowanie. Najciekawsze nowinki z reguły pojawiały się jako pierwsze w serii PEN – w wypadku E-M5 japoński producent postawił na nieco inną strategię, w efekcie której w aparacie znajdziemy najlepsze i najpopularniejsze filtry, starannie wyselekcjonowane z całej gammy dotychczasowych propozycji. Właściwych filtrów (czyli takich, które oferują coś więcej, niż tylko zmianę kolorystyki) jest jedenaście. Do tego, w menu znajdziemy jeszcze tajemnicze ustawienie ART BKT – to nic innego, jak tylko opcja jednoczesnego zapisania jednej fotografii we wszystkich możliwych stylach. Naprawdę mocna i przydatna rzecz – idealna w sytuacji, kiedy brakuje nam czasu na zastanawianie się, co właściwie chcielibyśmy ustawić.
Zdjęcie bazowe
|
Zmiękczenie ostrości
|
Cross Process
|
Delikatna sepia
|
Diorama
|
Dramatyczna tonacja
|
Fotografia otworkowa
|
Grafika Key Line
|
Jasny i lekki kolor
|
Pop Art
|
Tonowanie światła
|
Ziarnisty film
|
Jako kamera, E-M5 sprawuje się stosunkowo dobrze, choć do poziomu wytyczonego przez lustrzanki marki Canon czy Sony, trochę mu jednak brakuje. Od strony technicznej, mamy tutaj możliwość rejestrowania materiału w standardzie 1920×1080 60i (do wyboru 20 Mbps lub 17 Mbps, w obu wypadkach kompresja do formatu AVCHD) lub HD – tutaj skorzystać możemy albo z zapisu do AVCHD, albo do Motion JPEG.
Przykładowy film. Materiał nagrany przy ustawieniu najwyższych dostępnych parametrów (rozdzielczość 1.920 x 1.080 pikseli, 60i, 20 Mbps). Format: MOV. Czas trwania: 18 sekund. Wielkość pliku wynikowego: 42,5 MB.
Materiał nagrać możemy z użyciem jednego z filtrów artystycznych (w praktyce jednak większość w wypadku wideo nie ma większego sensu ze względu na znaczne obniżenie ilości klatek na sekundę), ewentualnie sięgnąć po nastawy ręczne – ISO (w zakresie 400 – 1 600), WB czy stabilizację obrazu.
Przykładowy film z użyciem filtra artystycznego. Materiał nagrany przy ustawieniu najwyższych dostępnych parametrów (rozdzielczość 1.920 x 1.080 pikseli, 60i, 20 Mbps). Format: MOV. Czas trwania: 7 sekund. Wielkość pliku wynikowego: 17,8 MB.
Warto na koniec dodać, że dołączony do zestawu z aparatem obiektyw M.Zuiko Digital 12-50 mm f/3.5-6.3 ED, jest specjalnie przygotowany pod kątem nagrywania filmów. Producent w wypadku tego szkła zaoferował specjalny mechanizm płynnego zbliżania/oddalania, który możemy aktywować przełącznikiem na obudowie. W wypadku uruchomienia tej funkcji, wystarczy przytrzymać lekko pierścień zoomu, by zmiana ogniskowej przebiegała automatycznie, z jednostajną prędkością, co w wypadku wideo sprawdza się znakomicie.
Podsumowanie, ocena i opinia
Olympus OM-D E-M5 to świetny aparat, oferujący użytkownikowi funkcjonalność zaawansowanej lustrzanki, zamkniętą w kompaktowym, wytrzymałym korpusie. Szybki AF, użyteczne wysokie ISO, wydajny tryb zdjęć seryjnych i możliwość dostosowania ustawień pod siebie, to cechy które ceni każdy, kto dużo fotografuje. Czy oznacza to, że E-M5 zrobi na rynku furorę? Niestety, raczej nie. Zawodowców matryca formatu Mikro Cztery Trzecie nie przekona, amatorów zaś odstraszy bardzo wysoka cena aparatu.
…funkcjonalność zaawansowanej lustrzanki, zamknięta w kompaktowym, wytrzymałym korpusie.
Jeśli jednak szukacie niedużej alternatywy dla lustrzanki, a cenę traktujecie jako argument drugorzędny, zdecydowanie zerknijcie na OM-D E-M5. Warto.
Każdy z najważniejszych elementów składowych został oceniony w skali od 1 do 10 punktów, gdzie 1 prezentuje poziom bardzo słaby, 5 jest odpowiednikiem standardów rynkowych, a 10 jest notą najwyższą. Średnia ocen stanowi ocenę całkowitą.
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- WYGLĄD / ERGONOMIA9
- WYDAJNOŚĆ ZASILANIA8
- MATRYCA / JAKOŚĆ ZDJĘĆ9
- FUNKCJONALNOŚĆ10
- NAGRYWANIE WIDEO9
ZALETY
|
WADY
|
Wyróżnienie redaKcji techManiaK.pl
Aparat zasługuje naszym zdaniem na wyróżnienie „Wybór redaKcji„.
Aparaty porównywalne z Olympus OM-D E-M5
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.