Olympus E-P1 to aparat, którego premiera wyczekiwana była przez wielu miłośników fotografii cyfrowej. Liczne informacje i zapowiedzi tylko podsycały ciekawość, wzmaganą dodatkowo przez dobrze poprowadzoną kampanię reklamową całej serii PEN. Razem z premierą poznaliśmy odpowiedzi na większość pytań. Zadajmy zatem sobie to najważniejsze, czy rzeczywiście było na co czekać?
Budowa
E-P1 to nie tylko pierwszy aparat Olympusa z generacji Mikro Cztery Trzecie, ale jednocześnie powrót do stylistyki lat sześćdziesiątych. Znajdziemy więc zarówno nawiązanie do modelu PEN-F jak i wyraźne inspiracje konstrukcją słynnej M8 firmy Leica. Na podkreślenie zasługuje prostota wykonania. W metalowej obudowie przeważają gładkie powierzchnie pozbawione wzorów i ozdób, proste linie i świetnie dobrane materiały oraz wykończenie. Aparat dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych, klasycznej chromowanej z czarnymi akcentami oraz białej. Na tle konkurencji zdecydowanie się wyróżnia, stąd też z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidywać można, iż raczej osiągnie status produktu z kategorii „warto posiadać” niźli „warto używać”. Ponieważ E-P1 to jeden z modeli flagowych nowego standardu, tak jak należało się spodziewać, nie jest duży. Jego rozmiar w zasadzie mieści się w normie przeznaczonej dla kompaktów, a przecież mamy tu do czynienia z aparatem posiadającym nie tylko wymienny obiektyw ale i możliwości niejednej lustrzanki. Istnieją jednak i słabe strony przyjętego przez projektantów Olympusa rozwiązania. Próżno szukać w nowym PEN-ie wizjera (choćby i elektronicznego) czy lampy błyskowej. Jedyne co oddano nam do dyspozycji to stopka, która umożliwia nam skorzystanie z wyżej wymienionych dodatków jedynie w formie opcjonalnych, osobnych urządzeń. Brak też rozbudowanych przycisków i pokręteł. Dysponujemy w zasadzie dość uproszczonym zestawem, który jednakże, co trzeba podkreślić, w zupełności wystarcza w większości zastosowań.
Elektronika i optyka
E-P1 zbudowano na bazie czujnika High Speed Live MOS, matryca posiada rozdzielczość 12.3 MP, a za przetwarzanie obrazu odpowiada procesor TruePic V. Cóż to oznacza dla przeciętnego użytkownika? Jak twierdzi producent, najnowsza elektronika zapewnia znacznie szybszy „przerób” obrazu, a dodatkowo umożliwia korzystanie z wyższej, niż w przypadku lustrzanek Olympusa, czułości, tak więc nowy PEN śmiało radzi sobie także z ISO 6400. Co więcej, sądząc po zdjęciach testowych wykonanych w laboratoriach Olympusa, TruePic V zdaje sobie także dość dobrze radzić z zakłóceniami kolorów, szumami i utratą ostrości. Warto jeszcze jednak poczekać z werdyktem na pełne i niezależne testy. Ciekawostką jest fakt, iż jako przedstawiciel standardu Mikro Cztery Trzecie, E-P1 nie posiada lustra, a co za tym idzie, inna jest konstrukcja migawki. W odróżnieniu od klasycznych cyfrówek, tutaj nie jest ona zamknięta w czasie gdy aparat nie jest włączony.
Aparat posiada wbudowany system stabilizacji obrazu (prawdopodobnie jest to ta sama jednostka, która jest częścią modelu E-620), działa on jednakże jedynie przy robieniu zdjęć. Co do nagrywania video, mamy do dyspozycji HD Stereo (1280×720 / 30klatek na sekundę / format AVI), w którym możliwe jest także wykorzystywanie filtrów artystycznych. E-P1 posiada ekran LCD o przekątnej 3 cali, co może jednak zaskakiwać – rozdzielczość wynosi jedynie 230 tysięcy punktów.
Funkcjonalność
Na początek warto wspomnieć o obiektywach i mocowaniu. Choć razem z premierą E-P1 Olympus wypuścił dwa dedykowane obiektywy (M.ZUIKO DIGITAL ED 14-42mm 1:3.5-5.6 i M.ZUIKO DIGITAL 17mm 1:2.8 Pancake) nie jest to jedyna alternatywa. Korzystając z jednego z dwóch adapterów, możemy bowiem podłączyć dowolne szkło z systemu Cztery Trzecie (znanego z lustrzanek tej firmy) i OM (starsze obiektywy). Przydatną rzeczą jest także system usuwania kurzu z matrycy i dwa pokrętła nastaw. Od strony programowej także nie ma co za bardzo narzekać. Znajdziemy tutaj szereg usprawnień, począwszy od opracowanego na nowo interfejsu graficznego użytkownika (podobnego nieco do znanego z Panasonica, Szybkiego Menu), przez tryb i-Auto (rozpoznawanie popularnych scen) na filtrach artystycznych kończąc (tutaj ciekawostka, filtry te można także stosować do zdjęć zapisanych w formacie RAW). Całości obrazu dopełnia obsługa kart SD, co z pewnością jest dobrą wiadomością dla większości użytkowników, z racji rosnącej popularności tego standardu.
E-P1 w liczbach
# Sensor Hi-Speed Live MOS 4/3, matryca o rozdzielczości 12.3 MP, procesor TruePic V;
# Zabezpieczający przed kurzem filtr ultradźwiękowy;
# Cyfrowy podgląd obrazu na żywo (100% pokrycie pola kadru, podgląd regulacji ekspozycji, podgląd regulacji balansu bieli, podgląd ustawienia gradacji (SAT), podgląd detekcji twarzy, podgląd perfekcyjnego ujęcia, możliwość wyświetlenia linii siatki, możliwość 7x/10x powiększenia, MF/S-AF, wyświetlanie ramki AF, wyświetlanie punktu AF, informacje o fotografowaniu, histogram);
# Stabilizator obrazu;
# ISO 200 – 6400;
# System ustawiania ostrości oparty na detekcji kontrastu (gdy używany jest obiektyw nie kompatybilny z szybkim AF opartym na detekcji kontrastu AF, działa to jako wspomaganie AF);
# Obszary ustawiania ostrości – 11 punktów (automatyczny oraz manualny wybór), 25 punktów (automatyczny wybór przy włączonej detekcji twarzy) lub 225 punktów (manualny wybór w trybie powiększonego podglądu);
# 19 programów tematycznych
# Zakres czasów otwarcia migawki – 1/4000 – 60 s;
# Zdjęcia seryjne około 3 kadrów na sekundę;
# Ekran HyperCrystal LCD (przekątna 3 cale, 230 tysięcy punktów);
# Nagrywanie video w HD Stereo (1280×720 / 30klatek na sekundę / format AVI);
# Obsługa kart SD/SDHC;
# Gabaryty: szerokość 120.5mm / wysokość 70mm / grubość 35mm / waga 335g sam korpus
Podsumowanie
Pomimo, że aparat nie jest jeszcze w sprzedaży, w sieci znalazły się już pierwsze szybkie omówienia i testy E-P1. Głównie opierają się na wydaniu przedprodukcyjnym, toteż nie są do końca miarodajne, ale dają przedsmak tego, czego możemy się spodziewać bo najmłodszym dziecku Olympusa. Generalnie przeważają wyśmienite opinie. Recenzenci chwalą przede wszystkich niewielki rozmiar aparatu, podkreślając iż choć nie jest to pierwszy model realizujący standard Mikro Cztery Trzecie, jest zdecydowanie najmniejszym. Pochwał doczekał się również sposób nagrywania video, a zwłaszcza znakomite parametry z użyciem jakich można dokonać zapisu. Świetną rzeczą jest zdecydowanie kompatybilność ze starszymi obiektywami, dzięki czemu możemy korzystać z rozbudowanej bazy szkieł nie będąc skazani jedynie na dedykowane produkty. Stylowa i metalowa obudowa znajdzie wielu zwolenników, a co ważne nie zwiększa znacząco ciężaru aparatu. 335 g to naprawdę niewiele jak na urządzenie o porównywalnych do lustrzanek cyfrowych możliwościach. E-P1 może być świetnym wyborem jako aparat do kieszeni, niewielki i poręczny, dający nie tylko możliwość zrobienia wysokiej jakości zdjęć ale także nagrań audio/video. Bardzo obiecujące są wyniki obrazujące działanie procesora TruePic V, jednakże tak jak pisałem powyżej, z ostatecznym werdyktem warto się jeszcze wstrzymać.
Jakie są zatem minusy najnowszego dziecka inżynierów Olympusa? Pomimo powszechnej fali pochwał znajdziemy tutaj bez problemu kilka znaczących zgrzytów. Na pierwszy plan wysuwa się brak wbudowanego wizjera i lampy błyskowej. W przypadku tego pierwszego, oddano nam co prawda funkcję podglądu na żywo na ekranie LCD, ale to absolutnie nie wystarcza. Spróbujmy zrobić zdjęcie w niezwykle słoneczny dzień, a przekonamy się, iż nie jest to takie łatwe. Zwłaszcza, że dysponujemy wyświetlaczem o zaskakująco niskiej rozdzielczości. 230 tysięcy punktów to stanowczo za mało jak na 3-calowy ekran. Strojenie ostrości czy przybliżanie obrazu może stać się prawdziwą udręką. Podobnie jest z lampą błyskową, a w zasadzie z jej brakiem. Poprzez taki zabieg zmniejszono uniwersalność zastosowań E-P1. Wystarczy, że zrobi się ciemniej albo jesteśmy na wieczornym przyjęciu i już pojawia się problem. Oczywiście możemy dokupić stosowne akcesoria, ale logicznie rzecz ujmując, posiadając zewnętrzny wizjer i zewnętrzną lampę błyskową, nie jesteśmy już w posiadaniu poręcznego prawie kompaktu, tylko raczej walizki z częściami. A przy tym wszystkim, możemy zamontować tylko jedno z urządzeń w tym samym czasie. Nagrywanie video posiada świetną (a przynajmniej tak początkowo się wydaje) możliwość nakładania filtrów artystycznych. I wszystko byłoby bardzo dobrze, gdyby nie jedna wada. Funkcja owa powoduje w niektórych wypadkach drastyczne obniżenie ilości generowanych klatek na sekundę, wobec czego wymiernie spada jakość naszego nagrania.
E-P1 znajdzie wielu zwolenników. To wiadomo już teraz. Jest zbyt dobrze zaprojektowany i pomyślany by nie stać się popularnym. Z ostatecznymi podsumowaniami należny się jeszcze wstrzymać do momentu rozpoczęcia sprzedaży. Wtedy zaczną pojawiać się prawdziwie miarodajne recenzje i testy. Na dzień dzisiejszy aparat prezentuje się świetnie, ma dobrą reklamę i szansę na osiągniecie statusu kultowego. Z drugiej strony jednak, rozważając na chłodno wady i zalety, wydaje się iż jednak projektanci tym razem poszli o jeden krok za daleko i dali nam, owszem mały, ale nie tak bardzo funkcjonalny aparat.
Źródło: Olympus, PopPhoto, Imaging Resource, Digital Photography Review, CityBlogger
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.