Instagram jest od wczoraj na ustach znaczącej większości użytkowników Androida. To hasło wybuchło prawdziwą epidemią na wszelkiego rodzaju stronach poświęconych tematyce nowych technologii – zwłaszcza pokrewnym branży urządzeń mobilnych. Aplikacja, która do niedawna była dostępna jedynie dla urządzeń sygnowanych marką Apple, pojawiła się w Google Play (dawniej Android Market).
Falę uniesienia, jaka temu towarzyszyła ciężko opisać. Można za to wyrazić liczbą – ponad milion ściągnięć pierwszego dnia. To mniej więcej obrazuje niecierpliwość, z jaką świat czekał na tą wersję programu. Jednak nie trzeba było długo czekać na pierwsze negatywne komentarze, a te pojawiły się jak grzyby po deszczu. Ze złorzeczeń i hektolitrów jadu ukrytego między wersami kolejnych opinii, można odczytać pewien ogólny przekaz – wiele osób było zawiedzionych, ponieważ oczekiwali czegoś innego. Nie pierwszy raz się okazuje, że zazdrość bywa ślepa. Czym zatem jest Instagram, dlaczego towarzyszy mu medialny szum, a przede wszystkim – czego możemy się tak naprawdę spodziewać po tej aplikacji?
Instagram to doskonała aplikacja stworzona z myślą o tych użytkownikach iPhone, którzy nieustannie poszukują nowych możliwości oraz ciekawych funkcji. Z powodu swojego podstawowego zastosowania jest przeznaczony przede wszystkim dla miłośników fotografii, lubiących na najróżniejsze sposoby modyfikować oraz wzbogacać efekty swoich prac, a także dzielić się nimi z innymi pasjonatami
fragment wpisu na stronie instagram.pl
Tak została opisana aplikacja na stronie instagram.pl. W tym krótkim ustępie, będącym niewielkim fragmentem większej całości, kryje się w zasadzie cała prawda. Oczywiście po wczorajszej premierze wersji androidowej, wpis należałoby zmodyfikować. Prawdą jest jednak, że do niedawna jedynie zwolennicy „jabłuszka” mogli korzystać z tego softu. Właśnie to było między innymi przyczyną rosnącej popularności Instagramu po obu stronach barykady.
iPhonowcy byli dumni z unikalnej dla iOSu (a przy tym użytecznej) aplikacji. Natomiast reszta świata z tego powodu cierpiała. Nie miały znaczenia inne aplikacje. „Trawa jest zieleńsza po drugiej stronie”, a „Cudze jest lepsze” – basta. Jednakże twórcy softu zwlekali z opracowaniem alternatywnej wersji. Osiągnęli przy tym zamierzony efekt. Wiele osób mając znikome pojęcie o realnych możliwościach iPhonowej edycji aplikacji wyolbrzymiało jej użyteczność do rozmiarów Złotego Graala. Internet oczywiście pochłania takie opinie jak gąbka, a zaowocowało to powstaniem medialnego szumu. Nie byłbym sobą gdybym osobiście tego nie sprawdził. Jak się okazało, Złotego Graala może i nie ma, ale negatywne opinie też są nad wyraz przesadzone.
Przede wszystkim celem sprostowania, należy wyjaśnić dokładnie czym jest Instagram. W telegraficznym skrócie – to aplikacja społecznościowa dla miłośników fotografii. Robimy zdjęcie (ewentualnie wykorzystujemy któreś z naszej galerii), edytujemy prostymi narzędziami, dodajemy efekt i ładujemy je przez internet na Facebooka lub inną pokrewną usługę. Brzmi prosto? Doskonale – bo to jest prosta aplikacja, chociaż jej słuszna waga (około 13 MB) może nieco mylić.
Instagram sam w sobie nie oferuje funkcji fotografowania. Każdorazowo byłem odsyłany do odpowiedniej aplikacji. Alternatywnie można skorzystać z gotowych fotografii. Bez względu na źródło, Instagram otworzy nam okno, w którym musimy wybrać interesujący nas fragment zdjęcia ograniczony do kwadratowego kadru. Trochę zmartwiła mnie skokowa zmiana kadru. Chyba nie ma nic bardziej frustrującego dla fotografa niż konieczność zrezygnowania z pewnym elementów kompozycji. To zdecydowanie najsłabsza strona aplikacji.
Akceptując wybrany fragment zdjęcia zostaniemy przeniesieni do okna edycji. To tutaj znajdziemy uproszczony do granic możliwości interfejs z trzema narzędziami ulokowanymi na górnej belce – dodanie ramki, rozjaśnienie i obrót fotografii. Pierwsze dwa z wymienionych działają na zasadzie On/Off. Nie mamy kontroli nad stopniem rozjaśnienia, czy też grubością dodanego obrysu. Na początku byłem mocno tym zdziwiony i zacząłem sympatyzować z rozgniewanymi użytkownikami, którzy wylewali z siebie jad na stronie aplikacji. Jednak szybko do mnie dotarło zamierzenie programistów – to nie jest soft graficzny. To aplikacja społecznościowa służąca do bardzo szybkiej obróbki zdjęcia i jeszcze szybszego pokazania jej znajomym, o czym się niedługo potem przekonałem.
Wróćmy jednak na razie jeszcze do okna edycji. Na dolnym pasku znajdziemy szereg efektów artystycznych (których naliczyłem aż siedemnaście), nawiązujących charakterem do fotografii analogowej z jej lat świetności.. Muszę przyznać, że niektóre z nich są ciekawe, ale znajdą się też takie, z których raczej nigdy nie skorzystam. To już oczywiście kwestia gustu. Programistom jednak należą się brawa za ilość, a przede wszystkim różnorodność filtrów. Oczywiście wszystkie wprowadzane przez nas zmiany są na bieżąco aktualizowane na podglądzie fotografii.
Gdy nałożymy interesujący nas efekt możemy przejść do następnego okna. Tutaj możemy włączyć funkcję Geotagowania. Urządzenie w miarę możliwości pobierze naszą lokalizację, a następnie wyświetli nam szereg opcji do wyboru. Ostatecznie lokację możemy wpisać własnoręcznie. Teraz wypadałoby wspomnieć, że aplikacja podczas pierwszego uruchomienia wymaga od nas utworzenia konta, które potem możemy zsynchronizować z następującymi usługami: Twitter, Facebook, Foursquare oraz Tumblr. Ostatnim krokiem jest bowiem zaznaczenie na których profilach chcielibyśmy opublikować edytowane zdjęcie.
Dodatkową funkcją związaną ze społecznościowym aspektem aplikacji jest możliwość oglądania najpopularniejszych zdjęć opublikowanych przez użytkowników Instagramu. Co więcej możemy dodać do naszego konta listę osób, których publikacje będziemy śledzić.
Na tym się kończy użyteczność aplikacji. W mojej opinii to wystarczająco dużo. Instagram działa bardzo szybko – wykonanie zdjęcia, jego edycja oraz opublikowanie na Facebooku zajęło około piętnastu sekund. Osoby szukające możliwość ręcznej edycji graficznej, mogą szukać dalej. Automatyka jest tu jednak rewelacyjna i dopasuje się w większości przypadków zadowalająco do wybranych przez nas zdjęć. Na koniec zaś powtórzę bodaj po raz trzeci – to aplikacja społecznościowa, nie graficzna. Jako taka sprawuje się świetnie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Po pięciu latach od premiery Z50, Nikon zaprezentował jego następcę. Nikon Z50 II to nowa…
RF 70-200 mm F2.8L IS USM Z, RF 50 mm F1.4L VCM oraz RF 24…
Testujemy Sony ZV-E10 II. Druga odsłona aparatu dla vlogerów, a raczej twórców treści. Względem poprzednika…
Panasonic odświeża swój aparat, który debiutował kilka lat temu. LUMIX S5D to aparat z kilkoma…
Aparaty Panasonika zyskują nowe życie. Dzięki tej nowości każdy z nich zaoferuje coś więcej niż…
SONY 85 mm f/1.4 GM II to druga odsłona topowego obiektywu portretowego producenta. Udało się…
Wraz z naszymi partnerami stosujemy pliki cookies i inne pokrewne technologie, aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane na urządzeniu końcowym. Używamy plików cookies, aby wyświetlać swoim Użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy oraz w celach analitycznych i statystycznych. Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień przeglądarki, oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej oraz naszych partnerów. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
Polityka Cookies