Zakładam, iż zetknęliście się kiedyś z hasłami Sprzedawca wspomnień albo Ty naciskasz przycisk, my robimy resztę (opcjonalnie Naciśnij przycisk – my zajmiemy się resztą). Większość Czytelników zapewne zdaje sobie sprawę z tego, iż ukuto je na potrzeby firmy Kodak i przez lata stanowiły one jeden z elementów obrazu korporacji niepodzielnie dominującej na rynku i wytyczającej nowe trendy w branży. Te czasy prawdopodobnie stają się zamkniętym rozdziałem w historii firmy i całego sektora – Kodak upadł i nic nie wskazuje na to, by odzyskał dawny blask i potęgę.
Stosunkowo niedawno (19 stycznia 2012) światowe media obiegła informacja, iż Kodak złożył do sądu w Nowym Jorku wniosek o ochronę przed wierzycielami. Można się było wówczas dowiedzieć, że długi firmy znacznie przekraczają wartość jej aktywów (6,75 mld dolarów wobec 5,1 mld dolarów). Na ustach wielu osób pojawiło się słowo bankructwo. Nie oznacza to jednak ostatecznego wymazania Kodaka z mapy amerykańskich przedsiębiorstw. Tamtejsze prawo upadłościowe przewiduje inne rozwiązania, a firma założona ponad 130 lat temu przez George’a Eastmana postanowiła z nich skorzystać.
Kodak zamierza wprowadzić w życie rozwiązanie wynikające z Rozdziału 11 Kodeksu Upadłościowego (Chapter 11 Bancruptcy Protection) amerykańskiego prawa spółek, który reguluje proces reorganizacji przedsiębiorstwa składającego wniosek o bankructwo. Rozpoczęcie tej procedury umożliwia restrukturyzację pod nadzorem sądu oraz dalsze funkcjonowanie firmy, a jednocześnie „odracza” wypełnienie jej zobowiązań wobec wierzycieli. Mówiąc w skrócie: Kodak dostał czas na to, by zrobić u siebie porządek, określić swój cel na przyszłość i zacząć zarabiać pieniądze, które musi oddać. Zyskano zatem czas – czy to wystarczy?
Niektórzy eksperci z branży są zdania, iż zyskanie kolejnych miesięcy nie pomoże Kodakowi i nie odwlecze tego co nieuchronne – firmę czeka zagłada, a obecne działania to jedynie przedłużanie agonii. Z innego założenia musieli wyjść decydenci Citibanku, którzy zdecydowali się udzielić firmie kredytu w wysokości blisko miliarda dolarów (dokładnie 950 mln dolarów). Dzięki temu ma być utrzymana płynność finansowa i ewentualne uzdrowienie przedsiębiorstwa stanie się bardziej prawdopodobne. Wsparcie ze strony Citibanku ma pozwolić firmie na dalsze dostarczanie towarów i usług na rynek, a co za tym idzie kontynuowanie walki o klientów i pozostawanie w głównym nurcie tego sektora (w dalszej części warto się zastanowić, o jaki sektor dokładnie teraz chodzi). Należy w tym miejscu podkreślić, iż wniosek o bankructwo dotyczy spółek Kodaka znajdujących się na terenie USA. Oznacza to, że poza terytorium Stanów Zjednoczonych wierzyciele nadal mogą się domagać uregulowania długów przez firmy należące do amerykańskiej korporacji.
Ruch wykonany przez niegdysiejszego amerykańskiego giganta nie był dla rynków zaskoczeniem. Już od kilku miesięcy mówili o nim zarówno branżowi eksperci i analitycy, jak i przedstawiciele samego Kodaka. Prognozowano jednak, że podobne kroki zostaną podjęte dopiero w lutym bieżącego roku. Już pod koniec października 2011 roku dziennikarze The Wall Street Journal informowali, iż Eastman Kodak szuka wsparcia w rozmiarze 900 mln dolarów. Wśród potencjalnych inwestorów wymieniano m.in. Silver Point Capital, Centerbridge Partners, Highbridge Capital Management. Jednocześnie wspominano, że firma może zbankrutować lub zostać przejęta. Ta druga opcja wydawała się całkiem prawdopodobna – akcje Kodaka bardzo poważnie straciły na wartości (w przeciągu całego poprzedniego roku potaniały o blisko 90%), więc zakup nie stanowiłby dla wielkich graczy żadnego problemu (nawet jeśli weźmiemy pod uwagę konieczność spłaty długów Kodaka), a przy tym możliwa była opcja uzyskania kredytów, które postawiłyby firmę na nogi. Tylko po co przejmować firmę znajdującą się w stanie agonii? W ostatnich latach odpowiedź na to pytanie staje się dużo łatwiejsza – dla patentowego portfolio.
Chyba nikogo nie muszę przekonywać, iż przez długie dekady Kodak był prawdziwym hegemonem branży fotograficznej. Pełnił przy tym rolę swoistego pioniera, który określał kierunki rozwoju dla swego sektora. Nie dziwi zatem fakt, że w tym czasie zebrano potężne patentowe portfolio, stanowiące dziś niezwykle cenny skarb firmy. W ostatnich latach to właśnie patenty umożliwiały korporacji dalsze funkcjonowanie i zapewniały niezbędne przychody (od roku 2003 firma mogła na nich zarobić nawet kilka miliardów dolarów). Oczywiście należy mieć na uwadze, iż Kodak patentował nowe technologie nawet wtedy, gdy znalazł się już w poważnych tarapatach – kiepskie wyniki finansowe i ciosy ze strony konkurencji nie przerwały pracy inżynierów zatrudnionych w biurach projektowych i laboratoriach firmy (przynajmniej w tych, których nie zamknięto). Nadal tworzono mniej lub bardziej przydatne rozwiązania i dziś nierzadko warte są one prawdziwą fortunę. Właśnie ten skarb miał pozwolić firmie przetrwać.
W sierpniu ubiegłego roku na rynku zaczęto wspominać o tym, że Kodak prezentuje gigantom z branży IT swoje portfolio patentowe i szuka na nie kupca. Transakcją mieliby się zająć pracownicy banku inwestycyjnego Lazard Ltd, których zadanie miało polegać (i w pewnym sensie nadal polega) na „upłynnieniu” 1100 patentów amerykańskiej korporacji. Oficjalnie nie mówiono o ewentualnych kupcach, ale po cichu wymieniało się przede wszystkim Google. Internetowy gigant leczył wówczas rany po przegranym boju o patenty Novell i Nortel i próbował w jakiś sposób zrekompensować sobie straty. Jednym ze sposobów było przęjecie Motoroli, prowadzono także rozmowy na temat wykupienia ponad 1000 patentów IBM. Decydenci z Mountain View nie mogli oczywiście przejść obojętnie wobec okazji jaką stwarzały kłopoty Kodaka i szybkie poszukiwanie pieniędzy przez kierownictwo tej firmy.
Na Google lista potencjalnych nabywców się nie kończy. Korporacją, która bardzo dba o poszerzanie i ochronę swojego patentowego portfolio jest też Apple (zwłaszcza, że firma ta toczy od dłuższego czasu patentowe boje z amerykańskim przedstawicielem branży fotograficznej). Kolejne przecieki i „niepotwierdzone źródła” wskazywały oczywiście na inne wielkie firmy z branży – Nokię, HTC, RIM, czy Samsunga. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, iż według zapewnień Kodaka, mowa o opatentowanych technologiach, które znajdują się w prawie każdym aparacie cyfrowym i urządzeniu mobilnym. Jest zatem o co powalczyć. Zwłaszcza, że niektóre z wymienionych korporacji miały już podpisane umowy licencyjne z Kodakiem. Po co płacić komuś za użytkowanie jego patentów, skoro można przejąć same patenty?
Ewentualna sprzedaż patentów stała jednak pod znakiem zapytania – firma nie mogla znaleźć kupca lub oferowane kwoty nie satysfakcjonowały decydentów Kodaka (trudno to stwierdzić, ponieważ kwestia raczej nie była głośno omawiana przez zainteresowane strony). Warto jednak podkreślić, iż spory wpływ na przebieg rozmów (w tym ich fiasko) miał spór patentowy toczony z Apple i RIM. W roku 2010 Eastman Kodak złożył pozew przeciw wspomnianym firmom i wskazywał w nim, że naruszono jego patenty m.in. w zakresie technologii umożliwiającej przeglądanie zdjęć na ekranie telefonu. Sprawa trafiła do ITC (The United States International Trade Commission – Amerykańska Międzynarodowa Komisja Handlu), która miała zdecydować, czy firmie Eastman Kodak należy się rekompensata w wysokości 1 mld dolarów. Suma ta mogłaby bardzo pomóc legendarnemu producentowi aparatów i pomóc mu przezwyciężyć trwające od lat problemy. Z kolei niekorzystny wynik boju byłby przysłowiowym gwoździem do trumny. Co zdecydowała ITC? Nim o tym wspomnę, muszę nadmienić, że Kodak nie zamknął listy pozwanych na Apple i RIM – w gronie tym znalazły się także firmy Samsung i LG. Koreańczycy postanowili jednak pójść na ugodę i wypłacili Amerykanom olbrzymie zadośćuczynienie (blisko miliard dolarów). To pozwalało inwestorom Eastman Kodak patrzeć w przyszłość z pewna dawką optymizmu. Rzeczywistość okazała się jednak bardzo brutalna.
ITC miała podjąć decyzję w tej sprawie do końca 2011 roku. Zamiast werdyktu strony usłyszały jednak, że na rozstrzygnięcie sporu przyjdzie im poczekać do września 2012 roku. Całkowicie komplikowało to plany Kodaka – zainteresowanie patentami, które mogą się okazać bezużyteczne nagle zmalało. Jednocześnie potencjalni kupcy czekali na dalsze poczynania firmy. Jej upadek pewnie ucieszyłby wiele korporacji (w tym wspomniane już Apple i RIM). Z pewnością liczna grupa osób działających w branży IT liczyła na to, że decyzja ITC dosłownie zakończy żywot Kodaka (przedstawiciele firmy mówili pod koniec grudnia i na początku stycznia, iż stoją na krawędzi przepaści i tylko wsparcie kredytowe pozwoli im myśleć o dalszej przyszłości). Ich prośby zostały spełnione.
Kodak zamykał rok 2011 z bagażem bardzo złych informacji: za jedną akcję firmy płacono kilkadziesiąt centów (w roku 1997 cena jednej akcji kształtowała się na poziomie około 90 dolarów), spór z Apple i RIM niebezpiecznie się przeciągał, a straty w roku 2011 sięgały pułapu 400 mln dolarów. To nie mogło napawać optymizmem. Zwłaszcza, że korporacja otrzymała wkrótce ostrzeżenie od władz nowojorskiej giełdy. Utrzymujące się przez dłuższy czas niskie notowania papierów wartościowych Kodaka (30 dni poniżej 1 dolara za akcję) sprawiły, iż przedsiębiorstwo dostało ultimatum – albo przekona do siebie inwestorów albo będzie musiało się pożegnać z giełdą.
Swego rodzaju światełko w tunelu dla Kodaka pojawiło się na początku bieżącego roku, gdy chęć wsparcia firmy wyrazili przedstawiciele Citigroup. Kodak dostawał dodatkowe miesiące (ostatecznie okazało się, iż będzie to 18 miesięcy), które mógł wykorzystać na restrukturyzację i podbijanie ceny swojego portfolio (zwłaszcza w obliczu poprawy nastrojów na amerykańskim rynku). Początek roku przyniósł jeszcze kilka innych ciekawych informacji. Po pierwsze, Kodak ogłosił, że przebudowuje swoje struktury i skupia się na dwóch sektorach: technologiach cyfrowych (chodzi głownie o drukarki do fotografii cyfrowej) dla klientów indywidualnych oraz dla segmentu korporacyjnego. Nowy system miał być bardziej wydajny, a przez to mógł zmniejszyć straty firmy i w dalszej perspektywie zapewnić jej zysk. Kwestie reorganizacji miały być konsultowane z firmą prawniczą Jones Day, którą Eastman Kodak wynajął na przełomie września i października ubiegłego roku. Restrukturyzacja, wedle założeń firmy, powinna się zakończyć już w 2013 roku. Na tym jednak nie koniec – Kodak postanowił kontynuować walkę z Apple i innym firmami w zakresie ochrony swej własności intelektualnej.
Na początku stycznia (zapewne Kodak wiedział już wtedy, że otrzyma wsparcie Citigroup) firma wniosła do ITC pozew przeciw Apple i HTC. Tym razem przedsiębiorstwo założone jeszcze w XIX wieku przekonywało, iż korporacje naruszają patenty m.in. w zakresie przesyłania cyfrowych obrazów między urządzeniami elektronicznymi (Apple) i podglądu kadru przed zrobieniem zdjęcia (HTC). Wśród gadżetów, które miałyby wykorzystywać opatentowane technologie Kodaka pojawiły się iPad 2, iPhone 3G, iPhone 3GS, iPhone 4, iPhone 4S oraz iPod touch czwartej generacji, a także HTC EVO View 4G, Flyer, Jetstream, Vivid, Amaze 4G, Desire, Evo Design 4G, Hero S, Rezound, Rhyme, Sensation 4G i Wildfire S. Jednocześnie podkreślono, że firma jest gotowa do negocjacji w sprawie odszkodowania. Nie trzeba było długo czekać, by do listy oskarżanych firm dołączył Samsung. Co ciekawe, w branży podkreślano, iż firmy HTC i Apple toczą ze sobą bój w zakresie prawa patentowego i nie wykluczano, że firmy mogłyby na pewien czas zawiesić spór, by skupić się na walce ze wspólnym „wrogiem”. Wkrótce miało się też okazać, iż Kodak nie zamierza poprzestawać na wspominanych pozwach.
Kolejną ofiarą amerykańskiej korporacji padł japoński Fujifilm. Przedstawiciele Eastman Kodak podkreślali, iż niektóre aparaty azjatyckiego producenta naruszają ich patenty. Dokładnie chodzi o pięć patentów, dotyczących m.in. wykonywania zdjęć, ich przechowywania i przeglądania. Pozew został złożony po kilku latach bezowocnych dyskusji między firmami w zakresie wypłacania przez Fujifilm odpowiednich opłat licencyjnych (Kodak przekonywał Japończyków, by poszli w ślady kilkudziesięciu innych firm i zdecydowali się na zasilanie konta amerykańskiej firmy).
Ostatecznie nadszedł dzień, w którym Kodak złożył wniosek o ochronę przed wierzycielami, czyli innymi słowy ogłosił swe bankructwo. Szef firmy – Antonio Perez dał jasno do zrozumienia, że innego wyjścia nie było: Rada dyrektorów i całe wyższe kierownictwo są przekonani, iż jest to krok, na który Kodak musi się zdecydować. Perez podkreślił też, że bankructwo pozytywnie wpłynie na sytuację korporacji. Dzięki temu wzrośnie wartość patentów oraz wysokość opłat licencyjnych, które uiszczają firmy z branży IT.
Wspominałem już w teksie, iż decyzja o ogłoszeniu bankructwa nie była dla rynków zaskoczeniem. A czy zaskoczeniem było to, że niegdysiejszy gigant branży fotograficznej i symbol tego sektora uderzył z hukiem o dno? Też nie.
Mamy do czynienia z firmą, która na dobrą sprawę stworzyła ten sektor. To Kodak spopularyzował filmy w rolkach 35 mm, wprowadził na rynek aparat fotograficzny dla amatorów, poważnie wpłynął na rozwój kolorowej fotografii, a także urzeczywistnił w roku 1975 pierwszy aparat cyfrowy. Urządzenie stworzone przez Stevena Sassona odznaczało się wielkością pudełka na buty i rozdzielczością na poziomie 10 tys pikseli. I to właśnie ostatni wymieniony punkt z listy ich sukcesów stał się dla firmy prawdziwym przekleństwem.
Nie można powiedzieć, by po skonstruowaniu pierwszego aparatu cyfrowego prace nad nim nagle nabrały niezwykle dynamicznego tempa i po kilku latach doprowadziły do rewolucji. Wszystko to trwało dużo dłużej, ale ostatecznie faktycznie można było mówić o rewolucji. Szanse na wielkie zyski i poważny skok technologiczny zauważyła konkurencja Kodaka – Sony, Canon i Nikon. Kodak także pracował nad aparatami cyfrowymi, ale nie nadążał za zmianami i wolał się skupić na segmencie, w którym panował – produkcji i sprzedaży klisz. Firma przodowała na tym rynku praktycznie przez cały XX wiek. W roku 1976 kontrolowała aż 90% tego sektora w Stanach Zjednoczonych (85% aparatów w USA także posiadało w tym czasie logo Kodaka – korporacja sprzedawała sprzęt w atrakcyjnej cenie, by w przyszłości zarabiać na filmach). Nie można oczywiście powiedzieć, że przedsiębiorstwo stworzone przez George’a Eastmana całkowicie zlekceważyło „cyfrówki” – po prostu źle oceniono perspektywy tego rynku.
Na początku XXI wieku to właśnie aparaty cyfrowe wyprodukowane przez Kodaka cieszyły się na amerykańskim rynku największym powodzeniem. Warto jednak zauważyć, iż Kodak nadal zakładał, iż głównym źródłem jego zysków będą filmy do aparatów – w roku 2004 zapewniały one firmie ponad połowę przychodów. Z dzisiejszej perspektywy widać jak na dłoni, że kontynuowanie tej polityki nie mogło się skończyć dobrze. Najgorsze było jednak to, iż zarząd firmy nie wiedział, w którą stronę ma podążać i na czym należy skupić swe działania.
Lata 2003-2004 to okres wzmożonej restrukturyzacji korporacji (od roku 2003 zwolniono 47 tys. pracowników firmy, zamknięto kilkanaście fabryk i sto kilkadziesiąt laboratoriów). Dzięki temu poważnie ograniczono wydatki, ale nadal nie przedstawiono jasnych planów na przyszłość. Próby dywersyfikacji zaprowadziły firmę m.in. do sektora chemicznego i medycznego, coraz większą uwagę zaczęto przykładać do drukarek – zarówno tych przemysłowych, jak i urządzeń dla klientów indywidualnych. I przez chwilę wydawało się, że poczynione zmiany przynoszą efekty – w roku 2007 po raz pierwszy od kilku lat firma nie była stratna (wypracowano blisko 700 mln dolarów zysku). Kodak miał jednak pecha – w Stany Zjednoczone, a potem w wiele innych państw uderzył kryzys i korporacja znów wpadła w kłopoty. Poczynając od końca roku 2007 firma straciła 1,8 mld dolarów. Rezerwy na kontach szybko topniały, a liczba wierzycieli rosła. Wystarczy wspomnieć, iż przed ogłoszeniem bankructwa, wartość Kodaka wyceniano na 150-200 mln dolarów (szacunki w oparciu o notowania akcji Kodaka na nowojorskiej giełdzie). Pod koniec XX wieku wskaźnik ten wynosił ponad 30 mld dolarów. Gdy po złożeniu wniosku o ochronę przed wierzycielami, na nowojorskiej giełdzie zawieszono handel akcjami Kodaka, kosztowały one mniej niż 40 centów. A co dalej?
Wspominałem już, że firma zamierza się skoncentrować na drukarkach do fotografii cyfrowej. To one mają pomóc Kodakowi wyjść z dołka i udowodnić inwestorom, iż przedsiębiorstwo zamierza jeszcze powalczyć o swoją przyszłość. Sęk w tym, że rynek ten zdominowany jest przez gigantów z Azji oraz korporację Hewlett-Packard (jakiś czas temu przyglądaliśmy się bliżej problemom tego producenta). Kodak zajmuje w tym sektorze niewielką część rynku. Podobnie sprawa ma się z segmentem aparatów cyfrowych. Filmy do aparatów to prawdziwa egzotyka – ludzie przerzucili się na cyfrówki lub całkowicie zrezygnowali z osobnych aparatów na rzecz tych wmontowanych w swoje smartfony. M.in. dlatego znaczna część analityków i ekspertów branżowych nie wróży firmie sukcesu. Cześć z nich twierdzi, że firma całkowicie zniknie z rynku i nie pozostanie po niej nic prócz sprzedanych wspomnień. Są i tacy, którzy nie przekreślają Kodaka, ale uważają, iż po restrukturyzacji będzie to stabilna, lecz niszowa firma.
Pozostaje jeszcze ciekawa kwestia patentów przedsiębiorstwa. Przywoływana już część portfolio zawierająca ponad 1000 patentów była w ubiegłym roku wyceniana na 2-3 mld dolarów. Jeśli firmie nie uda się sprzedać tej własności intelektualnej (warto wspomnieć, iż w najbliższych latach korporacja zamierza zarobić na licencjach kilkaset milionów dolarów), to zapewne czeka ją rychły koniec. Nie muszę chyba pisać, iż na rynku rozpocznie się prawdziwa batalia o przejęcie tych patentów i zapewnienie sobie względnego spokoju w zakresie modułów i technologii fotograficznych w urządzeniach mobilnych i aparatach. Wielu osobom pewnie już dziś owe patenty nie dają spać.
Jak myślicie – czyim łupem padnie portfolio Kodaka, jeśli firmie nie uda się przeprowadzić restrukturyzacji? I jakie są Wasze przewidywania w kwestii przyszłości amerykańskiej legendy? Czekamy na komentarze.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Kodak, tak – marka opoka by się zdawało. Producent świetnych filmów i kiepskich aparatów. Który kiedyś zlekceważył wynalazek ksero i tak powstał Xerox. Nie nauczył się niczego na własnych błędach i zlekceważył rewolucję cyfrową. Pamiętam jak skazani na Orwo i Fotopan marzyliśmy o tych filmach. Cóż, na naszych oczach odchodzi w przeszłość.
Jeżeli taki Canon się nie zabierze za modernizację swojej oferty może podzielić los Kodaka. Zostać firmą niszową dla zawodowców. Amatorzy na świecie lubią szpanować lustrzankami ale potrzebują czegoś mniej fatygującego, czegoś co można mieć przy sobie. Dziś rolę Polaroida i Kodaka przejmuje iPod i inne telefony. Ci bardziej wymagający też nie chcą dźwigać.
Ciekawie się dzieje, i nie ma świętych krów!
Mnie dziwi inna „rzecz”.Mianowicie bezruch Canona!
Kiedyś bardzo blisko współpracowali ze sobą.Pierwszy cyfrowy Canon
powstał przy współpracy właśnie z Kodakiem.Wydaje mi się,że Canon
powinien wyciągnąć pomocną dłoń do Kodaka… mio wszystko…
szkoda…Kodak to legenda. Pamiętam jak ponad 10 lat temu znalazłem w szafie stary i zepsuty aparat kodaka… miałem wtedy 8/9 lat- rozebrałem aparat na części , zabawkowym młotkiem uderzałem tu i tam, złożyłem go i działał! Choć na dywanie została mi jedna część naprawiłem aparat , który przez serwis został spisany na straty 🙂 I te zabawy- latanie z rolką na 60 zdjęć po podwórku… wycelować, „zmierzyć”, ustawić, pstryknąć i przewinąć film… To było coś, przeciwieństwie do dzisiejszej automatyki…
Jak dla mnie fotografia analogowa to coś więcej niż „odbitka”- te zdjęcia miały duszę…
a idę pogłaskać moją starą Zorkę (niestety kodak zaginał w akcji)…