Każdy kto spędził w świecie fotografii cyfrowej trochę czasu, wie czym jest Leica M9. Aparat znajdziemy na wyższej półce cenowej niż profesjonalne lustrzanki. Nie od dziś wiadomo, że Leica jest marką skierowaną do kolekcjonerów – świadczą o tym ekskluzywne i limitowane edycje. W teorii oznaczałoby to również niewielką popularność, tymczasem jest na odwrót. Mimo zaporowej ceny, zupełnie nieadekwatnej do potencjału, wielu profesjonalistów chwali M9. Nasuwa się pytanie – dlaczego?
Odpowiedzieć na nie spróbował John Ricard, fotograf z Nowego Yorku, który uległ urokowi ekskluzywnej konstrukcji. Co ciekawsze, porównuje przy tym M9 z lustrzanką Nikon D7000, D3s oraz nawet z iPhonem. Nie próbuje jednak bronić strony technicznej aparatu. Jak sam twierdzi, rozpisując na papierze specyfikacje wspomnianych profesjonalnych i półprofesjonalnych urządzeń oraz dalmierza – nie ma wątpliwości która będzie bardziej imponująca. Zwraca natomiast uwagę na dwa inne, kto wie czy nie ważniejsze aspekty fotografowania – obsługę i wyspecjalizowanie.
Pierwszy z nich sprowadza się w zasadzie do budowy i designu aparatu. Leica M9 oferuje bezpośredni dostęp do kilku częściej używanych ustawień – przysłony (z poziomu obiektywu), czasu naświetlania, czułości ISO oraz balansu bieli. Według Johna Ricarda, operując tylko tymi wartościami, fotograf jest w stanie przygotować się do większości sytuacji. Drugi z wymienionych czynników to innymi słowy ograniczenia aparatu. Okazuje się, że brak uniwersalności nie musi być wadą konstrukcji – pozwala użytkownikowi skupić się na konkretnych sytuacjach.
Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Skusilibyście się na wyspecjalizowany dalmierz, o prostej obsłudze?
Źródło: Youtube (photoJohnRicard)
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
No cóż, to nie jest tani aparat, nigdy (jako analogowy) nie był. Ale kto widział, na targach na przykład, efekty z jego stosowania ten wie, że dla zawodowca który musi być perfekcyjny – jest to wymarzone narzędzie pracy.
W określonych zastosowaniach, ze swoimi obiektywami, ostrością i kolorem rezultaty są trudne do przeskoczenia. W kraju mało będzie zawodowców, którym klienci zapłacą za stosowanie takiego sprzętu. Amatorzy obejrzą go sobie na targowym stoisku i kupią coś tańszego, nieco gorsze zdjęcia też dają dużo radości.