Sprawdzamy Sony A6700. Najnowszy bezlusterkowiec APS-C Sony to następca popularnego modelu. Jak wypada nowy aparat? Ile nowości ze sobą niesie? O tym w naszej recenzji na gorąco.
Dziś premierowo na rynku pojawił się bezlusterkowiec Sony A6700. Od premiery poprzednika, Sony A6600 mijają właśnie niemal 4 lata. Możemy się więc spodziewać konkretnych zmian. Tych jest naprawdę dużo. Co nowego prezentuje najnowszy aparat Sony? Miałem okazję spędzić z nim kilka dni i dzielę się na świeżo wnioskami.
Nowa, większa obudowa
Sony podszedł do tematu na poważnie. Po 4 latach nie można dawać jedynie odświeżonego modelu. Dlatego aparat ten już na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie inaczej. Obudowa jest grubsza, a grip mocno wysunięty do przodu. Waga niespełna 500 gramów nadal czyni aparat kompaktowym. Z wyglądu bliżej mu jednak do Sony A7C niż innych modeli serii A6000.
Pod kątem przycisków i pokręteł również nastąpiło wiele istotnych zmian. Przycisk filmowania zworem innych modeli wylądował na górze obudowy. no boku, gdzie w poprzednich modelach był przycisk REC, teraz jest przycisk funkcyjny. Pojawiły się dwa pokrętła, co wpływa pozytywnie na korzystanie z aparatu pod kątem ustawiania wybranych parametrów.
Z kolei pod pokrętłem trybów znalazł się przełącznik Foto/Wideo/S&Q. To pozwala na szybkie przełączanie się pomiędzy wybranymi trybami, w myśl zasady, że A6700 to aparat hybrydowy. To bardzo wygodne rozwiązanie dla osób, które często jednocześnie robią zdjęcia i kręcą filmy. Ja sam często korzystałem z tego rozwiązania podczas testu i bardzo je polubiłem.
Na lewym boku aparatu umieszczono wejścia na najważniejsze złącza. Jest wejście mikrofonowe i słuchawkowe, wejście USB-C do ładowania i łączenia z komputerem czy np. gimbalem oraz wejście HDMI w wersji micro. Akurat w przypadku tego modelu nie spodziewałbym się pełnowymiarowego HDMI.
Nowością jest natomiast umieszczenie wejścia na karty pamięci w tym samym miejscu, co inne złącza. Dotychczas było ono umieszczane w miejscu baterii, co powodowało, że chcąc chcąc zmienić kartę trzeba było odpinać aparat od gimbala czy statywu. To rozwiązanie jest o wiele wygodniejsze. Szkoda jednak, że nie otrzymaliśmy podwójnego slotu na karty. Nie wiem, czy to techniczne ograniczenie, czy celowe działanie Sony, by aparat nie był „za dobry”.
Ciekawym elementem jest również stopka Multi Interface. Pozwala ona na podłączenie mikrofonu w miejscu gorącej stopki. Rozwiązanie to działa w przypadku dedykowanych mikrofonów Sony i zwalnia tym samym wejście jack 3,5 mm z pracy.
Obudowa pokryta jest chropowatym materiałem, jest przy tym uszczelniana i wydaje się naprawdę solidna. Aparat leży w ręce znacznie lepiej niż mniejsze modele, takie jak jego poprzednicy. Trzyma się go wygodnie, choć do filmowania i tak wyposażyłbym go w klatkę. Pośród wielu zmian jedyną rzeczą, która pozostała ta sama jest bateria – akumulator NP-FZ100 wykorzystywany w nowych modelach Sony od wielu lat.
Obrotowy ekran z pełnym dotykiem i nowym menu
Wzorem innych nowych modeli, również w A6700 producent zaimplementował obrotowy ekran, który pozwala na wygodne filmowanie i vlogowanie, co z pewnością będzie dla wielu użytkowników.
Co istotne, ekran nie zahacza o wejście mikrofonowe w żadnym zakresie, a w przypadku wejścia HDMI zahacza tak minimalnie, że odpowiednio cienkie wejście w kablu może sprawić, że problemu nie będzie wcale. Duży plus dla konstruktorów, że o tym pomyśleli.
Wizjer cyfrowy nie zachwyca, ale też nie ma z nim problemów. Jego jakość mieści się w takim przedziale, jakiego można by oczekiwać w tym segmencie. Jest wystarczający do komfortowego podglądu, choć każdy, kto miał do czynienia naprawdę dobrym wizjerem może odczuwać braki. Nie oczekiwałbym jednak niczego lepszego od tego modelu, więc tutaj uznaję, że to, co jest w pełni wystarcza.
W aparacie znalazło się również nowe menu, znane już od modelu A7S III, które jest zdecydowanie lepiej przemyślane od poprzedniego i bardziej przyjazne w obsłudze. Podczas korzystania z aparatu na ekranie pojawiają się po obu stronach kafelki, które również pomagają w obsłudze bezpośrednio podczas filmowania i robienia zdjęć.
To rozwiązanie jest jak dla mnie świetne, bo wreszcie w aparacie Sony można w pełni korzystać z dotyku i wszystko ustawiać dotykając palcem ekranu. Z poziomu ekranu włączmy nagrywanie, zmieniamy balans bieli, migawkę, ISO i przysłonę, tryb AF, a nawet balans bieli. To bardzo rekompensuje mniejszą liczbę przycisków i pokręteł na korpusie.
Po wejściu w menu mamy menu główne, które również w formie kafelków pozwala na szybką zmianę najważniejszych ustawień. W trybie foto są to np. jakość zdjęć, RAW/JPEG, błysk.brak błysku, w trybie filmowym rozdzielczość materiału, praca mikrofonu, profil kolorystyczny. Te wszystkie rozwiązania sprawiają, że do wszystkiego mamy naprawdę szybki i łatwy dostęp. Jestem pod dużym wrażaniem obecnego systemu menu w aparatach Sony, mając w pamięci to, jak nieinstynktowne menu było w nich kiedyś.
Nowe i stare elementy trybu foto
Nowy model zyskał najważniejszą zmianę, a więc nową matrycę. Nie mogło być inaczej. Nowy sensor BSI CMOS to ta sama jednostka, którą znaleźć można na przykład w Sony FX30. Oferuje 26MP rozdzielczości, a więc o 2MP więcej niż dotychczas. Wspierana jest przy tym przez nowy, wydajny i podwójny procesor BIONZ XR, korzystający ze sztucznej inteligencji.
Matryca zapewnia 14-stopniowy zakres dynamiki, co w tej klasie jest naprawdę wysoką wartością. Jest też stabilizowana mechanicznie, a siła stabilizacji to 5EV. Czułość matrycy dochodzi do wartości ISO 102 400 i widać zdecydowany progres względem poprzednika w tym zakresie.
Jeśli chodzi o jakość zdjęć, to nie ma się co za wiele rozpisywać, bo jest po prostu bardzo dobra. Uwagę zwraca na pewno wspomniany już 14-stopniowy zakres dynamiki tonalnej, który gwarantuje pełne szczegółów kadry. Aparat wykazuje się również lepszym odwzorowaniem kolorów, zwłaszcza w zakresie skintonów. To akurat było słabą stroną Sony w wielu poprzednich modelach.
Nowy jest również system balansu bieli i aparat zauważalnie lepiej radzi sobie z ustawianiem automatycznego balansu. Zwłaszcza, gdy korzystamy z opcji AWB z priorytetem bieli. W większości przypadków podczas mojej pracy aparat prawidłowo ustawiał balans, również wtedy, gdy miał do czynienia ze sztucznym światłem. To sprawia, że można mu zaufać w kwestii ustawiania balansu i zrezygnować z ręcznego ustawiania w wielu sytuacjach.
Znacznej poprawie uległ również autofokus. Sony promuje swój aparat jako model wykorzystujący sztuczną inteligencję. W końcu AI to ostatnio bardzo modny temat. Autofokus wykorzystuje AI do rozpoznawania wielu różnych obiektów. O ile poprzednik rozpoznawał ludzi i zwierzęta, o tyle ten model radzi sobie z pojazdami, samolotami, pociągami, ptakami i owadami. Dosłownie pełen pakiet, który w całości pewnie niewiele osób wykorzysta.
Zdjęcia przykładowe wykonane aparatem. Kadry w pełnej rozdzielczości w galerii.
Pod kątem automatycznego ostrzenia aparat prezentuje się wprost znakomicie. AF wyposażono w 759 pól ostrości, pokrywających niemal cały kadr. Ostrzenie działa szalenie szybko i celnie, a model radzi sobie naprawdę dobrze nawet w słabym świetle. Oczywiście, by w pełni wykorzystać jego możliwości, należy mieć odpowiednie obiektywy.
Dla przykładu, korzystając z wiekowego już obiektywu Sony E 50mm 1.8 OSS czułem, że jest on dla aparatu wąskim gardłem. Dopiero zakładając świeższe szkło mogłem w pełni zobaczyć możliwości systemu AF. Sprawdza się on bez zarzutu, potrafi celnie trzymać ostrość na wybranym przedmiocie, ale też człowieku, nawet gdy dana osoba odwróci się na chwilę tyłem do obiektywu i nie będzie widać jej twarzy. AF ma swoje osobne menu, można dowolnie modyfikować jego ustawienia, w tym zwiększać lub zmniejszać czułość i prędkość.
Sztuczna inteligencja pomaga również w doświetlaniu twarzy, gdy aparat ją wykryje, co jest bardzo przydatnym i mądrym rozwiązaniem. Pojawiły się też nowe formaty zapisu, jak HEIF z próbkowaniem 4:2:2, który pozwala uzyskać jak najwięcej w zakresie dynamiki tonalnej i to robi dużą różnicę. Do tego mamy bezstratne RAWy. To wszystko sprawia, że wymagający fotograf może naprawdę sporo wyciągnąć z surowych plików. W poprzednich modelach widać było gołym okiem, że zdjęcia nie są robione pełną klatką, tutaj jednak wszystkie zastosowane rozwiązania pozwalają zapewnić szczegółowość i dynamikę znana z matryc FF.
Nowości w zakresie fotografowania jest zatem bardzo dużo i to znaczących, co czyni ten aparat naprawdę wszechstronnym modelem, jak na, bądź co bądź, wciąż niższą/średnią półkę cenową. Jedyną plamą na honorze może być w tym przypadku tryb seryjny, który nadal pozostał na poziomie 11 kl./s. To niedużo, jak na obecne czasy. Zwiększył się za to bufor, który jest bardzo pojemny w przypadku zdjęć JPEG (1000 zdjęć w serii) i nadal przeciętny w zakresie RAWów (59 zdjęć RAW w jednej serii).
Tryb filmowy to top w swojej klasie
Jeśli dokładnie prześledzimy specyfikację techniczną nowego modelu, możemy zauważyć, że pod kątem możliwości filmowych jest on bardzo zbliżony do Sony FX30. Z kolei Sony FX30 nie tak daleko do Sony FX3, a więc naprawdę profesjonalnej kamery, która kosztuje ponad 20 tys. zł. Tutaj za ułamek tej ceny otrzymujemy naprawdę bogaty pakiet możliwości filmowych.
Podobnie jak w poprzednich modelach serii A6000, począwszy od A6300, obraz w 4K zapisywany jest z nadpróbkowaniem z 6K, przez co jakość tego obrazu jest naprawdę świetna. Ostrość i szczegółowość zdjęć bez zarzutu. Nieco inaczej wygląda sprawa z Full HD. Mam wrażanie, że zawsze w modelach APS-C obraz w Full HD nie jest tak ostry i wyraźny, jak można by oczekiwać – widać to na przykład w porównaniu z Panasonikami, które mimo mniejszych matryc Mikro 4/3 oferują naprawdę ostry obraz w Full HD.
Może jest to subiektywne odczucie, jednak w Full HD brakuje mi nieco szczegółowości. Na szczęście model ten nie ma już tak dużych problemów z przegrzewaniem, jak jego poprzednicy, dlatego też korzystanie z 4K jest tutaj jak najbardziej możliwe nawet podczas dłuższego korzystania. Co prawda brak mu wiatraka, ale jednak systemowo udało się poprawić jego możliwości w tym zakresie. Nieco gorzej wypada przy większym klatkażu rzędu 50/100p – wtedy już po kilkunastu minutach dłuższej pracy zauważyć można komunikat o przegrzewaniu.
No właśnie, warto wspomnieć o dostępnych klatkażach. W Full HD otrzymujemy aż 240 kl./s, choć tutaj potrzebna będzie odpowiednio szybka karta pamięci o klasie V90. Podobnie w przypadku 4K 120p. Tak, aparat oferuje taki tryb, co jest rzadkością i dużym zaskoczeniem. W tej rozdzielczości musimy się liczyć z zauważalnym cropem 1,5x, którego nie ma w 4K 50p, co również zasługuje na uwagę.
Dodatkowy, choć niewielki, crop dodaje aktywna stabilizacja (1,1x). Pozwala za to uzyskać naprawdę płynne kadry przy filmowaniu z ręki, co jest również szalenie ważne, bo poprzednik nie zapewniał zbyt stabilnych kadrów przy braku stabilizacji w obiektywie. Tutaj można bez obaw filmować z ręki.
W aparacie nie zabrakło również opcji filmowania z próbkowaniem kolorów 4:2:2 i w 10 bitach – potrzebnej, gdy zamierzasz wyciągnąć z ujęć jak najwięcej podczas korekcji kolorów i chcesz korzystać z profilu S-Log. Jest ona dostępna w większości trybów, choć brak jej na przykład w przypadku podstawowego Full HD 100p, z którego często korzystają chociażby filmowcy ślubni.
Producentowi udało się częściowo wyeliminować efekt „rolling shutter” w trybie filmowym 4K, ale podkreślam, częściowo. Nadal jest on zauważalny w porównaniu do filmowania w Full HD. Jednak jest przy tym zdecydowanie mniejszy niż w poprzednich i tańszych aparatach producenta, więc widać progres.
W przypadku profili kolorystycznych oprócz S-Log i HLG znaleźć można również Cinetone, czyli lekki filmowy profil znany z kamer producenta, który nie wymaga zbyt dużej korekcji, oferując przy tym ładny i naturalny obraz. Nowością jest również możliwość wgrania własnego pliku LUT użytkownika. To opcja znana dotąd z profesjonalnych kamer, która ostatnimi czasy trafia do aparatów filmowych.
Podsumowując jednak, pomimo kilku braków i problemów w zakresie możliwości filmowych model ten robi naprawdę duże wrażenie i może być bardzo konkurencyjny względem innych producentów.
Czy warto kupić Sony A6700
Kilka dni spędzone z Sony A6700 sprawiło, że bardzo polubiłem ten aparat. Zawsze traktowałem serię A6700 jako modele bardziej amatorskie. Najnowszy A6700 jest przez producenta uważany za amatorski, jednak uważam, że przy tych możliwościach może zainteresować również zawodowców, którym zależy na bardziej budżetowych sprzętach.
Zwłaszcza pod kątem filmowania, bo do zdjęć z pewnością znaleźć można wiele porównywalnych lub lepszych modeli w tej cenie. Aparat bowiem pojawi się w polskich sklepach w cenie około 7900 zł za body. Patrząc na specyfikację filmową jest potencjał na prawdziwy hit.
A6700 pokazuje również, że czasem warto jest poczekać dłużej na kolejny model serii. Tutaj 4 lata sprawiły, że otrzymujemy niemal zupełnie inny aparat od tego, który znamy. Cenowo model pnie się w górę względem poprzedników, ale jednocześnie może być uznany za sprzęt używany do zawodowego zastosowania. Dlatego też, choć spędziłem z nim znacznie mniej czasu niż w przypadku zwykłych testów, z czystym sumieniem mogę mu przyznać wyróżnienie „Wybór redaKcji”.
- Jakość wykonania8
- Ergonomia7
- Jakość zdjęć8
- Jakość filmów9
- Usprawnienia8
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Sony A6700
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dodaj komentarz