Sony A7 IV to długo wyczekiwany pełnoklatkowy bezlusterkowiec. Czy warto kupić ten model? Jak wypada tryb filmowy? Jakie zaszły zmiany względem Sony A7 III? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w naszej recenzji!
Długo wyczekiwany następca Sony A7 III wreszcie pojawił się na rynku. Choć premiera aparatu Sony A7 IV dopiero co miała miejsce, udało mi się spędzić z aparatem kilka dni. Teraz dzielę się z Wami wrażeniami z użytkowania. Postaram się też odpowiedzieć na pytanie, czy użytkownicy Sony A7 III powinni myśleć o sprzedaży swoich aparatów.
Podczas testu korzystałem z obiektywu Sony FE 24-70 mm f/2.8 GM oraz body z roboczym firmwarem.
Specyfikacja Sony A7 IV
Ogólne | |
Rok premiery | 2021, październik |
Typ | Aparat z wymienną optyką |
Budowa | |
Wymiary (szer x wys x grubość) | 131 x 96 x 80 mm |
Bagnet | TAK, Sony E |
Waga (z bateriami) | 659 g |
Rodzaj materiałów | Stop magnezu |
Podzespoły | |
Matryca | 33 Mpix, 24 x 35.9 mm, BSI-CMOS FF |
Procesor obrazu | BIONZ XR |
Ekran | 3 cale, LCD-TFT, 1.040.000 px |
Lampa błyskowa | brak |
Migawka | 1/8000 s - 30 s |
Obsługa kart | 2 gniazda, Dual SD/SDHC/SDXC + CFExpress |
Porty | HDMI, micro USB 3.2 typu C, wejście mikrofonu i słuchawek |
Wizjer | TAK, elektroniczny, 3690000 px |
WiFi | TAK, 802.11b/g/n/ac |
NFC | TAK |
GPS | brak |
Funkcjonalność | |
Format zapisu | RAW, JPEG |
Stabilizacja obrazu | TAK, 5-osiowa |
Programy | P,A,S,M |
Efekty | Tak |
Filmy | 4K, 60 kl/s |
Zakres ISO | 100 - 204800 |
Zdjęcia seryjne | 10 kl/s |
Usługi społecznościowe | TAK |
Obudowa całkiem odmieniona
Sony z każdą kolejną wersją serii A7 znacząco zmieniał body aparatu. Tendencja jest taka, że aparaty stają się coraz większe. Już od dawna producenci bezlusterkowców przestali jako zaletę traktować kompaktowość, w końcu aparaty te są obecnie dedykowane również zawodowcom.
Bryła nowego aparatu jest niemal identyczna jak Sony A7S III. Aparaty wyglądają niemal identycznie, a różnice są ledwo zauważalne. A7 IV jest zatem nieco większy od poprzednika, a grip został jeszcze mocniej zarysowany. Zawodowcy powinni docenić te zmiany, bo ergonomia uległa poprawie i z aparatem pracuje się po prostu nieco lepiej.
Mocno zmieniony został układ przycisków. Przycisk REC wylądował u góry, a tam, gdzie był w A7 III tutaj znajdziemy przycisk funkcyjny. U góry mamy też dwa pokrętła, przy czym jedno z blokadą. Z kolei wokół pokrętła trybów umieszczono pierścień, który służy do zmiany trybów film/foto/slow-motion. To ciekawe rozwiązanie, które pozwala w bardzo szybki sposób przełączyć się pomiędzy trybami. Szczególnie przydatne dla osób, które podczas jednego zlecenia robią zdjęcia i filmy.
Przyciski pracują znacznie lepiej niż w poprzedniku, łatwiej się je wciska i zawsze „zaskakują”. Zmianie uległ także joystick, który również zapewnia większy komfort pracy. Klapkę na karty pamięci otwiera się w nowy sposób, należy zwolnić specjalną blokadę. Rozwiązanie takie zapobiega temu, że klapkę otworzymy przypadkowo.
W temacie kart pamięci warto podkreślić, że slot jest nadal podwójny, ale z jedną ważną różnicą. Wejście numer 1 pozwala na włożenie również karty CFExpress i tym samym wykorzystanie pełnych możliwości aparatu – na przykład w trybie filmowym. Użytkownicy będą również zadowoleni z tego, że slot 1 znajduje się teraz u góry, a slot 2 na dole – zgodnie z logiką. Hybrydowy slot jest świetnym rozwiązaniem, bo daje użytkownikom wybór – można nagrywać na jedną kartę CFExpress lub dwie karty SD jednocześnie – a więc nie tracimy slotu SD przez pojawienie się nowszego typu nośnika.
Zestaw wejść w aparacie jest taki sam, jak w A7S III. Mamy więc wejście słuchawkowe, jak i mikrofonowe, a przy pomocy USB typu C nie tylko połączymy aparat z komputerem, ale również go naładujemy. Nie zabrakło też pełnowymiarowego wejścia HDMI, co z pewnością docenią filmowcy. Należy dodać, że zaślepki są na zawiasach, przez co nie latają tak, jak w Sony A7 III. Również zaczepy do paska nie są luźne, ale mocno przylegają, przez co też nie latają na wszystkie strony, co bardzo irytuje np. w Sony A7 III.
W dolnej części obudowy znalazło się miejsce na akumulator – taki sam, jak w poprzedniku – model NP-FZ100. Deklarowana długość pracy na jednym ładowaniu jest nieco niższa niż w A7 III, bo wynosi 610 zdjęć (w porównaniu do 710 w poprzedniku). To jednak wciąż bardzo dobry wynik. W praktyce przy fotografowaniu dwie baterie powinny wystarczyć na cały dzień pracy. Co innego w trybie filmowym – tutaj w rozdzielczości 4K procent naładowania spada bardzo szybko, więc warto zaopatrzyć się w kilka dodatkowych akumulatorów.
Ekran obrotowy i lepszy wizjer
Jedną z największych zmian w nowym modelu jest wprowadzenie obrotowego ekranu. Wielu filmowcom zależało na takim rozwiązaniu i Sony wsłuchał się w ich prośby. Ekran jest więc obrotowy i daje duże zakres ruchu. Jego rozdzielczość wynosi 1,04 mln punktów, co zapewnia wystarczającą jakość podglądu.
Co ważne, ekran otrzymał szerszy dotyk niż tylko możliwość ustawiania punktu ostrości. Możemy wreszcie z użyciem dotyku przeglądać materiały, odtwarzać wideo i wykonywać inne czynności, na które konkurencja już dawno pozwalała.
Całkiem nowe jest menu, które znamy już z Sony A7S III. Jako użytkownik Sony A7 III przyzwyczaiłem się już do tego, że menu nie zawsze jest instynktowne. Do menu w nowym korpusie musiałem się chwilę przyzwyczaić, ale gdy już się to stało, szybko je doceniłem. Kategorie w menu „rozgałęziają” się w bok, co pozwala lepiej wszystko zobaczyć, a opcji w menu jest naprawdę dużo. Dodajmy, że obsługa aparatu jest bardzo płynna, również przy korzystaniu z pokręteł – Sony A7 III nie reaguje tak błyskawicznie.
A7 III nie mógł pochwalić się najlepszej klasy wizjerem, więc ten element musiał zostać poprawiony i tak też się stało. Rozdzielczość wizjera w nowym modelu wynosi 3,69 mln punktów, tym samym nie odbiegając od średniej rynkowej. Nawet ją nieco wyprzedza, bo to ta sama jednostka, którą znajdziemy w Sony A9 II. Jakość podglądu w wizjerze jest zadowalająca, jego płynność działa bez zarzutu. Co ważne, w trybie seryjnym nie widać za bardzo „blackoutów”.
Nowa matryca i jeszcze lepszy autofokus
W nowym modelu producent postawił na znaczące zmiany nie tylko na zewnątrz. Sercem A7 IV jest nowa matryca BSI-CMOS, która zyskała większą rozdzielczość, wynoszącą 33 Mpix. Wspierana jest przez nowy procesor Bionz XR, znany z flagowego Sony A1.
Zakres czułości ISO również uległ zmianie i wynosi aż 100-204 800 w trybie rozszerzonym. Upchanie większej liczby pikseli na matrycy może skutkować nieco gorszą jakością na wysokich czułościach, choć w praktyce wygląda to całkiem nieźle. W trybie filmowym przekroczenie granicy 20 000 nadal nie sprawia, że obraz jest wypełniony szumem.
Nie widzę wielkich różnic pod kątem szumów względem poprzednika, co można uznać za plus, bo matryca daje przy tym większą rozdzielczość. Teoretycznie w kwestii wysokiego ISO nie ma więc progresu, ale nie ma też regresu, którego przy większej rozdzielczości można by oczekiwać.
Jak z ogólną jakością zdjęć, szczególnie względem poprzednika? Producent zapowiadał przede wszystkim nowe kolory i rzeczywiście, barwy nieco się różnią od tych znanych z A7 III. Są nieco bardziej stonowane, a skintony wydają się być lepiej oddane. Wciąż jednak nie jest to tak duża różnica, jakiej bym oczekiwał, a tym bardziej nie są to kolory, w których można się zakochać. Nadal więc zdjęcia, by wyglądać ładnie, będą musiały być poddane obróbce.
Z racji tego, że system RAWów nowego aparatu nie jest jeszcze obsługiwany przez programy podczas testu korzystałem z JPGów. Szczegółowość zdjęć stoi na bardzo wysokim poziomie, choć tutaj nie widzę znaczących różnic względem poprzednika. 15-stopniowa dynamika tonalna zapewnia z kolei dużą rozpiętość świateł i cieni i pod tym kątem obraz rzeczywiście wygląda nieco lepiej niż w A7 III.
Balans bieli posiada trzy automatyczne tryby, w których sami decydujemy, co ma być dla aparatu priorytetem w ustawieniu kolorystyki. Przy pełnym automacie aparat częściej celuje w zimne barwy, jeśli więc zależy nam na ciepłych tonacjach, musimy go odpowiednio ustawić. Po zmroku lepiej za to sprawdzi się priorytet bieli, który dobrze poradzi sobie z wieczornym oświetleniem ulic. Ogólnie AWB działa całkiem sprawnie.
Autofokusowi można by poświęcić osobny tekst, bo jest on tak zaawansowany i wypełniony możliwościami. Posiada aż 759 punktów ostrości, co odpowiada 94-procentowemu pokryciu kadru. Według producenta działa o 30 procent szybciej niż w A7 IV i rzeczywiście widać, że jest błyskawiczny. Dzięki Real-Time Tracking AF możemy na bieżąco śledzić poruszające się wewnątrz kadru obiekty, a szanse, że AF się zgubi będą bardzo małe.
Nowością jest możliwość ustawienia śledzenia na oko człowieka, zwierzęcia i ptaka. W przypadku człowieka funkcja działa świetnie, gdy tylko jakaś osoba jest nieco bliżej kadru aparat od razu wyłapuje jej oczy i za nimi podąża. Nieco gorzej wypada śledzenie oka ptaków.
Poniżej znajdziecie zdjęcia przykładowe wykonane aparatem. Kadry w pełnej rozdzielczości, klasycznie, umieściliśmy w galerii.
Podczas testu miałem okazję wypróbować ją jedynie na kaczkach, więc nie wiem, na ile jest to miarodajne. W przypadku bliskiej odległości funkcja działała nieźle, ale gdy kaczka odpłynęła dalej, to nawet po obróceniu przez nią łepka aparat wciąż wykrywał oko, choć była odwrócona tyłem. Gdy już się odwróciła przodem, wtedy z kolei oko zgubił. Jednak mogą to być niuanse, wszak ciemna karnacja kaczki i takie same oko wyjątkowo utrudniają zadanie, więc sam fakt, że aparat je wyłapywał z większej odległości, nawet z przeszkodami, wydaje się być dużą zaletą.
Tryb seryjny nowego modelu nie uległ zmianie, co dla wielu będzie zawodem. To nadal 10 kl./s, choć znacząco zwiększył się bufor. Przy nieskompresowanych plikach RAW + JPEG wynosi on aż 828 zdjęć, co w praktyce daje niemal nieskończoną serię. Poprzednik pozwalał na raptem 40 zdjęć w serii, więc progres jest ogromny. Efekt „wow” znika jednak, gdy okazuje się, że przy RAW + JPEG bez kompresji prędkość trybu seryjnego spada do raptem 6 kl./s. A to dla wielu będzie duża wada.
Dźwięk migawki wydaje się być nieco cichszy i przyjemniejszy niż w Sony A7 III, choć nadal jej dźwięk nie jest tak przyjemny, jak na przykład w Canonie EOS R6. W temacie migawki, również podobnie jak w bezlusterkowcach Canona, gdy aparat jest wyłączony, migawka rozsuwa się, by zasłonić matrycę. To bardzo przydatne, bo zapobiega dostawaniu się pyłu podczas zmiany obiektywów.
Ulepszony tryb filmowy i streaming
Nie ma co ukrywać, że z A7 III korzystają głównie filmowcy. Producent najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę, bo również dla nich przygotował sporo nowości. Przede wszystkim możliwość filmowania w nowym standardzie XAVC-HS z najnowszym kodekiem H.265. Bardziej wydajnym, choć nie obsługiwanym przez wiele programów. Wreszcie otrzymujemy też możliwość 10-bitowego zapisu z próbkowaniem koloru 4:2:2 oraz z kompresją wewnątrzklatkową All-i (XAVC S-I).
Formalnością wydawała się również obecność trybu filmowego 4K 60p i rzeczywiście się tutaj znalazł. Jednak zaskoczeniem jest to, że w trybie tym filmować możemy jedynie w formacie Super 35, a więc cropem 1,5x, czyli charakterystycznym dla matryc APS-C. Najwyraźniej producent nie chciał kanibalizować samego siebie, bo najlepsze filmowe możliwości wciąż ma gwarantować A7S III. Problem w tym, że o ile brak większego slow-motion w Full HD można przeboleć (to nadal 120 kl./s), o tyle crop w 4K 60p to już przesada.
Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę stabilizację Active. Podobnie jak w A7S III, również tutaj oprócz 5-osiowej stabilizacji (o sile 5,5 EV) mamy dodatkową stabilizację aktywną, która znacząco zwiększa stabilność kadru. Efekty działania tejże są świetne i sprawiają, że wreszcie aparatem możemy filmować z ręki bez żadnych obaw. Problem w tym, że tracimy wycinek kadru, bo po włączeniu tej stabilizacji mamy crop 1,1x. Jeśli więc połączymy ten crop z cropem przy 4K 60p to w efekcie potrzebujemy naprawdę szerokiego obiektywu, by cokolwiek filmować.
Korzystając z zapisu XAVC S-I musimy być gotowi na to, że bitrate wynosi aż 500-600 Mbps, a to oznacza, że żadna karta SD sobie z nim nie poradzi. Tym samym, chcąc skorzystać z pełni możliwości aparatu konieczny będzie zakup karty CFExpress, a te nie należą do najtańszych.
Warto zaznaczyć, że przy rozdzielczości 4K 30p obraz jest oversamplowany z 7K, co ma zapewnić jeszcze większą szczegółowość i ostrość. Rzeczywiście, do obrazu kręconego w tej rozdzielczości nie można mieć żadnych zarzutów.
W trybie filmowym znakomicie sprawdza się za to autofokus, który działa wręcz bez zarzutu. Możemy ustawić jego czułość (w 5-stopniowej skali), jak i szybkość (w skali 7-stopniowej). Przy najwyższej szybkości przejścia aparat ustawia ostrość dosłownie w ułamku sekundy i praktycznie się nie gubi. Z kolei przy szybkości ustawionej na 1 bardzo powoli i płynnie przeostrza z jednego obiektu na drugi, co powoduje, że możemy korzystać z tej funkcji zamiast manualnego ostrzenia. Zwłaszcza, że wiele obiektywów Sony niezbyt się nadaje do ręcznego ostrzenia, przez to, że pierścień ostrości ma zbyt długi zakres obrotu.
Producent zastosował tu też nową funkcję Focus Map. Dzięki niej możemy zobaczyć na ekranie, który element kadru jest w punkcie ostrości, który przed nim, a który za nim. Wszystkie te informacje pokazywane są za pomocą różnych kolorów. Funkcja ta ma na celu ułatwienie ostrzenia.
Nowością jest też profil Cinestone, który znany jest z profesjonalnych kamer producenta, chociażby z FX6. Profil ten ma zapewnić lepszą reprodukcję kolorów, zwłaszcza w zakresie skintonów, a więc ma pomóc filmowcom uzyskać lepsze kolory bez konieczności późniejszej obróbki. Nie jest to typowo płaski profil, ponieważ materiały nakręcone z jego użyciem są kontrastowe i nasycone, więc jest raczej alternatywą dla standardowego profilu.
Na koniec kilka słów należy się nowej funkcji A7 IV. Otóż producent chce również przekonać do zakupu aparatu streamerów. W tym celu aparat zyskał nową funkcjonalność. Po podłączeniu do komputera od razu wyświetlane jest w aparacie menu, które pozwala nam się z nim połączyć. Na szczycie listy znalazła się opcja streamingu. Po jej włączeniu aparat zostanie wykryty jako kamera internetowa. Model zagwarantuje obraz Full HD 60p lub 4K 15p.
Czy warto kupić Sony A7 IV?
Na Sony A7 IV wielu czekało z niecierpliwością. Producent podszedł do tematu na poważnie i zamiast liftingu mamy całkiem nowy korpus, którym względem poprzednika zmienił się nie tylko na zewnątrz, ale też wewnątrz. Nowości jest naprawdę sporo, a Sony starał się nimi zadowolić zarówno fotografów, jak i filmowców. Efekt wyszedł udany, choć tylko częściowo.
Fotografów na pewno ucieszy większa rozdzielczość, szybsza praca czy lepszy autofokus. Jednak pod kątem samej jakości zdjęć aparat aż tak mocno nie odbiega od poprzednika. Dla filmowców obrotowy ekran, pełnowymiarowe HDMI czy filmowanie 10-bit 4:2:2 będą bardzo ważne. Z drugiej strony niesmak pozostawia crop w 4K 60p, który znacząco ogranicza jego zastosowanie.
Sony A7 IV to jednak bardzo udany model, który dodaje wiele nowości do już świetnego A7 III, z którego nadal korzysta wielu fotografów i filmowców. Pomimo kilku braków lista nowości i usprawnień jest duża.
Całokształt jednak psuje nieco cena. A7 III na starcie kosztował około 10 tys. zł i w momencie premiery w swoim segmencie był niemal bezkonkurencyjny. A7 IV debiutuje w cenie 13,5 tys. zł, podczas gdy konkurencja na rynku jest całkiem spora.
Za wysoką cenę w Polsce winić można po części słabą złotówkę. Jednak cena aparatu ostatecznie sprawia, że niektórzy mogą zrezygnować na ten moment z jego zakupu. Szczególnie tyczy się to fotografów, dla których liczba usprawnień względem ceny może nie być wystarczająca. Z pewnością jednak renoma serii A7 przysporzy aparatowi wielu kupców. Jego poprzednik sprzedał się dotąd na świecie w liczbie ponad 200 tys. egzemplarzy. Czy nowemu modelowi uda się dogonić ten wynik?
- Jakość wykonania9
- Ergonomia9
- Jakość zdjęć9
- Jakość filmów8
- Usprawnienia8
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Sony A7 IV
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.