Testujemy bezlusterkowiec Sony A6400. Sprawdzamy, jakie robi zdjęcia i kręci filmy. Czy warto wydać na ten aparat 4 tys. zł? O tym w naszej recenzji.
Sony A6400 to raczej ewolucja niż rewolucja. Zmian względem poprzednika jest raptem kilka, za to zauważalnych. Na czym one polegają i czy są warte dopłacenia? To niektóre z kwestii, które sprawdziliśmy w naszej recenzji Sony A6400.
Sony A6400 znaleziono w Ceneo od 2.966 zł (21 sklepów). W RTV Euro AGD - 3.599 zł, w sklepie Media Markt kosztuje 3.495 zł i w Media Expert można go mieć za 3.495 zł.
Specyfikacja Sony A6400
Ogólne | |
Rok premiery | 2019, styczeń |
Typ | Aparat z wymienną optyką |
Budowa | |
Wymiary (szer x wys x grubość) | 120 x 67 x 60 mm |
Bagnet | TAK, Sony E |
Waga (z bateriami) | 403 g |
Rodzaj materiałów | stop magnezu, plastik |
Podzespoły | |
Matryca | 24.2 Mpix, 15.6 x 23.5 mm, Exmor CMOS APS-C |
Procesor obrazu | Bionz X |
Ekran | 3 cale, TFT LCD (odchylany), 921.000 px |
Lampa błyskowa | TAK |
Migawka | 1/4000 s - 30 s |
Obsługa kart | SD/SDHC/SDXC |
Porty | micro HDMI, micro USB 2.0, wejście mikrofonu |
Wizjer | TAK, elektroniczny, 2359296 px |
WiFi | TAK, 802.11b/g/n |
NFC | TAK |
GPS | brak |
Funkcjonalność | |
Format zapisu | RAW, JPEG |
Stabilizacja obrazu | brak |
Programy | P,A,S,M |
Efekty | Tak |
Filmy | 4K, 25 kl/s |
Zakres ISO | 100 - 102400 |
Zdjęcia seryjne | 11 kl/s |
Usługi społecznościowe | brak |
Obudowa praktycznie bez zmian
Tylko naprawdę wprawne oko dostrzeże zmiany na obudowie względem A6300, bo te są naprawdę kosmetyczne: ikonka śmietniczka przeniesiona została z obudowy na przycisk, a boczna klapka jest nieco inaczej wyprofilowana. Użytkownik jednak nie dostrzeże wielu zmian, a waga, jak i całe wyprofilowanie body pozostają takie same – ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami.
Po stronie tych pierwszych zapisać można to, że body wykonane jest solidnie – tworzy je magnezowy, chropowaty materiał, a nie zwykły plastik. To wszystko sprawia, że aparat łatwo się nie rysuje ani nie palcuje, a dodatkowo nie ślizga się w dłoni. Niestety, to nadal niewielkie body, które nie zapewnia takiej ergonomii pracy, jak większej korpusy. Grip odznacza się od body, ale nadal nie daje zbyt pewnego chwytu, dlatego aparat bezpieczniej jest trzymać obiema rękami lub nosić pasek na szyi.
Brakuje mi zdecydowanie jednego dodatkowego pokrętła. Oprócz tego z trybami mamy jeszcze jedno na górze i jedno w przedniej części korpusu – z ich pomocą możemy sterować wybranymi parametrami. Ważna jest również obecność przełącznika AF, który często się przydaje oraz przycisku Fn, który docelowo uruchamia skrócone menu, co jest bardzo ważne, bo z niego przyjdzie nam korzystać dosyć często. Do dyspozycji są jeszcze przyciski C1 i C2, które przypisać możemy wyznaczonym funkcjom.
Przycisk filmowy nadal znajduje się na prawym boku, co nie jest najwygodniejszym rozwiązaniem. Funkcję REC można jednak przypisać do migawki lub przycisku, który znajduje się wewnątrz pokrętła z przodu obudowy. Widoczna zmiana zaszła natomiast na pokrętle trybów. Zamiast trybów 1 i 2, pozwalających na zapisanie własnych ustawień, mamy od teraz jeden – MR. Pojawił się również tryb S&Q, pozwalający szybko przejść do kręcenia filmów slow-motion i timelapsów. Do tej pory tryb, by przejść do slow-motion, musieliśmy najpierw wcisnąć przycisk Fn i wybrać odpowiedni tryb. Nowe rozwiązanie jest znacznie szybsze i łatwiejsze.
Na tym właściwie kończą się zauważalne zmiany. Na lewym boku znajdziemy wejście na mikrofon oraz HDMI i USB – oba w wersji micro. To pierwsze pozwoli podłączyć aparat do komputera, ale też ładować sprzęt. Drugie może służyć, chociażby do podłączenia zewnętrznego ekranu.
Nie zmieniła się również pojemność baterii – to nadal 1080 mAh, niezbyt wiele. Warto zaopatrzyć się w kilka dodatkowych akumulatorów, które są dość tanie. Jedno ładowanie wystarcza na nieco ponad 400 zdjęć – przy najbardziej optymistycznym scenariuszu.
Wydaje mi się jednak, że aparat na jednym ładowaniu działa nieco krócej, niż miało to miejsce w przypadku A6300. Co jest zaskakujące, bo przecież nie ma niczego, co tę większą energię może pobierać. Zalecam też korzystanie z trybu samolotowego, który nieznacznie wydłuża czas pracy.
Aparat posiada też wszystkie systemy łączności bezprzewodowej, a więc WiFi z NFC oraz Bluetooth – w standardzie 4.1. Dzięki aplikacji Play Memories będziemy mogli sterować aparatem bezprzewodowo lub na przykład z poziomu gimbala.
Ekran zyskał dotyk
Za jedną z nielicznych wad A6300 wielu uznawało brak dotykowego ekranu. Nie ma co ukrywać – takowy jest bardzo przydatny. Możliwość szybkiego ustawienia punktu ostrości palcem przydaje się nie tylko w fotografii, ale i filmie. Na całe szczęście, A6400 został wyposażony w ekran, który obsługuje dotyk.
Żeby jednak nie było zbyt różowo, możliwości dotyku są ograniczone, podobnie zresztą, jak w najdroższych modelach producenta. Dotykiem ustawimy punkt ostrości, ale już nie obsłużymy menu. A szkoda, bo taka możliwość bardzo by się przydała. Nie zmieniła się rozdzielczość ekranu, która nadal wynosi 921 tys. punktów.
Producent postanowił też ulepszyć odchylany ekran, który teraz można odchylać o 180 stopni – bardzo brakowało takiej możliwości, teraz aparat idealnie nadaje się do vlogowania. Na obudowie mocno zaznacza się wizjer, który zahacza o ekran, jednak producent w zmyślny sposób stworzył konstrukcję, dzięki której ekran może być znacznie odsunięty od obudowy, a tym samym dać pełen zakres ruchu o 180 stopni, nawet z wystającym wizjerem.
Jeśli już o wizjerze mowa, ten oferuje rozdzielczość 2,359 mln punktów i, jak na małą konstrukcję, jest całkiem nieźle wyprofilowany, więc z muszli ocznej korzysta się w miarę wygodnie. Częstotliwość odświeżania mogłaby być jednak nieco większa.
Zmianie uległo także menu, które jest teraz takie same, jak we wszystkich nowszych aparatach producenta, począwszy od Sony A9. Jest ono znacząco rozbudowane, bo aparat oferuje wiele opcji – dla samego autofokusa mamy kilkanaście ustawień. Dużym plusem jest jednak dział menu oznaczony gwiazdką, w którym możemy umieścić najczęściej używane przez nas pozycje i mieć do nich szybki dostęp.
Autofokus to światowa czołówka
O tym, że bezlusterkowce Sony z APS-C robią ładne zdjęcia, wiadomo już było przy poprzedniku. Pod tym względem nie zobaczymy wielu zmian. Ten aparat po prostu potrafi robić dobre zdjęcia. Poprawnie działa automatyczny balans bieli, który radzi sobie jednak odrobinę lepiej, niż w A6300. Szczegółowość zdjęć i ich zakres tonalny stoją na wysokim poziomie.
Bardzo podobają mi się kolory trawy i nieba, jakie potrafi uzyskać aparat. Zwłaszcza podczas słonecznej pogody można liczyć na żywe i ładne zdjęcia. Nieco gorzej wypadają kolory skóry – pod względem skintonów nadal numerem jeden jest jak dla mnie Canon. Kolory oferowane przez Sony wydają się nieco „ziemiste”. Choć oczywiście odpowiednie presety w obróbce powinny to naprawić.
Aparat dobrze radzi sobie za to z wysokim ISO – oczywiście jak na matrycę APS-C. W trybie filmowym bez obaw można korzystać z ISO 3200 (przy 4K nawet wyższym). W przypadku zdjęć nie powinno być problemów z ISO 6400. Maksymalna wartość ISO to natomiast 102 400, choć obraz w tym przypadku jest niemal niewidoczny przez szum. Natomiast ujęcia z ISO 51 200 dałoby się pewnie częściowo odratować w postprodukcji.
Najmocniejszą stroną trybu filmowego bez wątpliwości jest autofokus. Ten posiada 425 pól z detekcją fazy/kontrastu i sprawdza się znakomicie. Już A6300 był pod tym względem w czołówce, tutaj działanie AF jest jeszcze lepsze. Aparat świetnie sprawdza się w fotografii ulicznej, bo można robić nim zdjęcia w stylu „run and gun”, czyli szybko celować i pstrykać wręcz bez zatrzymywania się. W przeważającej większości wypadków tak zarejestrowane kadry będą prawidłowo wyostrzone.
Autofokus wykrywa oko, zarówno ludzkie, jak i zwierzęce – dzięki tej funkcji możemy być pewni, że zrobione przez nas zdjęcia postaci – czy to ludzi, czy zwierząt, będą miały ostre twarze, czyli to, co najważniejsze. System AF dobrze radzi sobie również po zmroku, co jest godnym odnotowania faktem, bo wiele aparatów po zmroku, mówiąc kolokwialnie, wymięka. Poniżej zdjęcia przykładowe wykonane aparatem. Kadry w pełnej rozdzielczości zamieściliśmy w galerii.
Tryb filmowy 4K i nowe możliwości
Bez wątpienia A6400, podobnie jak jego poprzednik, będzie chętnie wybierany przez filmowców. Posiada niemal wszystko, co potrzebne, by nakręcić dobry materiał. Tryb filmowy 4K 25p, tryb slow-motion Full HD 100p, profile filmowe, w tym S-Log, peaking, zebrę, półautomatyczne tryby. Nowością jest, wcześniej nieobecny, a tak przydatny tryb – timelapse.
Nie musimy już robić timelapsów ze zdjęć, bo wystarczy nakręcić materiał z obniżoną, wybraną przez nas, ilością klatek na sekundę. W ten sposób wyjściowo z aparatu dostajemy timelapse – nie ma konieczności przyspieszania obrazu w postprodukcji, tudzież łączenia setek lub tysięcy zdjęć – co przy okazji zabierało miejsce na karcie.
Zmianą jest również to, że producent niemal całkowicie porzucił format AVCHD, w zamian oferując Full HD w formacie XAVC S z bitratem 25 Mbps lub 50 Mbps. Jakość filmów w Full HD nie jest może aż tak dobra, jak w przypadku pełnej klatki, jednak gdy nagramy obraz w 4K, a wyrenderujemy w Full HD, możemy liczyć na naprawdę wysoką jakość. Na szczęście aparat nie przegrzewa się tak szybko w trybie 4K, jak jego poprzednik.
Jedyne, czego mi brakuje pod kątem filmowym, to stabilizacji matrycy. Tę znajdziemy w modelu A6500, a z pewnością by się przydała, by móc filmować z ręki nawet wtedy, gdy nie posiadamy obiektywów ze stabilizacją. Panasonic oferuje 5-osiową stabilizację nawet w tańszych modelach, w przypadku Sony musimy niestety nieco za nią dopłacić.
Podsumowanie i ocena
Sony A6400 jest w pewnym sensie skazany na sukces. To kontynuacja świetnej serii, która przez ostatnie kilka lat wyrobiła sobie renomę. Wystarczy tylko, że Sony zakończy produkcję A6300, bo wtedy każdy chętny będzie musiał kupić jego następcę. Jeśli jednak w najbliższym czasie A6300 będzie produkowany równolegle, to nad zakupem jego następcy będzie się można poważniej zastanowić.
A6400 to bez wątpienia świetny aparat. Oferuje znacznie lepszy autofokus, nieco zmodyfikowany tryb filmowy, tryb timelapse, dotykowy i odchylany o 180 stopni ekran. Zmian jest więc kilka i są zauważalne. Tyle że musimy za nie dopłacić 1500 zł. Czy nie lepiej wydać tę kwotę na obiektyw? Odpowiedź pozostawiam Wam. Ostatecznie jednak aparat i tak otrzymuje od nas wyróżnienie „Dobry zakup”, bo bez wątpienia mu się ono należy.
- Jakość wykonania8,0
- Ergonomia7,0
- Jakość zdjęć8,0
- Jakość filmów8,5
- Usprawnienia8,5
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Sony A6400
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.