Canon EOS RP to tani bezlusterkowiec z pełną klatką. Sprawdzamy, czy aparat może spełnić oczekiwania zawodowych fotografów i czy warto się na niego przesiąść z lustrzanki Canona.
Canon EOS RP zadebiutował dwa miesiące temu i okazał się niemałym zaskoczeniem. Producent stworzył bowiem uboższą wersję modelu EOS R. W tym szaleństwie jest jednak metoda.
EOS RP to obecnie jeden z najtańszych pełnoklatkowych bezlusterkowców na rynku – można go dostać już za 6000 zł w zestawie z adapterem, który pozwala na zamocowanie obiektywów do lustrzanek Canona. Cena jest zatem bardzo atrakcyjna. Czas sprawdzić, jak aparat wypada pod kątem zdjęć i filmów.
Canon EOS RP znajdziesz tanio w porównywarce Ceneo w cenie od 2.994 zł. W sklepie RTV Euro AGD - 3.499 zł a w Media Markt można go mieć za 2.999 zł a w sieci Media Expert można go mieć za 2.998 zł (co jest lepszą ofertą).
Specyfikacja Canon EOS RP
Ogólne | |
Rok premiery | 2019, luty |
Typ | Aparat z wymienną optyką |
Budowa | |
Wymiary (szer x wys x grubość) | 85 x 132 x 70 mm |
Bagnet | TAK, Canon RF |
Waga (z bateriami) | 485 g |
Rodzaj materiałów | Stop magnezu / plastik |
Podzespoły | |
Matryca | 26.2 Mpix, 24 x 35.9 mm, Dual Pixel CMOS AF FF |
Procesor obrazu | DIGIC 8 |
Ekran | 3 cale, TFT LCD (odchylany), 1.140.000 px |
Lampa błyskowa | brak |
Migawka | 1/4000 s - 30 s |
Obsługa kart | SD / SDHC / SDXC (UHS-II) |
Porty | mini HDMI typu C, micro USB 3.1 typu C, wejście mikrofonu |
Wizjer | TAK, elektroniczny, 2360000 px |
WiFi | TAK, 802.11b/g/n |
NFC | brak |
GPS | brak |
Funkcjonalność | |
Format zapisu | RAW, JPEG |
Stabilizacja obrazu | brak |
Programy | P,A,S,M,Fv |
Efekty | Tak |
Filmy | 4K, 25 kl/s |
Zakres ISO | 50 - 51200 |
Zdjęcia seryjne | 5 kl/s |
Usługi społecznościowe | brak |
Aparat świetnie leży w dłoni
Obudowa nowego modelu jest z grubsza podobna do korpusu EOS R. To zdecydowana zaleta, bo aparat naprawdę świetnie leży w dłoni, co w przypadku bezlusterkowców konkurencji nie jest wcale takie oczywiste. Wyglądem sprzęt przypomina lustrzanki Canona. Duża część korpusu pokryta jest gumą i chropowatym w dotyku plastikiem. To w połączeniu z dobrze wyprofilowanym gripem zapewnia stabilny i wygodny chwyt, dzięki czemu z aparatem dobrze się pracuje nawet przez wiele godzin.
Rozkład przycisków na obudowie został rozplanowany w sensowny sposób, choć znajdziemy wiele różnic względem droższego modelu. Przede wszystkim powróciło klasyczne pokrętło zmiany trybów, co uważam za słuszną decyzję.
Pokrętło, oprócz wyboru trybów P,A,S,M, pozwala też zapisać trzy profile stworzone przez użytkownika. Nowością jest tryb B, dzięki któremu ekspozycja jest ciągła przy wciśniętym spuście migawki. Takie rozwiązanie okaże się przydatne chociażby przy zimnych ogniach. Jest też tryb Fv nastawiony na modyfikowanie korekcji ekspozycji.
Na górnej części obudowy znalazło się jeszcze miejsce na dwa pokrętła, które pozwolą panować nad ekspozycją. Jedno z nich możemy zablokować przy użyciu dźwigienki. Nie zabrakło też przycisku REC oraz jednego przycisku funkcyjnego. Dodać należy, że systemowe obiektywy posiadają dodatkowe pokrętło, które, po odpowiednim ustawieniu, również może służyć do ustawiania niektórych wartości aparatu. Niestandardowo, pokrętło włączające aparat producent umieścił po lewej stronie, o czym często zapominałem – przyzwyczajony jestem do tego, że włącznik ten znajduje się po stronie prawej.
Przednia część korpusu to już standardowe przyciski do obsługi menu czy podglądu obrazu. Ich układ jest bardzo podobny do tego, co znamy z lustrzanek producenta. Choć tu znowu niewielka zmiana, bo również przycisk włączający menu umieszczono w lewym górnym rogu. Do pewnych rozwiązań można się więc nieco przyczepić, bo są one mało instynktowne.
Na lewym boku znajdziemy całą pakiet wejść, w tym HDMI typu C oraz USB typu C do szybkiego przesyłu plików. Nie zabrakło również złącza mikrofonowego i słuchawkowego oraz wejścia na wężyk spustowy. Dodać należy, że korpus jest bardzo lekki – waży około 485 gramów wraz z baterią i nie ciąży w dłoni, a w wielu wypadkach cięższe od niego są systemowe szkła.
Po odkręceniu obiektywu zauważyć możemy różnicę względem droższego modelu, w którym migawka zakrywała matrycę, chroniąc ją przed dostawaniem się pyłków. Tutaj matryca jest odsłonięta, jak w reszcie modeli dostępnych na rynku. Aparat posiada za to system czyszczenia mikrodźwiękami, który powinien pomagać w pozbywaniu się pyłków.
Bateria i karta pamięci umieszczone zostały w jednym gnieździe, w dolnej części korpusu (EOS R dla odmiany ma osobne wejście na kartę). Takie rozwiązanie ma tę wadę, że gdy aparat jest zamontowany na statywie, musimy najpierw go z niego zdjęć, a potem wymienić kartę.
Sama bateria jest stosunkowo niewielka. Aparat korzysta z akumulatora LP-E17, używanego również w lustrzankach producenta. Różnica polega jednak na tym, że lustrzanki zużywają znacznie mniej energii. Efekt? Bateria jest jedną z najsłabszych stron tego modelu. W pełni naładowana pozwala zrobić około 250 zdjęć, podczas gdy niektóre modele konkurencji oferują już dwukrotnie lepszy wynik.
W aparacie nie zabrakło łączności bezprzewodowej w postaci WiFi – możemy w ten sposób przesyłać zdjęcia do smartfona, jak również, przy pomocy specjalnej aplikacji, sterować aparatem zdalnie. Nie ma natomiast modułu Bluetooth, który ostatnimi czasy staje się coraz powszechniejszy.
Ekran odchylany do boku
EOS RP korzysta z podobnego rozwiązania, jak większość EOSów – ekran jest odchylany do boku, o 180 stopni do przodu i 90 stopni do dołu, a więc działa w imponującym zakresie 270 stopni. Takie rozwiązanie ma jednak również wady. Odchylony ekran utrudnia podpięcie na przykład mikrofonu, który będzie o niego zahaczał.
Wyświetlacz jest standardowych rozmiarów, a więc 3-calowy, o rozdzielczości 1,040 mln punktów. Nie wykracza poza średnią rynkową, ale do wygodnego korzystania w zupełności wystarcza, bo wyrazistość kadru i odwzorowanie kolorów są zadowalające. Nie można narzekać również na jasność, która może być regulowana w 7-stopniowym zakresie.
Bardzo dobrze wypada elektroniczny wizjer OLED o wielkości 0,39 cala. Ma rozdzielczość 2,360 mln punktów i zapewnia naprawdę dobrej jakości podgląd obrazu. Przede wszystkim wizjer dobrze oddaje kolorystykę, co jest szczególnie ważne. Muszla oczna mogłaby być nieco lepiej wyprofilowana, ale i tak jest wystarczająco duża i nieco wystaje z korpusu, by korzystało się z niej w wygodny sposób.
Ekran obsługuje dotyk i nie ogranicza się w tym jedynie do wyboru punktu ostrości. Dotykiem można również sterować aparatem. Obsłużymy zarówno całe menu, jak i skrócone nastawy. Podczas korzystania z panelu, na ekranie pojawiają się ikonki – między innymi z korektą ekspozycji, czy też wartością ISO. Po dotknięciu możemy ustawić interesującą nas wartość. W górnym rogu znajduje się z kolei ikonka Q. Po jej naciśnięciu dostajemy dostęp do skróconego menu, w którym ustawimy tryb AF, balans bieli, styl obrazów, format, jakość zdjęcia czy tryb seryjny. Takie rozwiązanie spodoba się zwłaszcza tym, którzy przyzwyczajeni są do paneli dotykowych – tradycjonaliści będą mniej zadowoleni, bo przycisków jest ograniczona ilość.
Menu aparatu jest praktycznie takie samo, jak we wszystkich innych modelach producenta. Pod tym względem Canon od lat nie wprowadza wielu zmian – kolorystyka i design z niewielkimi zmianami utrzymały się już ponad 10 lat, natomiast sam układ przypomina ten wprowadzony już w modelach sprzed lat pięciu. Mamy więc tryb ustawień fotografowania, podglądu, aparatu, tryb w którym ustawimy przyciski funkcyjne oraz tryb oznaczony gwiazdką, do którego dodać można najczęściej używane pozycje z menu, tak by w razie potrzeby mieć do nich szybki dostęp.
Jakość zdjęć nie zawodzi
Aparat wyposażono w pełnoklatkową matrycę wspieraną przez procesor DIGIC 8, która – i tu najważniejsze – wcale nie ustępuje starszemu kuzynowi. Pokrótce oznacza to więc, że jakość zdjęć jest równie dobra, jak w tym droższym modelu, który chwaliłem w teście Canon EOS R. Pełnoklatkowa matryca o rozdzielczości 26,2 Mpix w EOSie RP spisuje się znakomicie. Można mieć wiele zastrzeżeń do Canona, ale trzeba mu przyznać jedno – ten producent świetnie radzi sobie z odwzorowywaniem kolorów.
Zdjęcia wykonane aparatem charakteryzują się bardzo ładną kolorystyką i naturalnym odwzorowaniem barw ludzkiej skóry. Oznacza to, że w już wyjściowe kolory zdjęć prosto z aparatu prezentują się dobrze, zatem w przypadku na przykład wycieczek, gdzie robimy dużo zdjęć, niekiedy obejdziemy się bez konieczności ich obróbki.
Pełnoklatkowa matryca w wykonaniu Canona zapewnia dużą szczegółowość zdjęć, mimo, że nie pozbawiono jej filtra dolnoprzepustowego. Dynamika tonalna zdjęć również jest wysoka, choć moim zdaniem pod tym kątem lepiej prezentują się modele od Sony. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie kadry wykonane Canonem EOS RP spełniają wymagania stawiane profesjonalnym obrazkom. Pliki zapisane jako 14-bitowe nieskompresowane kadry dają fotografowi duże pole do popisu w późniejszej obróbce i zdecydowanie stwierdzić można, że aparat nadaje się do zawodowych zastosowań.
Zakres czułości ISO dla nowej matrycy wynosi 100-25 600 z możliwością rozszerzenia do 102 400. Jest to dość szeroki zakres. Faktem jest, że Canon nie radzi sobie tak dobrze z szumami, jak chociażby jego konkurenci ze strony Sony. Z pewnością jednak jest znacznie lepiej niż w aparatach producenta z matrycą APS-C. Model więc nie jest może królem ciemności, jak A7S, ale poruszając się w zakresie podstawowym a nie rozszerzonym możemy bez większych obaw podnieść ISO do wartości kilkunastu tysięcy. Z kolei wartości rzędu 40-50 tys. mogą być użyteczne, gdy fotografujemy w RAWach i dany kadr odszumimy później w programie graficznym.
Aparat posiada nieco gorszy autofokus niż EOS R, który na tym polu króluje, ale to nadal jedna z najlepszych jednostek na rynku. System ostrości Dual Pixel CMOS AF o nawet 4779 punktów. Nie ma wątpliwości, że AF jest jednym z najmocniejszych punktów tego aparatu. Choć na papierze wypada nieco gorzej niż w droższym modelu, to podczas zwyczajnego użytkowania tej różnicy nie widać. Bezlusterkowiec ostrzy błyskawicznie i w punkt, świetnie radzi sobie również tryb śledzenia przedmiotów. Myślę, że każdy będzie z niego zadowolony.
Nieco problemów aparat miał z dostosowaniem właściwego balansu bieli przy świetle żarówkowym. Na szczęście model oferuje również tryb AWB z priorytetem białego koloru, który idealnie nadaje się do takich warunków i daje naturalny obraz bez dominującego żółtego koloru, nawet w niesprzyjających warunkach. Na wiele nie mogą niestety liczyć osoby, którym zależy na szybkości zdjęć. Tryb seryjny oferuje raptem 5 klatek na sekundę lub 4 z autofokusem w trybie ciągłym. Osoby, którym zależy na fotografii sportowej muszą więc poszukać czego innego. Poniżej garść zdjęć przykładowych wykonanych aparatem. Kadry w pełnej rozdzielczości znajdziecie w galerii.
Tryb filmowy 4K i jego ograniczenia
Na szczęście skończyły się już czasy, gdy Canon nie dość, że nie oferował trybu 4K, to i w Full HD klatkaż ograniczał do 25 fpsów. EOS RP oferuje tryb filmowy Full HD 50p oraz 4K 25p, daje więc użytkownikowi niezbędne w obecnych czasach minimum. Wciąż jednak daleko mi do optymizmu. Podobnie jak droższy model, również ten aparat dość mocno „cropuje” obraz nagrany w 4K, bo nie jest on sczytywany z całości matrycy. Mamy więc 1,6-krotne powiększenie obrazu, co sprawia, że każdy obiektyw ma wydłużoną sztucznie ogniskową.
O ile w trybie fotograficznym sami możemy wybrać opcję zrobienia zdjęcia z cropem, by wydłużyć ogniskową (co jest przydatną funkcją), o tyle w trybie filmowym 4K użytkownik zostaje postawiony przed faktem dokonanym. Brakowało mi też nieco trybu slow-motion, który ostatnio stał się bardzo modny i oferuje go wiele tańszych modeli.
Kolejna wada nieco mnie zaskakuje. W modelu EOS R producent dał wreszcie możliwość filmowania w trybach półautomatycznych, P,A,S. Cieszyło mnie to, choć zastanawiałem się, czemu tak późno. Jasne jednak było dla mnie, że teraz już każdy nowy model będzie oferował taką możliwość. Tymczasem w tym modelu znów do wyboru mamy albo filmowanie w pełni manualne, albo w pełni automatyczne. Szkoda, że producent zabiera nam tak oczywiste opcje.
Nowością jest za to tryb HDR, działający w Full HD 25p. Z jego pomocą możemy nagrywać filmy o szerszym zakresie dynamicznym. Trudno mi określić na oko, czy tryb ten daje wiele, ale istotnie, materiał nagrany z jego użyciem prezentuje się całkiem nieźle. Na możliwość uzyskania większej dynamiki wpływa jednak również korzystanie z profilu płaskiego, zwłaszcza logarytmicznego, a w tym modelu takowych niestety nie uświadczymy. Podsumowując więc, w trybie filmowym aparat daje nam wszystkie podstawowe opcje, ale jednocześnie nas zbytnio nie rozpieszcza.
Podsumowanie i ocena
Canon EOS EP bez wątpienia znajdzie miejsce w podsumowaniu najciekawszych premier tego roku. O ile EOS R trochę zawodził, o tyle ten aparat, mimo że jest jego uboższą wersją, wypada bardzo dobrze. To wszystko dzięki cenie. Dostajemy bowiem budżetowy model z matrycą pełnoklatkową. Użytkownik otrzymuje dobrej klasy aparat, który świetnie leży w dłoni, oferuje zdjęcia na wysokim poziomie i szybkim autofokus – to zalety, które wielu fotografom wystarczą. Zwłaszcza tym, którzy dotąd korzystają z wysłużonych lustrzanek japońskiego producenta.
Dla nich ten model może stać się idealnym pretekstem do przesiadki na coś nowszego i lepszego. Inwestycja nie jest duża. Biorąc pod uwagę cenę aparatu – 6000 zł za body, po sprzedaniu starej lustrzanki nie trzeba wiele dopłacać i już można cieszyć się nowym sprzętem. Zwłaszcza, że z pomocą dołączonego adaptera bez przeszkód korzystać można ze starych szkieł, które działają z nowym aparatem bez zarzutu.
Z pewnością EOS RP ma pewne ograniczenia – wolny tryb seryjny, brak stabilizacji matrycy i słaby tryb filmowy (to bezlusterkowiec dla fotografa, nie filmowca). Wszystkie te wady można jednak wybaczyć, bo aparat wciąż daje całkiem sporo, jak na te pieniądze. I otwiera nową kategorię produktów: pełnoklatkowych bezlusterkowców entry-level. Bez wątpliwości przyznajemy mu redaKcyjne wyróżnienie „Dobry zakup”.
Ceny Canon EOS RP
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Brak stabilizacji matrycy w tych czasach to jakaś farsa. Jak tak można?! Sony A7 II można kupić już za 4700 i tę stabilizację ma. Jedyna przewaga Canona to adapter do starszych szkieł w zestawie.
Większą farsą jest dla mnie to, że droższy EOS R też nie ma stabilizacji. 😉 Canon broni się na pewno dostępem do tanich obiektywów, świetnym autofokusem, bardzo dobrym oddaniem skintonów (z czym Sony ma problem) i bardzo dużą wygodą użytkowania, co dla osób przyzwyczajonych do lustrzanek jest bardzo ważne.
Dlatego ten aparat z pewnością znajdzie swoich klientów, zwłaszcza, że za rok pewnie będzie go można dostać za jakieś 5,5 tys. Gorzej ze zwykłym EOSem R.