Jak wypada Olympus OM-D E-M1X na tle konkurencji? Czy to aparat wart swojej ceny? Mieliśmy okazję spędzić z modelem kilka godzin, wykonując zdjęcia w wymagających warunkach – w skateparku. Oto nasze wrażenia.
Na zaproszenie Olympus Polska miałem okazję pojechać do Wrocławia, by przetestować najnowszy flagowy bezlusterkowiec producenta: Olympus OM-D E-M1X. Ten aparat pochwalić się może ultraszybkim i dokładnym autofokusem, bardzo szybkim trybem seryjnych zdjęć 18 kl./s, świetną mechaniczną stabilizacją matrycy i wreszcie innowacyjnym trybem Hi Res Photo, dzięki któremu możemy robić zdjęcia z rozdzielczością nawet 50 Mpix.
Ilość nowych możliwości aparatu imponuje, a sam model wygląda zupełnie inaczej niż jego poprzednik – Olympus OM-D E-M1 Mark II. To aparat, który całym sobą sugeruje, że nadaje się do profesjonalnych zastosowań i niełatwej pracy. Nic więc dziwnego, że do przetestowania nowego modelu Olympus przygotował niełatwe, choć bardzo ciekawe warunki – zdjęcia robiliśmy we wrocławskim skateparku. Aparat musiał więc poradzić sobie z tym, by w ułamku sekundy uchwycić i odpowiednio wyostrzyć jadących z dużą prędkością ludzi na deskach, rolkach czy hulajnogach.
Wszystkie zdjęcia wykonane z aparatem znajdziecie w pełnej rozdzielczości w naszej galerii.
OM-D E-M1X to naprawdę duży bezlusterkowiec
Tym, co pierwsze rzuca się w oczy, gdy weźmiemy aparat do ręki jest jego rozmiar. Aparat wygląda tak jak lustrzanki i zdecydowanie nie należy do najmniejszych i najlżejszych. Producent odchodzi od retrodesignu charakterystycznego dla swoich niższych modeli. E-M1X to model typowo użytkowy, dedykowany zawodowym fotografom, dlatego producent nie stawia na wygląd, a na ergonomię.
W jej przypadku jest naprawdę nieźle. Aparat waży niemało, ale w dłoni leży świetnie. Producent zastosował tu nietypowe rozwiązanie bowiem aparat ma wbudowany grip z baterią, co mocno wypływa na jego rozmiar, ale niesie za sobą również wiele ciekawych opcji. Po pierwsze, dzięki świetnemu ukształtowaniu, aparat doskonale leży w dłoni również, gdy fotografujemy pionowo. Wtedy to możemy korzystać z migawki na gripie.
Oczywiście na urządzeniu nie zabrakło całej masy przycisków i będzie trzeba poświęcić nieco czasu, by ze wszystkim się zapoznać, jednak z pewnością zaawansowanym użytkownikom mnogość przycisków i pokręteł przypadnie do gustu – aparat obsługuje się bardzo komfortowo, gdy już się z nim zaznajomimy. Nieco gorzej jest natomiast z menu. To wygląda zupełnie inaczej niż w amatorskich modelach i w mojej opinii nie jest zbyt instynktowne – musiałem dużo czasu spędzać nad znalezieniem każdej opcji.
Duże body gwarantuje również to, że zamiast jednej baterii, w aparacie cały czas umieszczone mogą być dwie, we wbudowanym gripie. To z kolei sprawia, że na jednym ładowaniu zrobimy nawet ponad 2500 zdjęć. To jedna z najmocniejszych stron aparatu, bo wiadomo, że w fotografii reporterskiej i sportowej często nie ma czasu na zmianę baterii. W korpusie nie zabrakło również miejsca na dwie karty pamięci, co w przypadku profesjonalnych modeli jest dziś standardem. Oba sloty obsługują karty SD.
Duża szybkość i świetny AF
Producent pozycjonuje swój nowy model jako aparat do fotografowania sportów. Zatem w jego przypadku liczy się głównie szybkość. Tę zapewnia jeden z najszybszych na rynku trybów seryjnych. W ciągu sekundy zrobimy 18 klatek z pełną rozdzielczością i wsparciem AF. Więcej, bo 20, daje tylko Sony A9. Zatem pod tym względem szybkość aparatu jest naprawdę imponująca.
W przypadku zdjęć robionych podczas wydarzeń sportowych uchwycenie najważniejszych momentów wymaga refleksu. Jeśli go jednak nie posiadamy, to Olympus też nam pomoże. Tutaj świetnie sprawdza się funkcja Pro Capture. W tym trybie aparat wykona nawet 35 zdjęć jeszcze przed naciśnięciem migawki i zrobieniem zdjęcia. Jeśli tę funkcję połączymy z szybkim trybem seryjnym to możliwość przegapienia ważnego momentu spada niemal do zera.
Fotgrafując na skokach narciarskich, mimo że miałem szybki aparat, często naciskałem spust zbyt późno. Funkcja Pro Capture stworzona została właśnie po to, by nie przegapić najlepszych momentów i działa świetnie.
W przypadku szybkości rewelacyjną robotę robi autofokus. Olympus OM-D E-M1X został wyposażony w jeden z najlepszych systemów AF na rynku, z którym konkurować może obecnie raptem kilka pełnoklatkowych bezlusterkowców. W przypadku jakości ostrzenia aparat zrównywać można właśnie ze wspomnianym już Sony A9. W obu przypadkach mamy do czynienia z inteligentnymi jednostkami. Olympus nie tylko posiada dużo punktów ostrości obejmujących niemal całą matrycę, ale umie też rozpoznawać obiekty.
System potrafi wykrywać nie tylko ludzkie twarze czy oczy (w tym osobno lewe i prawe), ale również różne przedmioty, jak na przykład samochody czy samoloty (ptaki również są rozpoznawane przez podobieństwo z samolotami). To wszystko sprawia, że mamy dużą pewność, że pożądany przez nas obiekt zostanie odpowiednio wyostrzony. W przypadku fotografowania sportowców wykonujących różne ewolucje w skateparku istotne było to, że aparat ostrzył na kask, a nie na przykład na koła deskorolki, dlatego właśnie większość kadrów była ostra tam, gdzie należy.
Matryca – jej wady i zalety
Dotychczas tylko dwóch producentów miało w swojej ofercie jedynie modele z matrycami mikro 4/3 – byli nimi właśnie Olympus i Panasonic, ale ten drugi od niedawna ma również pełnoklatkowe bezlusterkowce. Niestety, mała matryca niesie za sobą trochę problemów, a głównym jest oczywiście ISO. To możemy podnieść w standardowym trybie maksymalnie do ISO 6400, ale niestety, przy tej wartości zdjęcia będą mocno zaszumione. Tak naprawdę nawet o połowę mniejsza wartość ma już zauważalny poziom szumu.
Wracając do skoków narciarskich – fotografując skoczków musiałem używać bardzo krótkich czasów naświetlania, co skutkowało koniecznością korzystania z ISO powyżej 6400. W przypadku Olympusa część zastosowań niestety od razu zostaje wykluczona właśnie przez problemy ze światłem. By uzyskać dobre zdjęcia, musimy fotografować w dobrym oświetleniu. Nie ma innego wyjścia.
Dzięki ciekawym rozwiązaniom technicznym udało się jednak wyeliminować drugi problem małych matryc – rozdzielczość. Aparat posiada specjalny tryb Hi Res, dzięki któremu możemy wykonywać zdjęcia z rozdzielczością nawet 50 Mpix, czyli taką, jaką gwarantują tylko niektóre pełnoklatkowe modele. Jak to możliwe? W trybie tym matryca minimalnie zmienia położenie, porusza się mechanicznie w różnych kierunkach, przez co sczytuje więcej szczegółów obraz i w efekcie potrafi zapisać obraz w dużej rozdzielczości.
Również i tę funkcję miałem okazję przetestować. Jak się pewnie domyślacie, skoro matryca się porusza, to zarówno fotografowany obiekt, jak i aparat muszą być stabilne. To prawda. Dlatego funkcji tej będziemy używać głównie do robienia portretów i fotografowania statycznych obiektów. Plusem jest jednak to, że przy tej funkcji aparat wcale nie musi być zamontowany na statywie, o czym sam się przekonałem. Stabilizacja Olympusa to naprawdę czołówka na rynku – działa z siłą 7,5 EV.
Praktycznie od zawsze uważałem, że w modelach Olympusa znajdziemy najlepszą stabilizację matrycy, ale w modelu OM-D E-M1X producent przeszedł samego siebie. Po włączeniu stabilizacji czułem się tak, jak gdybym umieszczał aparat na gimbalu. Redukcja drgań jest naprawdę potężna i właśnie dzięki temu zdjęcia Hi Res bez problemu zrobimy z ręki. Tak wydajna stabilizacja przydaje się również podczas filmowania, a i w tej kwestii producent się postarał.
Nowy model filmuje w 4K z prędkością 30 klatek na sekundę i posiada profil logarytmiczny, dzięki czemu zapiszemy filmy z większą dynamiką tonalną, by potem poddać je obróbce w programie do montażu. Wreszcie więc można powiedzieć, że Olympus kręci dobre filmy, bo dotychczas ta funkcja w aparatach producenta sprawowała się przeciętnie.
OM-D E-M1X to model udany, choć nie dla każdego
Bez wątpienia Olympus OM-D E-M1X jest ciekawym modelem i dobrze, że producent wreszcie ma w swoim portfolio tak zaawansowany bezlusterkowiec. Cena 12 tysięcy złotych za body nie jest może specjalnie okazyjna, bo w tej cenie znajdziemy modele z pełną klatką. Olympus dużo jednak nadrabia możliwościami – bardzo szybki AF i tryb seryjny to pożądane przez wielu funkcje, wysoka rozdzielczość portretów również się przyda.
Nie ma jednak co ukrywać – mała matryca mocno daje się we znaki i sprawia, że użyteczność aparatu staje się nieco ograniczona. Wszędzie tam, gdzie jest mało światła aparat się nie sprawdzi. A niestety z takimi warunkami często mamy do czynienia. Przez swoje gabaryty aparat traci też zaletę bezlusterkowców, czyli poręczność, a to wyklucza go jako atrakcyjny model na wyjazdy. Z pewnością znajdą się jednak tacy, którzy wykorzystają możliwości tego modelu. Faktem jest jednak, że w obliczu sytuacji rynkowej Olympus powinien w przyszłości pomyśleć o większej matrycy.
Ceny Olympus OM-D E-M1X
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Szkoda, że tak świetny aparat recenzują specjaliści od smartfonów. Sens porównywania matrycy 4/3 do pełnej klatki jest mniej więcej taki jak porównywanie samochodu sportowego do furgonetki. Matryca 4/3 nadaje się świetnie do fotografii reportersko-sportowej, natomiast FF to aparat do fotografii produktowej i przyrodniczej (ze statywu). Praw fizyki się nie zmieni. Zdjęcia z FF o ile nie przysłoni się obiektywu do przysłony 8-11 są hiperpłaskie – płaszczyzna ostrości jest papierowa. Tych wad nie ma matryca 4/3. Tak naprawdę problem z głębią ostrości zaczyna się już od 1″ matrycy, dlatego ludzie nieobeznani z tajnikami fotografii wybierają smartfona. Tam bez najmniejszego wysiłku jest wszystko ostre, a dla wybrednych mamy elektroniczne rozmycie tła. Konia z rzędem temu kto pozna różnicę. Nie może być aparatu o matrycy wielkości kartki papieru A4 i świetnych własnościach optycznych w sensie przydatności do zastosowań reporterskich. Porównywanie tak odległych światów nie ma najmniejszego sensu. Dobrze by było aby piszący o fotografii, recenzujący wysokiej klasy sprzęt mieli tego świadomość.
Wskaż mi proszę, ilu reporterów korzysta z aparatów Mikro 4/3, bo bez względu czy jestem na jakimś wydarzeniu sportowym, weselu czy evencie, to jeszcze takiego nie spotkałem. 😉