Testujemy bezlusterkowiec Canon EOS M50. Czy ten budżetowy aparat to dobry wybór dla fotografa? Czy sprawdzi się jako kamera dla vlogera?
Nomenklatura nazw Canona jest bardzo dziwna, dlatego nowy EOS M50 znajduje się gdzieś pomiędzy modelami EOS M100 i EOS M6. Jest to więc średnia półka, a cena sprzętu wydaje się być przystępna. W naszej recenzji M50 sprawdzamy, jak ten model prezentuje się w praktyce.
Specyfikacja Canon EOS M50
Ogólne | |
Rok premiery | 2018, luty |
Typ | Aparat z wymienną optyką |
Budowa | |
Wymiary (szer x wys x grubość) | 116 x 88 x 59 mm |
Bagnet | TAK, Canon EF-M |
Rodzaj materiałów | Plastik |
Podzespoły | |
Matryca | 24 Mpix, 14.9 x 22.3 mm, CMOS APS-C |
Procesor obrazu | DIGIC 8 |
Ekran | 3 cale, TFT LCD, 1.040.000 px |
Lampa błyskowa | TAK |
Migawka | 1/4000 s - 30 s |
Obsługa kart | SD/SDHC/SDXC |
Porty | micro HDMI, micro USB 2.0, wejście mikrofonu |
Wizjer | TAK, elektroniczny, 2359296 px |
WiFi | TAK |
NFC | TAK |
GPS | brak |
Funkcjonalność | |
Format zapisu | RAW, JPEG |
Stabilizacja obrazu | brak |
Programy | P,A,S,M |
Efekty | Tak |
Filmy | 4K, 25 kl/s |
Zakres ISO | 100 - 25600 |
Zdjęcia seryjne | 10 kl/s |
Usługi społecznościowe | brak |
Obudowa EOS M50 przypomina lustrzankę
Budowa aparatu różni się nieco od większości bezlusterkowców na rynku, bo bryła testowanego sprzętu nieco przypomina lustrzanki. Grip jest mocno zarysowany, a wizjer zaznacza swoją obecność wystając ponad obudowę – jest przy tym całkiem spory. Część obudowy pokryta została materiałem o chropowatej fakturze.
Aparat naprawdę świetnie leży w dłoni, a przy tym nie ciąży zbytnio, bo waży raptem około 390 gramów, wliczając w to baterię. Mam jedynie problem z kolorem. Dostaliśmy go w wersji białej. Canon jest bodaj jedynym producentem, który wypuszcza bezlusterkowce w tym kolorze. O ile biały smartfon potrafi wyglądać całkiem nieźle, o tyle aparat, przynajmniej w mojej opinii, wygląda fatalnie. Trudno uznać to za wadę – dostępny jest też ładniej wyglądający czarny wariant.
Tyle o kolorze, który jak wiadomo, jest kwestią gustu. Przejdźmy do funkcjonalności. Przycisków na obudowie jest mniej niż w profesjonalnych modelach, ale to w końcu nie jest aparat dedykowany zawodowcom. Na górnej części znalazło się miejsce na pokrętło trybów, wśród których, oprócz standardowego zestawu, znajdziemy też tryb tworzenia przeglądu filmowego ze zdjęć, tryb scenerii (ze sporą ilością opcji) oraz tryb z filtrami twórczymi.
Wokół spustu migawki producent umieścił jeszcze jedno pokrętło, które domyślnie steruje wartością czasu naświetlania. W górnej części znajdziemy ponadto przycisk REC oraz przycisk funkcyjny – jedyny, ale myślę, że wystarczy. Nie zabrakło też miejsca na lampę błyskową, którą podnosimy palcami, nie używając żadnego przycisku do jej otwarcia. Przód zapełniają standardowe przyciski menu, które przypisane są też do ustawiania różnych funkcji, w tym przełączania się pomiędzy trybami AF/MF.
Na prawym boku aparatu jest jeszcze miejsce dla przycisku włączającego łączność bezprzewodową oraz wejścia USB i HDMI – obu w wersji micro. Bardzo dobrą wiadomością dla wielu będzie to, że na prawym boku nie zabrakło miejsca na wejście mikrofonowe.
Pojemność akumulatora w EOS M50 to tylko 875 mAh. Niewiele jest na rynku baterii o mniejszej pojemności. Jak możecie się domyślać, taki akumulator nie wystarcza na długo. Zrobimy około 230 zdjęć na jednym ładowaniu, filmować też nie będziemy długo. Warto od razu zaopatrzyć się w zestaw zapasowych zamienników.
Aparat zapewnia łączność bezprzewodową. Dzięki niej możemy połączyć aparat na przykład ze smartfonem i szybko przesłać zdjęcia, ale również użyć naszego telefonu do sterowania aparatem. Otrzymujemy również NFC, a więc smartfon z aparatem połączymy w szybki sposób, zbliżając do siebie oba urządzenia. Aparat zapewnia także łączność Bluetooth.
Odchylany ekran i intuicyjne menu
Ekran testowanego modelu spełnia dzisiejsze standardy, więc na jego temat nie ma sensu przesadnie się rozpisywać. Rozmiar to 3 cale, a rozdzielczość wynosi 1,040 mln punktów, a więc nie mniej i nie więcej, niż średnia rynkowa. Nie zabrakło również możliwości obsługi dotykiem, a ta nie ogranicza się jedynie do ustawiania ostrości, ale pozwala na swobodne poruszanie się po menu.
Sam ekran jest odchylany do boku o 180 stopni, co będzie przydatne podczas robienia selfie, jak również kręcenia vlogów. Wizjer posiada sporych rozmiarów, wygodną muszlę oczną – włącza się ona automatycznie, gdy zbliżymy oko. Rozdzielczość obrazu to 2,36 mln punktów. Z wizjera korzysta się bardzo komfortowo – daje on dobrej jakości podgląd obrazu. Warto jednak dodać, że ekran jest na tyle jasny, że nawet w dużym świetle da się z niego korzystać, choć oczywiście wizjer sprawdzi się lepiej.
Nowością jest zupełnie nowy tryb menu. Możemy korzystać z klasycznego menu, znanego z poprzednich modeli, ale dostajemy również nowy tryb, który dedykowany jest amatorom. Posiada ono przyjemną, biało kolorystykę, ale co ważniejsze – jest uproszczone tak, by łatwo było się po nim poruszać laikowi. Funkcje zostały dobrze poszeregowane, a po najechaniu na każdą otrzymujemy krótką informację, jak działa i do czego służy. Nowe menu jest naprawdę świetne z punktu widzenia osób, które dopiero zaczynają przygodę z fotografią. Nie tylko łatwo się po nim poruszać, ale też aparat uczy nas, czym są poszczególne opcje.
Jakie zdjęcia robi Canon EOS M50?
Canon przez lata wypracował sobie pewną stylistykę zdjęć. Wiele osób bardzo ceni sobie kolorystykę, jaką oferują aparaty tego producenta. Rzeczywiście, zdjęcia wykonane tym modelem wyglądają ładnie, choć w mojej opinii lepiej wypadają bezlusterkowce Sony, które oferują bardziej nasycone kolory, nie wymagające zazwyczaj dalszej obróbki – zdjęcia wykonane M50 natomiast aż proszą się o lekkie „podbicie” barw.
Canon zastosował matrycę CMOS, której rozdzielczość wynosi 24 Mpix. Pod względem dynamiki barw nie możemy oczekiwać cudów, widać po niej, że to model ze średniej półki. Zakres tonalny nie jest tak szeroki, jak w droższych lustrzankach producenta. Wciąż niestety aparat słabo radzi sobie z wyższymi wartościami ISO. Lepiej tutaj wypada choćby testowany przeze mnie ostatnio Panasonic Lumix GX9, który przecież posiada mniejszą matrycę. W przypadku Canona już przy wartości ISO 3200 ziarno staje się widocznie zauważalne, zwłaszcza w trybie filmowym. Poniżej porównanie obrazu dla różnych wartości ISO.
Niestety, praca w gorszym oświetleniu nie jest najmocniejszą stroną bezlusterkowca Canona. Lepiej za to wypada autofokus. System Dual Pixel CMOS AF działa w oparciu o nawet 143 punkty ostrości, w zależności od obiektywu. Pod tym kątem Canon radzi sobie naprawdę dobrze.
Autofokus działa bardzo sprawnie nie tylko w trybie AF-S, ale również w ciągłym. Technologia Servo AF gwarantuje płynne ostrzenie, które bardzo przyda się podczas filmowania. Obiektywy oczywiście współpracują z aparatem praktycznie bezgłośnie, a punkt ostrości ustawiać możemy dotykiem na ekranie. W przypadku trybu seryjnego możliwości aparatu są także przyzwoite. Możemy zrobić 10 klatek w ciągu sekundy, tyle że nie z ciągłym AF. Bufor pomieści maksymalnie 10 zdjęć w formacie RAW w jednej serii.
Już samo menu sugeruje, że aparat dedykowany jest amatorom, a różne tryby fotograficzne to potwierdzają. EOS M50 oferuje między innymi rozbudowany tryb sceny, który pomaga w uzyskaniu lepszych zdjęć w wybranych warunkach: aparat pomoże w zrobieniu portretu wygładzając skórę, zapewni lepsze ujęcia z ręki, zaoferuje większą dynamikę dzięki trybowi HDR, czy wreszcie poprawi wygląd fotografowanych potraw. Zauważyć więc można, że aparat posiada trochę opcji znanych ze smartfonów.
Na tym jednak się one nie kończą. Dostajemy dodatkowo tryb z filtrami twórczymi. Niestety, nie są to ciekawe filtry zmieniające kolorystykę ujęcia. Głównie jest to kilka trybów HDR, a poza tym nic ciekawego. Efekty typu rybie oko, czy aparat zabawka znane już były w modelach Canona produkowanych lata temu. Tutaj przydałoby się coś ciekawszego. Kolejne podobieństwo do smartfonów to natomiast tryb selfie. Gdy odchylimy ekran o 180 stopni, dostajemy możliwość stosowania między innymi filtrów upiększających twarz. Poniżej garść zdjęć przykładowych wykonanych tym modelem. Zdjęcia w pełnej rozdzielczości znajdziecie w galerii.
Widać więc, że średniopółkowy EOS M50 oferuje wiele rozwiązań znanych ze smartfonów, bo tym modelem producent celuje w amatorów. EOS M50 nie ma ambicji stania się aparatem dla zawodowców, ale jak na oczekiwania amatorów oferuje całkiem dużo. Możemy nim zrobić całkiem niezłe zdjęcia, ale nie oczekujmy cudów. Dodam jeszcze, że za obróbkę obrazu odpowiada nowy procesor DIGIC 8. Niestety, gdy wykonamy zdjęcie HDR (aparat robi wtedy kilka zdjęć naraz) to czas potrzebny do obróbki zdjęcia jest spory. Okazuje się więc, że procesor nie jest aż tak wydajny, jak chciałby tego producent.
Canon EOS M50 oferuje 4K w trybie filmowym
Aparaty Canona ostatnimi czasy wypadały średnio pod kątem filmowania. Sytuacja ta powoli zaczyna się zmieniać, ale wciąż daleko im do ideału. I tak na przykład Canon EOs M50 oferuje niezbędne dziś minimum – Full HD z prędkością 50 kl./s i 4K 25p. Niestety, odnoszę wrażenie, że w obu przypadkach jakość obrazu nie jest tak dobra, jak na przykład ta oferowana przez Panasonika. Po prostu obraz nie jest na tyle wyraźny i szczegółowy. Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale gołym okiem widać, że jakość obrazu nieco odbiega od tego, co prezentują najlepsi w tej kategorii.
Również tutaj we znaki daje się procesor. Gdy filmujemy w 4K, zarówno rozpoczęcie, jak i zatrzymanie nagrywania odbywa się z dużym opóźnieniem. W większości aparatów praca w trybie 4K nie jest tak szybka, jak w Full HD, ale tu niestety wyraźnie spowolnienie aparatu jest zdecydowanie zbyt duże i staje się frustrujące. Mam wrażenie, że DIGIC 8 nie jest na tyle wydajny, by bez problemów radzić sobie z tak wysoką rozdzielczością.
W trybie filmowym nadal możemy filmować albo manualnie albo w pełnej automatyce. To nieco ogranicza nas w sytuacji, gdy chcemy kręcić w szybko zmieniających się warunkach, ale jednocześnie nie chcemy zawierzać wszystkiego automatyce. Dobrze, że pojawił się focus peaking, pomocny przy manualnym ostrzeniu. Oprócz tego producent oferuje dwie bardzo przydatne funkcje. Jedna to slow-motion. W tym trybie możemy filmować z prędkością 100 kl./s. Niestety, tylko w jakości HD 720p – taką oferują dziś nawet smartfony.
Kolejną przydatną opcją jest możliwość tworzenia filmów poklatkowych – aparat pozwala dostosować prędkość nagrywania, możemy więc wybrać interwały, a cały film nagrywany jest w jakości Full HD. Duży plus za tę funkcję, której brakuje w wielu lepszych i droższych modelach – na przykład w aparatach Sony musimy dokupić dedykowaną aplikację pozwalającą kręcić filmy poklatkowo.
Pomimo tego, że EOS M50 nie sprawdzi się jako profesjonalny aparat do filmowania, to może znaleźć zastosowanie w rękach vlogera. Tryb Full HD w tej sytuacji będzie wystarczający, obecność wejścia mikrofonowego i obrotowego ekranu bardzo ważna, a tryb filmów poklatkowych niezmiernie przydatny.
Podsumowanie: czy warto kupić Canon EOS M50?
Canon wreszcie zaczyna istnieć na rynku bezlusterkowców. EOS M50 może nie zawojuje tego rynku, ale to całkiem udana konstrukcja. Aparatem zrobimy przyzwoite zdjęcia, ale dobrze sprawdzi się również w roli kamery do vlogowania. Ma wszystko, co trzeba, łącznie z naprawdę niezłym autofokusem. Do tego jest bardzo prosty w obsłudze, a to też duża zaleta.
Oczywiście, nie brak tu wad. Jest nią na pewno słaba bateria, jak i szum cyfrowy przy wyższym ISO. Szybkość pracy mogłaby być wyższa, a jakość filmów lepsza. Pomimo tego, to wciąż model, po który warto sięgnąć. W dużej mierze ze względu na jego cenę. W momencie pisania tego tekstu najniższa cena aparatu to 2550 zł, a w cashbacku dostaniemy go o 215 złotych taniej.
Cena na poziomie nieco ponad 2300 zł czyni ten model jedną z najtańszych propozycji, na które warto zwrócić uwagę. Dlatego też przyznałem mu redakcyjne wyróżnienie „Dobra cena”.
Ceny Canon EOS M50
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.