White Alice & Black Views czyli Alicja Reczek i Marcin Walko. Fotografia dokumentalna i kreacyjna. Zapraszamy do rozmowy o fotografii przeprowadzonej w niebanalnym duecie.
Dzisiaj mamy dla Was bardzo nietypowy materiał. Na maniaKalnym blogu spotykają się dwie ciekawe osobowości ze świata polskiej fotografii – Alicja Reczek (naszym CzytelniKom znana również pod pseudonimem White Alice) oraz Marcin Walko.
Poniżej znajdziecie pierwszą część materiału, którego bohaterką jest Alicja, a pytania zadaje Marcin. Artykuł prezentujący drugie oblicze czarno-białego duetu przeczytacie u nas już za kilka dni.
Uważasz, że fotografia kreacyjna, artystyczna, stylizowana może pełnić jakąś funkcję? Dostrzegasz lub czy masz w intencji jakieś zadanie dla tego co robisz?
Nigdy nie czułam, że mam jakąś misję. Oczywiście, to nie oznacza, że jej nie ma. (śmiech) Robię zdjęcia intuicyjnie. Być może więcej dzieje się podświadomie. Mogę odnieść się np. do konkretnego projektu. Interpretacje pozostawiam odbiorcom. Funkcje nurtu kreacyjnego czy konceptualnego to obszar kuratorów sztuki. Artysta robi, nie gada.
Wiara, Nauka i Sztuka to gałęzie tego samego drzewa. Wszystkie te dążenia skierowane są ku temu, aby uszlachetnić życie człowieka, wydobyć go ze sfery czysto fizycznej egzystencji i poprowadzić ku wolności.
– Albert Einstein
Dlaczego nie pracujesz cyfrą? Przecież można by to było zrobić taniej, szybciej, mniej gimnastykowania się w trosce o jakość…?
Cyfrą pracuję od 14 lat, bo utrzymuję się z fotografii. Są to zdjęcia komercyjne. Mało kto wie, że pracowałam w magazynie jako fotoedytor czy że robiłam zdjęcia celebrytom. Od dziesięciu lat współpracuję z firmami reklamowymi. Prowadzę szkolenia i warsztaty. Zdarzyło mi się wykonywać reportaże np. konferencja leśników w Brudzeńskim Parku Krajobrazowym, otwarcie modnego klubu w Warszawie, imprezy okolicznościowe w Domu Pomocy Społecznej. Jak widać spory rozstrzał tematyczny, aż się sama sobie dziwię.
Nie jest mi obca fotografia koncertowa. Miałam przyjemność uwieczniać metalowy zespół Therion czy gotycki The Poisoned Hearts. Współpracowałam z wokalistami m.in. Ryszardem Wolbachem czy Michałem Rudasiem. Grzechem byłoby nie wymienić pięcioletniej pracy nad ilustracjami do książki, widowiska i płyt CD „Kolory nadziei” czy książki „Sukces jest kobietą”. Tradycyjnie mam za sobą sześcioletni okres w branży ślubnej. Myślę, że ten poligon doświadczalny nieźle mnie zahartował. Mogłam skonfrontować swoje umiejętności w praktyce. Zmierzyć się z różnymi warunkami i wymaganiami, ot niczego nie żałuję.
Zdjęć komercyjnych (cyfrowych) nie pokazuję w Internecie. Analogowe zdjęcia to fotografia autorska. Konsekwentnie działam średnim formatem. Ostatnio eksperymentuję z polaroidem. Docelowo chciałabym skupić się na fotografii artystycznej. A póki co działam na dwóch planetach, które rządzą się zupełnie innymi prawami.
Te wszystkie kreacje, symbolika, mają jakieś szczególne znaczenie? Atrybuty które są na twoich zdjęciach mamy czytać bezpośrednio np. że berło lub korona jest symbolem władzy?
Jestem Alicją, to zobowiązuje! (śmiech) Postanowiłam opowiadać dalej „Krainę Czarów”. A więc moją twórczość można traktować jak kontynuację tej książki. To interpretacja, którą toczę w malowniczych plenerach ale i w miejskich przestrzeniach. W tym świecie można spotkać złą królową, nimfy, czarnoksiężnika ale też Jokera. Jeden z moich odbiorców stwierdził, że tworzę ‘bajki dla dorosłych’ – myślę, że coś w tym jest.
Symbolistką jestem od dziecka. Każda z postaci jakie przedstawiam czymś się wyróżnia. Z wieloma przedmiotami jestem związana emocjonalnie. Pamiątka po dziadku, prezent od przyjaciółki z trójmiasta czy leśne znalezisko. Myślę, że te atrybuty (bardziej i mniej czytelne) mogą być różnie interpretowane. Ma znaczenie wiek, płeć, wrażliwość, osobowość i krąg kulturowy. Tymczasem ja odbieram je poprzez pryzmat własnej biografii i estetyki. To ‘słownik znaczeń’ którym namaszczam swoje fotografie.
Korona jest symbolem władzy, potęgi królewskiej i splendoru. Oznacza chęć osobistego rozwoju i gotowość do zgłębiania samoświadomości, a także do przyjęcia na siebie odpowiedzialności. Poza tym jest oznaką prymatu w określonej dziedzinie. Warto podkreślić, że od czasów śmierci Chrystusa ewoluowała do symbolu męki, cierpienia i upokorzenia.
Paweł Jaszczuk swoją ostatnią wystawą w Leica Gallery przełamuje tą interpretację. Kilkanaście, zgrabnie podanych fotografii jest dowodem na to, że już nie tylko symbole, a wizerunek Jezusa czy Marii się zdewaluował. Winowajcą jest m.in. komercja czy tempo życia. A wracając do korony, ma znaczenie nawet to w którą stronę jest przekrzywiona. Lewa strona związana jest z duchowością, intuicją i podświadomością. Prawa strona jest logiczna, rozumowa i związana z ego. Przyznaję, że myślałam o tym w momencie wykonywania zdjęcia „Evil King”.
Jaka jest reakcja środowiska fotograficznego? Da się zauważyć pomoc, wsparcie? Czy to raczej konkurowanie o klasyfikację na niewidzialnym podium?
Podium kojarzy mi się ze sportem. To dla mnie odległy świat. Marzę o współpracy. Uważam, że jest ona trudniejsza niż rywalizacja. Co więcej, interakcja z drugim człowiekiem stymuluje nasze zachowanie. Weryfikujemy nasze cele i plany na przyszłość. Możemy spojrzeć na to co robimy z innej perspektywy. Inspiracja i konstruktywna krytyka to najlepszy prezent. Wsparcie i dobre słowo też jest ważne, bo artyści często miewają kryzysy. Wierzę, w siłę pozytywnej motywacji.
Poza tym kobiety-fotografki mają trudniej. Polska to kraj rządzony w dalszym ciągu przez mężczyzn. Nie narzekam, bo wierzę, że podwójny wysiłek kiedyś się opłaci. Tymczasem muszę mierzyć się z różnymi nieprzyjemnymi sytuacjami. Najgorszy jest seksizm. Moje zdjęcia są bagatelizowane i tracą na wartości, przez sam fakt, że jestem kobietą, to smutne. Kolejna sprawa jest taka, że niewielu mężczyzn chce współpracować z fotografkami, choć oczywiście zdarzają się wyjątki.
Motywują mnie przychylne reakcje prasy. Z niektórymi magazynami i portalami współpracuję regularnie. Mam grono przyjaciół, którzy trzymają za mnie kciuki. A jednak dużo więcej wsparcia otrzymuję z zagranicy, to konkretne propozycje i budujące refleksje. Konotuję odbiorców z Niemiec, USA, Francji i Japonii.
To wszystko co jest na zdjęciach, panujesz nad tym? Reżyserujesz od początku do końca? Pozwalasz na swobodę czy jest to wręcz despotyczna, autorska wizja?
Kiedyś myślałam, że jestem perfekcjonistką, że tędy droga. Stylizacja, miejsce, dopracowanie pomysłu. Koncentrowałam się na sprzęcie. Lubiłam kiedy doceniano moje przygotowanie. Obecnie łagodnieję. Otwieram przestrzeń. Obserwuję spontaniczny rozwój wydarzeń. Myślę, że panowanie nad fotografią związane jest z podejściem rzemieślniczym w którym liczy się: obliczalność, rzetelność i dokładność. A jednak, w kontekście sztuki taka perspektywa odbiera wolność. W dłuższej perspektywie powoduje frustrację. I jest związana (przepraszam, że muszę to powiedzieć) z totalną nudą.
Nie zrozumiecie sztuki, póki nie zrozumiecie, że w sztuce 1+1 może dać każdą liczbę z wyjątkiem 2.
– Pablo Picasso
Czy masz jakieś historyczne autorytety? Kogoś kogo cały czas podziwiasz, za każdym razem odkrywasz w inny sposób?
Jestem daleka od stwierdzenia, że mam konkretny autorytet żyjący bądź też nie. I wcale nie wynika to z narcyzmu wręcz odwrotnie. Inspiruje mnie wiele osób. Czerpię z różnych sylwetek. Mieszam, lepię te fragmenty i z radością obserwuję wynik tej układanki.
Lubię Dalego, niekoniecznie za twórczość, bardziej za osobowość. Zwykłam żartować, że Salvador to mój maż. Tylko mam problem, bo nieco minęliśmy się w czasie. Identyfikuję się z Fridą Cahlo. Być może dlatego, że była indywidualistką i buntowniczką. Konsekwentnie robiła swoje i nie ulegała wpływom. A jej symboliczny styl trafia w mój gust. Zdzisław Beksiński i Tomek Beksiński. To artyści, którzy są bliscy mojemu sercu z różnych względów. Nie poznaliśmy się ale traktuję Ich jak rodzinę. Jestem pewna, że byśmy się dogadali.
Nic nie jest oryginalne! Kradnijcie wszystko, co służy wam za inspirację lub podsyca wyobraźnię. Wybierzcie jako obiekt kradzieży te rzeczy, które przemawiają wam do duszy. Nie warto kryć się z kradzieżą. Można ją nawet świętować.
– Jim Jarmusch
Jeśli chodzi o fotografów, to śledzę co dzieje się aktualnie. Lubię twórczość dokumentalną Aleksey’a Myakishev’a czy Jindřich’a Štreit’a. Klimatyczną Rewinde Omar i Yulii Kazban . Fotografie Sally Mann, Israel’a Ariño i Sibylle Bergemann. Natomiast moje zdjęcia porównywane są często do Saudka czy Diane Arbus.
Najbardziej poruszają mnie mistrzowie związani z moim życiem bezpośrednio. Mój dziadek Henryk Szulc – ‘zapatrzony w gwiazdy’. Jerzy Mazuś – profesor malarstwa i genialny grafik. Andrzej Bersz – model, aktor i rzeźbiarz (bo w takiej kolejności się poznaliśmy)
A zatem odnośnie porównań, do innych autorów, bądź innych fotografii, jak na to reagujesz? to miłe uczucie? czy raczej wolałabyś być absolutnie autorska i nie utożsamiana co tym co rzekomo już było?
Doceniam twórczość innych. Potrafię zachwycić się fotografią, obrazem czy instalacją. Nie raz refleksja zostaje na długo w mojej pamięci. Analizuję scenariusz, zastanawiam się nad źródłem w kontekście biografii, świętuję puentę. Kibicuję młodym, starym i zdolnym. Lubię uczyć dlatego prowadzę warsztaty. Porównania do mistrzów to wyróżnienie i nobilitacja. Tak, to wszystko miłe.
Ale najbardziej interesuje mnie wgląd w siebie. Moja fotografia to rytuał, spowiedź i kontemplacja. Zapraszam do tego świata nielicznych. Czasami ujawniam to co chcę powiedzieć. Czasami zachowuję refleksję dla siebie. Nie raz przeżywam silne emocje. A nie raz tworzę zrelaksowana. Czasami działam spontanicznie. To zależy od wielu czynników. Nie raz mam problem aby sama siebie rozszyfrować. Poszukiwania są fascynujące. Z pewnością mam niezwykłe życie, które dostarcza inspiracji, może stąd autobiograficzność. Jest też wena oraz doświadczenia, o których lepiej mówić szeptem, które trudno opisać. Myślę, że klucz kryje się w stwierdzeniu „nieważne co i kogo pokazujemy, ale dlaczego”.
Czy wobec powyższego, to co robisz, jest też istotne do inspirowania innych? Poszukujących takiego nurtu w fotografii? Którzy być może dzięki Tobie poznają Saudka i pozostałych, uważam, że wielu ludziom otwierasz drogę dalszych poszukiwań…
Oczywiście, w pierwszej kolejności trafiamy w gust osób mających podobną wrażliwość i poczucie estetyki. To może uruchomić machinę zainteresowania fotografią kreacyjną czy konkretnymi autorami. Zainteresować może np. projektant. Tak dzieje się z Katarzyną Konieczką, której kreacje można znaleźć w moim portfolio. A jednak, tak samo wartościowy jest dla mnie odbiór kuratorów sztuki, absolwentów Łódzkiej Filmówki jak i ludzi nie związanych z fotografią. Refleksja zależy od konkretnego człowieka. Chciałabym poruszać serca, to wszystko.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Miałem okazję pracować z Alicją na warsztatach i na osobnej sesji, podobało mi się,że była dobrze przygotowana do swojej pracy, konkretna i zdecydowana, robiłą nieliczne kadry (podobnie jak Andrzej „Fetish”Frankowski) zawsze analogiem. Wynik dość romatyczny z nutą mroku, bardzo wypieszczony. Te kilka zdjęć zaliczam do 10 najlepszych jakie mi zrobiono.
„Evil King” vel Steppenwolf