Jaką lampę błyskową kupić? Co będzie lepsze: lampa manualna czy automatyczna? Czy warto inwestować w HSS?
Większość aparatów fotograficznych ma lampę wbudowaną, tak zwaną pop-up. Ta jednak jest zazwyczaj małej mocy a dodatkowo efekty jej używania zazwyczaj są poniżej oczekiwań – na porządku dziennym jest efekt czerwonych oczu, niedoświetlenia lub prześwietlenia, czy spłaszczenie obrazu.
Stajemy wówczas przed zakupem zewnętrznej lampy błyskowej i zazwyczaj pada na lampę reporterską. Na co zwracać uwagę przy zakupie? Czego się wystrzegać? Czy warto kupić manualną lampę błyskową? Co to jest HSS i czy warto go mieć? To tylko kilka pytań, na które odpowiadam w poniższym materiale.
Jak działa lampa błyskowa?
Podstawowym zadaniem lampy błyskowej jest oświetlenie scenerii. Lampa może stanowić jedyne źródło światła w kadrze, może być drugim obok światła zastanego, czy podświetlać jedynie tło. Można swobodnie używać kilku czy nawet kilkunastu lamp błyskowych na jednym ujęciu. Wszystko zależy od potrzeb i inwencji twórczej. Najpierw jednak trzeba poznać kilka podstawowych pojęć i funkcji związanych z lampą.
Absolutnie bazowym parametrem lamp jest ich moc, czyli liczba przewodnia (GN). Wartość ta jest odległością w metrach lampy od obiektu, z jakiej dotrze odpowiednia ilość światła przy ISO 100 i F1. Oznacza to, że dla lampy GN28 przy ISO 100 i przysłonie F2.8 oświetlimy poprawnie obiekt oddalony o 10 metrów. Dla ISO200 będzie to 20 metrów, itd. Wybierając lampę warto wybrać tę o większej mocy – zawsze zostaje nam jakiś zapas, a lampa staje się bardziej uniwersalna.
Tryb TTL, czyli automat, jest również istotny. Jest kilka nazw dla takich trybów, np. eTTL, iTTL czy ADI. Każdy z nich oznacza to samo – lampa sama dobiera ustawienia na podstawie pomiaru ekspozycji. Jest to przydatne, kiedy warunki mogą się zmieniać podczas fotografowania, jak na przykład w klubie.
Z TTL wiążą się jeszcze trzy pojęcia – kompensacja siły błysku, bracketing oraz HSS.
Kompensacja siły błysku pozwala na korygowanie mocy błysku. Daje to namiastkę manualnego sterowania w trybie TTL, bowiem automat może dobrać parametry źle, uznając że ma za dużo lub za mało światła i błyśnie za słabo lub za mocno.
Bracketing to nic innego, jak wykonanie kilku zdjęć, każde z inną siłą błysku. Pozwoli to potem na wybranie zdjęcia z optymalną ekspozycją.
HSS, czyli high sync speed to synchronizacja z krótkimi czasami migawki. Zwykle lampy błyskowe mają czas synchronizacji rzędu 1/250s, na krótszych pojawi się czarny pasek. HSS pozwala na użycie czasów nawet rzędu 1/8000s bez żadnego problemu. Polega to na tym, że lampa wyzwala serię krótkich błysków. Należy jednak pamiętać, że wówczas każdy błysk lampy jest słabszy niż jeden błysk z pełną mocą. Przyda się to, gdy mamy dużo światła w scenerii i chcemy rozświetlić cienie – na przykład fotografując w słońcu.
Warto wspomnieć jeszcze o synchronizacji z 1 lub 2 kurtyną migawki. Lampa może wtedy błysnąć z pierwszym wyzwoleniem migawki lub w momencie, kiedy ta się zamyka. Standardowo używamy pierwszej kurtyny. Druga kurtyna pozwala nam na uzyskanie efektu delikatnego rozmycia, jak na poniższym zdjęciu.
Parametrem, o którym należy jeszcze wspomnieć, jest zoom palnika lampy. Ten dobieramy najczęściej do ogniskowej, której aktualnie używamy. Działa to w ten sposób, że im większy zoom tym węższy kąt padania światła. Większego zoomu należy użyć, kiedy nasz obiekt znajduje się dalej, szerszy kąt przyda się, kiedy obiekt jest blisko.
Jeśli jesteśmy już przy palniku to warto wspomnieć o jeszcze jednej funkcji – jego obracaniu. Najtańsze i najprostsze lampy pozwalają ruszać palnikiem w jednej płaszczyźnie, dzięki czemu światło możemy odbijać od sufitu albo świecić bezpośrednio na obiekt. Wszystko jest w porządku, dopóki trzymamy aparat standardowo.
Kiedy mamy jednak lampę na sankach i aparat przekręcimy do zdjęć pionowych, wówczas będziemy światło odbijać od ściany – a błysk z boku może czasami zepsuć ujęcie. Palnik, który możemy obracać w dwóch płaszczyznach, zarówno w pionie jak i w poziomie, pozwoli nam na świecenie w wybranym kierunku, niezależnie od sposobu trzymania aparatu.
Manual: wszystko pod kontrolą
Lampa manualna umożliwia kontrolowanie każdego parametru. Sami ustawiamy moc błysku, którą możemy ustawić nawet na 1/128 czy zoom palnika lampy. Daje pełną kontrolę, dzięki czemu sami decydujemy, jak oświetlić scenerię.
Niestety, korzystając z lampy manualnej musimy wiedzieć, co chcemy uzyskać oraz w jaki sposób to zrobić. Konieczne są tutaj też jednolite, niezmieniające się warunki, bo przy każdej zmianie jesteśmy też zmuszeni do korekcji ustawień lampy.
Automat: o nic się nie martw
Lampa automatyczna robi wszystko za nas. W trybie TTL sama dobierze parametry wspomniane wcześniej parametry, niezależnie czy odbijemy światło od sufitu, czy wystrzelimy na wprost. Wpływa to niewątpliwie na powtarzalność, ale z drugiej strony nie mamy pełnej kontroli nad tym, w jaki sposób lampa oświetli nam scenerię, prócz tego, że z pewnością będzie chciała, by histogram wyglądał poprawnie. Pomóc tu może wcześniej wspomniany bracketing czy kompensacja błysku.
Lampa automatyczna ma jedną funkcję, która może się bardzo przydać – HSS. W momencie, kiedy nie mamy kompletnej ciemności, 1/250 nie zamrozi nam ruchu. Natomiast kiedy planujemy wypełnić cienie na portrecie, 1/250 i ISO100 może okazać się za dużo dla szeroko otwartych przysłon, a przymknięcie spowoduje zupełnie inną głębię ostrości. Lampa z HSS sobie swobodnie z tym poradzi. Da się to jednak obejść nieco, stosując filtr szary, który zatrzyma część światła, dzięki czemu będziemy mogli nadal mieć otwartą przysłonę.
Co wybrać?
O tym, czy wybrać lampę manualną, czy automatyczną powinniśmy zdecydować na podstawie potrzeb i uprawianej fotografii.
Lampa manualna z pewnością będzie dobrym wyborem dla portrecistów czy amatorów fotografii studyjnej w każdej formie. W studiu mamy jednolite warunki oświetleniowe i zazwyczaj krótkie czasy nie są nam potrzebne. Kupno kilku lamp do stworzenia kompletnego systemu też nie będzie dużym wydatkiem, bo za 300 złotych nabędziemy dobrą lampę Yongnuo YN560 IV, a automatyczne modele kosztują przynajmniej dwukrotność tej kwoty. Kilka lamp ustawionych na zdalne wyzwalanie otwiera zupełnie nowe możliwości.
Lampa automatyczna to naturalny wybór reportażystów czy fotografów ślubnych. Umieszczana zazwyczaj na sankach nie wymaga wiele uwagi. Można nią sterować często z poziomu body aparatu i dostosować moc błysku. Lampa manualna kompletnie się tu nie sprawdzi, bo warunki się szybko zmieniają, światło pada inaczej lub odbijamy od nieco innej powierzchni i możemy mieć zdjęcie nieudane. Przy automacie nie ma tego problemu. Ze względu na obsługę HSS jest też używana do portretów, bo możemy zrobić kapitalne ujęcia nawet w południe. Lampa automatyczna jest jednak droższa – jedna z tańszych Quadralite Stroboss 60 kosztuje niecałe 600 złotych, lampy systemowe to już koszt powyżej 1000 złotych.
Ja sam, choć robiłem głównie reportaże, wybrałem lampę manualną. Wybór może dość kontrowersyjny, ale potrzebowałem mieć dodatkowe źródło światła w plecaku. Postawiłem na manualną też ze względu na to, że jest bardzo tania, a ja sam używam lampy sporadycznie, tylko wówczas, kiedy jestem zmuszony.
Więcej? Zobacz inne, maniaKalne poradniki dla fotografów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.