Testujemy bezlusterkowiec Canon EOS M6, czyli następcę udanego modelu EOS M5. Czy nowy aparat podnosi poprzeczkę?
Testując Canon EOS M5 pisałem, że tym modelem Canon zawitał do świata bezlusterkowców. Wcześniej producent miał w swojej ofercie modele bez lustra, ale jednak mocno odbiegające od tego, co prezentowała konkurencja. Idąc za ciosem, po udanym debiucie M5 producent szybko zaprezentował kolejny model – Canon EOS M6. W naszym teście sprawdzamy, jak daleko idące są zmiany względem poprzednika.
Specyfikacja Canon EOS M6
Ogólne | |
Rok premiery | 2017, luty |
Typ | Aparat z wymienną optyką |
Budowa | |
Wymiary (szer x wys x grubość) | 112 x 68 x 45 mm |
Bagnet | TAK, Canon EF-M |
Waga (z bateriami) | 343 g |
Rodzaj materiałów | plastik, aluminium |
Podzespoły | |
Matryca | 24 Mpix, 22.3 x 14.9 mm, CMOS APS-C |
Procesor obrazu | Digic 7 |
Ekran | 3 cale, TFT LCD, 1.040.000 px |
Lampa błyskowa | TAK |
Migawka | 1/4000 s - 30 s |
Obsługa kart | SD/SDHC/SDXC |
Porty | micro HDMI, micro USB 2.0, wejście mikrofonu |
Wizjer | brak, wizjer zewnętrzny |
WiFi | TAK, 802.11b/g/n |
NFC | TAK |
GPS | brak |
Funkcjonalność | |
Format zapisu | RAW, JPEG |
Stabilizacja obrazu | TAK |
Programy | P,A,S,M |
Efekty | TAK |
Filmy | FullHD, 50 kl/s |
Zakres ISO | 100 - 25600 |
Zdjęcia seryjne | 9 kl/s |
Usługi społecznościowe | brak |
Budowa i ergonomia
Zasadniczą różnicą w porównaniu do EOSa M5 jest brak wizjera i lampy błyskowej na środku obudowy. Flesz znajdziemy, ale wyskakujący – to rozwiązanie znane z wielu kompaktów. Te zmiany sprawiają, że aparat bardziej niż EOS M5 przypomina bezlusterkowce – wygląd starszego modelu mógł się kojarzyć z lustrzankami. Z tegorocznym urządzeniem producent wyraźnie idzie w stronę stylistyki retro. Obudowę niemal w całości pokrywa guma. Góra i dół to plastik w kolorze srebrnym lub grafitowym. Ogółem aparat wygląda całkiem przyjemnie, choć pod względem wyglądu daleko mu do modeli Olympusa czy Fuji.
Dużym plusem jest natomiast design obudowy, które zapewnia duży komfort pracy z aparatem. Mowa tu o dobrze wyprofilowanym gripie, ale również przyciskach i pokrętłach. Te zostały rozmieszczone blisko siebie, w jednym miejscu. Dzięki temu aparat bez problemu obsłużymy jedną ręką. W górnej części korpusu znajdziemy między innymi pokrętło zmiany trybów, na którym oprócz P,A,S,M (tutaj P,Tv,Av,M) oraz trybu automatyki czy filmowego znajdziemy także tryby C1 i C2, dające możliwość zapamiętania naszych ulubionych ustawień.
Kolejne pokrętła pozwolą na ustawianie na przykład migawki czy przysłony, ale nie zabrakło również bardzo przydatnego manipulatora do ustawiania kompensacji ekspozycji. Na górze pojawił się też jeden przycisk funkcyjny. Przód aparatu w dużej części zajmuje ekran, a oprócz niego znajdziemy tutaj przyciski do obsługi menu. Plusem jest to, że menu zamiast strzałkami, obsługiwać możemy również pokrętłem. To znacznie wygodniejsze rozwiązanie – zwłaszcza w przypadku skróconego menu.
Wśród elementów znajdujących się wokół pokrętła znajdziemy również przycisk filmowania, co akurat nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo ciężko go wcisnąć, gdy obsługujemy aparat jedną ręką. Co do samej jakości wykonania – po oczach biją plastiki, które może nie sprawiają wrażenia bardzo słabych, ale z pewnością nie zapewnią takiej wytrzymałości, jak magnezowa obudowa znana z droższych modeli.
Prawy bok aparatu to miejsce na wejście HDMI oraz wężyka spustowego lub dla mikrofonu, a także przycisk pozwalający na połączenie się z WiFi. Na lewym boku znajdziemy natomiast guzik uwalniający lampę błyskową. Widać więc, że producent wykorzystał każdy fragment obudowy aparatu i przyznać trzeba, że dzięki temu obsługa aparatu jest bardzo wygodna – niemal wszystko ustawiać możemy bez konieczności wchodzenia do menu.
Bateria i karta pamięci znajdują się w tym samym miejscu co u poprzednika, a więc na dole obudowy. Akumulator ma pojemność 1040 mAh, co da nam możliwość zrobienia niespełna 300 zdjęć na jednym ładowaniu. Wynik to przeciętny, ale bezlusterkowce już tak mają. Co ciekawe, takie same ogniwa znajdziemy na przykład w Canonie 750D, który jednak zapewni dłuższy czas pracy na jednym ładowaniu. W przypadku EOSa M6 z pewnością przyda się zapasowy akumulator.
Producent nie zapomniał o łączności bezprzewodowej. EOS M6 wyposażony został w WiFi, obsługuje też NFC, dzięki czemu możemy w łatwy i szybki sposób połączyć go na przykład ze smartfonem, co pozwoli na bezprzewodowe sterowanie aparatem. Oprócz tego mamy jeszcze do dyspozycji Bluetooth, czym nie może się pochwalić wiele aparatów – tym bardziej należy się za to producentowi pochwała.
Wyświetlacz i wizjer
Aparat posiada typowy dla tej kategorii sprzętu ekran LCD o rozmiarze 3 cali i rozdzielczości 1,040 mln punktów. Gwarantuje dobre odwzorowanie kolorów i jest odchylany – ale nie o 180 stopni, jak w niektórych bezlusterkowcach, a tylko o mniej więcej 90 stopni do góry. Niestety, producent nie zadbał o to, żeby wyświetlacz całkiem się chował w obudowie, przez co nieco wystaje.
Wspomnieć warto, że ekran wyposażony został w dotyk, co dziś już staje się standardem. To znacząco ułatwia korzystanie z aparatu, bowiem nie tylko pozwala łatwiej poruszać się po menu, ale również ustawiać punkt ostrości palcem na ekranie. Samo menu wygląda niemal dokładnie tak, jak we wszystkich lustrzankach i bezlusterkowcach Canona, jest więc całkiem czytelne i przejrzyste. Opcji w menu znajdziemy jednak nie mało, więc będziemy potrzebowali nieco czasu żeby się z nim w pełni zaznajomić.
Największym zaskoczeniem jest to, że w modelu zabrakło cyfrowego wizjera. W zamian producent oferuje zewnętrzny wizjer, który możemy zamontować na gorącą stopkę. Oczywiście za dodatkowy wizjer będziemy musieli dopłacić, bowiem jest on wyłącznie opcjonalny. To dziwne, bo nowszy model jest bardzo podobny do starszego, a główną różnicą jest to, że nie ma wizjera – to jednak tłumaczy, czemu EOS M6 jest nieco tańszy niż EOS M5.
Fotografowanie
Aparat wyposażono w matrycę znaną z modelu EOS M5, ale również wykorzystywaną w lustrzance EOS 80D. 24-megapikselowy sensor APS-C wspierany jest nowym i wydajnym procesorem DIGIC 7. To zapewnia jakość zdjęć porównywalną z modelem EOS 80D, a więc naprawdę dobrą.
W słabych warunkach oświetleniowych aparat nie radzi sobie może wybitnie, ale tragedii nie ma. Czułość ustawiać możemy w zakresie ISO 100-25600 w trybie rozszerzonym. Zdjęcia zrobimy nawet z ISO 6400, choć przyda się potem niewielkie odszumianie w Lightroomie. W przypadku filmów nie ryzykowałbym z wychodzeniem poza ISO 1600, choć i przy tej wartości szum jest zauważalny.
Zakres tonalny i szczegółowość zdjęć stoją na wysokim poziomie, do czego zresztą aparaty Canona zdążyły nas już przyzwyczaić. Wykonane zdjęcia mają ładne barwy, są odpowiednio nasycone, a automatyczny balans bieli w większości przypadków prawidłowo dobiera kolorystykę. Wspomnieć warto, że w przypadku ustawiania ostrości aparat korzysta z technologii Dual Pixel CMOS AF, która gwarantuje dużą dokładność i szybkość systemu AF.
Palcem możemy wybrać jeden z 49 punktów ostrości, a tryb ciągły podczas filmowania sprawuje się bardzo dobrze, ostrząc szybko i dokładnie. System AF zdecydowanie można zapisać po stronie plusów. W trybie filmowym używać możemy tzw. Servo AF, tak producent nazywa system, który dobrze sprawdza się podczas kręcenia filmów. Poniżej galeria zdjęć przykładowych. Zdjęcia w pełnej rozdzielczości znajdziecie w galerii.
W trybie seryjnym aparat może zrobić 9 zdjęć w ciągu sekundy, jednak w przypadku RAWów pojedyncza seria zdjęć to tylko 17 obrazów. Bufor jest zatem niewielki, jednak tryb seryjny nigdy nie był mocną stroną aparatów Canona. Na pochwałę zasługuje natomiast obecność 5-osiowej cyfrowej stabilizacji matrycy. To rozwiązanie, które pomału staje się coraz bardziej powszechne, wciąż jednak zasługuje na uwagę. Dzięki wydajnej stabilizacji będziemy mogli wydłużać czasy naświetlania fotografując z ręki.
Możliwości fotograficzne aparatu są naprawdę dobre. Oczywiście, nieco mu brakuje do profesjonalnych modeli, ale w większości codziennych zastosować EOS M6 sprawdzi się bardzo dobrze, zapewniając ładne zdjęcia – dobrze wyostrzone i wyeksponowane, nawet jeśli korzystamy z pełnej automatyki.
Największym problemem podczas testu były jednak notoryczne „zwieszki” aparatu. Model jak gdyby potrzebował dużo czasu żeby zapisać zrobione zdjęcia, które nawet nie były robione w RAWach, podobnie po nakręconym filmie – znów następowało przycięcie, bo aparat informował, że trwa zapis. Potem jednak zobaczyłem, że samo wchodzenie do menu już powoduje utratę płynności działania. Nigdy wcześniej w żadnym z aparatów Canona taka sytuacja nie miała miejsca, więc zakładam, że to jakaś wada modelu, który otrzymaliśmy, ewentualnie wada, którą rozwiąże najbliższa aktualizacja firmware.
Filmowanie
Kiedyś lustrzanki Canona rozpoczęły modę na filmowanie aparatami, dziś Canon jest daleko w tyle za innymi producentami na tym polu. EOS M6 daje niezbędne minimum, ale nic ponad to. Dostajemy więc możliwość rejestrowania materiału w jakości Full HD z prędkością 50 klatek na sekundę. W aparacie wciąż brakuje możliwości filmowania w trybach priorytetowych, mamy za to focus peaking. Z kolei ostrzenie automatyczne, jak już wspomniałem, spisuje się bardzo dobrze.
W filmowaniu bardzo pomaga także obecność 5-osiowej cyfrowej stabilizacji matrycy, dzięki której w wielu wypadkach nie będziemy musieli używać statywu, bowiem stabilne ujęcia z ręki są w przypadku tego aparatu jak najbardziej możliwe. Trudno przesadnie rozpisywać się na temat trybu filmowego, bo o ile w przypadku niektórych modeli Sony czy Panasonika można im poświęcić osobną recenzję, o tyle tutaj dostajemy tylko to, co niezbędne i nic więcej.
Jeśli szukacie aparatu do filmowania, z pewnością powinniście szukać dalej, bo EOS M6 to model nie dla Was. Jeśli jednak funkcje filmowe są kwestią drugorzędną, aparat da całkiem niezłą jakość filmów, sprawdzi się dobrze w trybie automatycznym. I co ważne, zapewni ostre i stabilne ujęcia.
Podsumowanie i ocena
Canon EOS M6 dołącza do grupy udanych bezlusterkowców japońskiego producenta. Tyle tylko, że nowy model w gruncie rzeczy niewiele różni się od EOSa M5. Ma identyczną matrycę, praktycznie takie same parametry, a największą różnicą jest to, że nie posiada wbudowanego wizjera, będąc przy tym nieco tańszym.
Po co wprowadzono nowy model, który tak naprawdę nic nowego nie wnosi? Nie wiem. Natomiast warto podkreślić, że wszystkie zalety, o których pisałem w recenzji EOS M5 można również znaleźć w EOS M6. To udany model, który robi bardzo ładne zdjęcia i jest wygodny w obsłudze. Jeśli więc nie zależy Wam na wizjerze, a do tego chcecie zapłacić nieco mniej niż za M5 to EOS M6 będzie dobrym wyborem.
- Jakość wykonania7,8
- Ergonomia7,9
- Jakość zdjęć7,6
- Jakość filmów7,3
- Usprawnienia8,5
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie mogę. Jestem tu po dwóch latach od artykułu i nikt nie poprawił babola? To nie ma stabilizacji matrycy!