O fotografii, twórczości i planach na przyszłość opowiada White Alice. Zapraszamy do lektury wywiadu fotoManiaKa.
Mówią, że jest fotograficzną poetką. Umiejętnie łączy fantazję ze światem realnym. Wskrzesza baśnie dla dorosłych, a jej zdjęcia śledzą miłośnicy fotografii w Polsce i zagranicą. Tajemnicza i charyzmatyczna. Kim jest White Alice? Niechętnie mówi o swojej prywatności. Nieco więcej można dowiedzieć się o jej stosunku do sztuki. Zapraszamy do wywiadu, który przybliży Wam autorkę zdjęć, których nie da się zapomnieć.
Jak to jest właściwie z Twoją twórczością?
Wiesz za co lubię swoją twórczość? Albo ją kocham albo nienawidzę. Naprawdę, albo jestem w niej na zabój zakochana, a proces przekształcenia kliszy w zdjęcie traktuję jak rytuał. Oglądam te obrazki z prawdziwą czcią. Albo wręcz odwrotnie, nie mogę na nie patrzeć, bo wydają mi się tak oczywiste. Z jednej strony jestem introwertyczką, z drugiej ekstrawertyczką. Balansuję na dwóch przeciwległych biegunach. Ktoś mógłby zapytać co jest spoiwem? Ale po co pytać, skoro na pewne pytania nie ma dobrych odpowiedzi.
Jeśliby użyć skrótu myślowego PIĘKNO albo PRAWDA, to moje podejście do tego, czym jest piękno i prawda wciąż ewoluuje. Staram się aby mój konstrukt wewnętrzny nie tylko współtworzył ale wyznaczał moją fotografię. Jednak proszę nie odczytywać tego jako oczywistą drogę. Naturalne są poszukiwania, pewne wycofanie, a z drugiej strony rodzi się ciekawość. Nadchodzi moment kulminacyjny i trzeba się otworzyć.
Badanie swojej tożsamości fotograficznej wymaga odwagi i swoistego luzu. No właśnie, fotografia z jednej strony zamyka, a drugiej strony otwiera. Izoluje nas ale i zaprasza do życia. Pomaga przekraczać granice. Pozwala na eksperymenty. Jest formą miłości i pożądania. To szczególny rodzaj adrenaliny i ukojenia, dlatego tak wciąga. Proszę mi teraz znaleźć atrakcyjniejszą formę rozrywki. (śmiech)
Fotograf patrzy okiem na to, co widzi. Ale w pewnym momencie łapie się na tym, że świat znika, że to oko się odwróciło. To naturalna retrospekcja wnętrza. I wtedy jest dobra fotografia, jak się o niej kompletnie zapomni.
White Alice
Jesteś ciekawa jak Twoje zdjęcia odbierają inni?
Tak i nie. To zależy od okoliczności. Często nietrafione skojarzenia są dla mnie interesujące. Zaś antytezy tego, co robię bywają odkrywcze. To jest po prostu inna perspektywa. Konstruktywna krytyka to prezent. Tak jak komplement czasem bywa obelgą.
Jaki komplement jest dla Ciebie obelgą?
Nie lubię jak ktoś mówi, że robię ładne zdjęcia, to mnie osłabia. Słowo „ładne” ma dla mnie negatywną konotację. To nijakie i szare. Cukierkowe i pretensjonalne. Obrazek miły dla oka, który szybko przemija. Natomiast ja chcę głęboko poruszać. Tak, aby moje zdjęcia zostawały na długo w pamięci. Ostatecznie wolę usłyszeć, że robię brzydkie zdjęcia.
Czym w takim razie jest prawdziwy komplement?
Czasem, to cisza jest komplementem. Jeśli powoduje wspólną przestrzeń do refleksji. Wierzę w porozumienie bez słów. To jest jak medytacja, szybsze bicie serca, błysk w oku. Metafizyczny dotyk. Poza tym lubię, jak ktoś skojarzy mój obrazek z osobistą historią. Wspomnienie konkretnej osoby albo miejsca. Autobiograficzność mnie wzrusza.
Czyli koniec ery folkowych stylizacji i romantycznych rusałek?
Romantyczką zostanę, bo to część mojej natury. Folk to symbolika, która od zawsze mnie pociąga. Z melancholią jest mi do twarzy. To wszystko składa się na swoisty kod, genotyp, wewnętrzny gps. Oczywiście musiałabym wspomnieć jeszcze inne moje cechy. Do tego trzeba nanieść kalkę doświadczeń. Ludzi, którzy wpłynęli na moją biografię. Ma znaczenie dzieciństwo, kultura, nawet miejsce urodzenia. Rozbudowany mechanizm, a jednak nie należę do osób, które lubią rozkładać go na czynniki pierwsze.
Mimo, że studiuję psychologię i jestem osobą szczegółową, ufam przede wszystkim swojej intuicji. I pozwalam jej dojść do głosu. To podejście wschodnie, choć bliskie również greckim i rzymskim szkołą filozoficznym. Postrzegam człowieka w sposób holistyczny. Do życia i fotografii podchodzę podobnie. Odpowiadając zwięźlej, pożegnałam kolorowe rusałki, bo jestem obecnie w innym miejscu.
Szczerość to odwaga – piękno dojrzewa – zdjęcie jest owocem.
White Alice
Skoro osobista interpretacja jest w stanie Cię zaskoczyć czy możesz wymienić choć jedną, nietypową refleksję, jaką usłyszałaś w ostatnim czasie na temat Twojej twórczości?
Owszem, pewien fotograf, którego cenię, powiedział: „Ty nie robisz zdjęć, Ty dopiero zaczniesz robić zdjęcia.” Trzeba przyznać, że to było z jego strony dość bezczelne. Ale była to też cela uwaga i budująca myśl. Poczułam się wtedy zupełnie naga.
Można zaryzykować wniosek, że masz obecnie przełom w twórczości?
Ryzykować można, a nawet trzeba. Tylko aby mógł nastąpić jakikolwiek przełom trzeba zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Domknąć stare projekty, zlecenia i warsztaty. Warto przewietrzyć sobie głowę i nieco się zdystansować. Można wtedy podsumować to, co jest już za nami. Jeśli ktoś potrafi wysnuć wnioski i przekuć je na działanie, to jest mądrość. Czasem ten proces jest niewygodny, a czasem boli do krwi, kiedy żegnamy się z przeszłością. Ludzie boją się zmian i stają się krótkowzroczni. A tuż za rogiem może czeka na nas coś dobrego: miłość, wygrana w loterii, chatka w Bieszczadach, kudłaty pies… Oj, chyba się zapędziłam. (śmiech)
Zatem w jaką stronę zmierza Twoja fotografia?
„Problem Formy, człowiek jako producent Formy, człowiek jako niewolnik Formy. Ujęcie Formy Międzyludzkiej jako nadrzędnej siły stwarzającej, człowiek nieautentyczny” – tak pisze Gombrowicz w eseju „O Dantem”. Wspomniane FORMY otaczają nas codziennie, bo człowiek jest istotą społeczną osadzoną w konkretnej kulturze. Dlatego trudno budować dystans i autonomię. Trudno też w dzisiejszym świecie o poczucie WOLNOŚCI, a mnie ten kierunek interesuje. Można powiedzieć, że przeszłam z poziomu intelektualnego na poziom serca.
Poza tym wróciły do mnie Indie. Zwiedzałam ten kraj w ramach prezentu na trzydzieste urodziny. Zetknęłam się tam z totalną biedą, a z drugiej strony z namacalnym bogactwem. Spojrzałam na otaczającą mnie rzeczywistość z innej perspektywy. To doświadczenie wpłynęło na moje decyzje prywatne, zawodowe, a teraz dotyka mojej fotografii.
Z perspektywy czasu widzę, że przechodziłam różne etapy. Od klimatów słowiańskich po industrial. Otarłam się o teatr i groteskę. Romansowałam z fotografią portretową, aktową i fashion. Obecnie interesują mnie tematy etniczne. Niepospolite piękno. Psychologia międzykulturowa. Nie wykluczam, że wyląduję na drugim końcu świata w celu fotografowania baobabów. (śmiech)
Sztuka to proces, wzloty i upadki. Każdy przełom poprzedza pauza. Czy jest to etap wycofania? wręcz odwrotnie. To czas, kiedy artysta „wychodzi ze swojej samotni” i konfrontuje się ze światem. To też czas nabieranie wiatru w żagle przed kolejną wyprawą.
White Alice
Czym dla Ciebie jest ten „wiatr w żagle”?
Inspiracje czerpie z życia. To napotkani ludzie i ich biografie. Bliskie mi osoby i miejsca z nimi związane. Poza tym filmy, wystawy, książki, muzyka.
Co w związku z tym nam polecisz?
Bliskich raczej nie polecę. Natura jest ogólnie dostępna. A miejsca zdradzam nielicznym. Jeśli chodzi o filmy, to podobała mi się „Ostatnia rodzina” Jana Matuszyńskiego. Mam sentyment do panów Beksińskich. Z nurtu psychologicznego wymienię „Kurację Yaloma” Sabine Gisiger. Przy okazji dziękuję Martynie Harland za świetne prowadzenie filmoterapii w Kinotece. W pamięć zapadł mi wernisaż Piotra Zbierskiego w Leica Gallery. Co za tym idzie fotograficzny album „Push the Sky Away”. Miło wspominam wystawę „Magia kwadratu” i „Procedery sztuki lat 70” PGS w Sopocie.
A ostatnio zachwyciły mnie zdjęcia Gordona Parks’a w warszawskiej Zachęcie. Z lektur polecam „Sekretne życie drzew” Petera Wohlleben’a. Muzycznie konotuję jesienny koncert PJ Harvey w Proximie. I już nie mogę doczekać się Nicka Cave’a.
Zdradzisz coś więcej na temat swoich nowych projektów?
Do tej pory snułam opowieści ze scenariuszem. Teatr i reżyseria. Średni format. Od dwunastu lat, buduję swój styl aż wykuto mi trumienkę z epitafium: „White Alice tworzy baśnie dla dorosłych”. Mogiła może i ładna, sęk w tym, że nazbyt wygodna.
Teraz wykonuję zwrot o 180 stopni. Art Brut (outsider art) to mało popularny nurt w Polsce. Pierwszy raz zetknęłam się z tego typu sztuką w Domu Pomocy Społecznej w Brwilnie. Byłam na praktykach studenckich i pamiętam, że obrazy wiszące na holu zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przemawiało przez nie coś pierwotnego, emocje i prawda. W to samo miejsce wróciłam po dziesięciu latach. Przez pół roku stykałam się ludźmi, którzy tworzą w sposób wyjątkowy. Praca w charakterze terapeuty okazała się dla mnie zbawienna. Odpoczęłam od fotografii komercyjnej. To było cenne doświadczenie.
Rok 2017 stanowi dla mnie przełom. Zakończyłam pewien etap. Zamknęłam przeszłość w szkatułce. Był skok na głęboką wodę, nurkowanie i wstrząs wynikający z braku tlenu. Aktualnie wynurzam się na powierzchnię. Dokonała się inicjacja. Teraz mam zamiar dotknąć życia. A w moich uszach brzmią słowa Martina Parr’a: „Jestem tym, co fotografuję.”
Najbliższe warsztaty z White Alice odbędą się w wakacje. Wszystkich zainteresowanych edycją tygodniową zapraszamy do rezerwacji.
Czas: 12-18 sierpień 2017
Formuła: edycja tygodniowa
Miejsce: Płock (woj. mazowieckie)
Strona: www.warsztatyfoto.eu
Facebook: facebook.com/czarownewarsztaty
Kontakt: white_alice@interia.com
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Twórczość Alicji obserwuję już od długiego czasu. Jest ona dla mnie dużą inspiracją w moim fotografowaniu. Wywiady z Ali są interesujące i budujące a Jej odpowiedzi na zadawane pytania zwięzłe, treściwe i pozytywnie zmuszające do zastanowienia się nad sensem fotografowania oraz nad celem i przekazem formy tworzonej fotografii.
Jestem bardzo dumna z mojej osobistej znajomości z autorką tych zdjęć i trzymam kciuki za Jej następny, bardzo mądrze podjęty etap „dotknięcia życia”. Nie chciałabym jednak, by ograniczyła się tylko i wyłącznie do nurtu Art Brut (outsider art). Pozdrawiam 🙂