Testujemy Instax Mini 70, czyli jeden z zaawansowanych aparatów natychmiastowych od Fujifilm. Oto nasze wrażenia, opinia i recenzja.
Pamiętacie Polaroidy, które swego czasu zrewolucjonizowały rynek aparatów? Zamiast wywoływać kliszę w specjalnym punkcie, dostawaliśmy od razu gotowe zdjęcie w minutę po jego wykonaniu. Cyfrowa fotografia doprowadziła do upadku Polaroida. Kilka lat temu Fujifilm postanowił przywrócić fotografię natychmiastową do życia i stworzył serię aparatów Instax. Okazało się, że pomimo możliwości robienia zdjęć aparatami cyfrowymi czy nawet smartfonami, ludzi chętnie sięgają po aparaty natychmiastowe, bo dziś to fajny i modny gadżet.
Przygotowaliśmy dla Was nie tylko test, ale również filmową recenzję aparatu Instax Mini 70, w której możecie zobaczyć, co sądzimy o tym modelu.
Zobacz więcej naszych filmów na YouTube!
Aparat zbudowany jest praktycznie z samego plastiku. Nie znajdziemy tu elementów magnezowych, czy metalowych. Pomimo tego aparat wydaje się całkiem solidny, choć pewne obawy budzi to, jak długo wytrzyma klapka baterii. Wygląd aparatu został znacząco poprawiony względem poprzednich i tańszych modeli. Obudowa jest w miarę foremna, a kolor złoty (taki wariant dostaliśmy do testów) sprawia, że Instax przestaje przypominać kolorową zabawkę.
Ilość przycisków na korpusie jest niewielka, bo i sam aparat nie jest bardzo zaawansowany – wszystko odbywa się automatycznie, a my możemy wybierać spośród kilku trybów: automatycznego, makro, krajobraz czy hi-key. Oprócz tego mamy jeszcze przycisk self-timera oraz selfie. O trybach więcej za chwilę.
Z przodu aparatu, oprócz optycznego obiektywu znajdziemy wyjście wizjera, lampę błyskową, a także… spust migawki. To dość nieinstynktowne rozwiązanie – zawsze szukamy spustu migawki w górnej części aparatu. Natomiast przycisk w takim miejscu może być problemem zwłaszcza, gdy chcemy fotografować poziomo. Instax stworzony jest do robienia zdjęć pionowo, bo i takiego formatu są jego wkłady. Jednak chcąc objąć więcej, z pewnością wielu będzie wolało robić zdjęcia w poziomie. W takiej sytuacji naciśnięcie spustu migawki będzie nieco utrudnione i niewygodne.
Obiektyw aparatu posiada ogniskową 60 mm i wysuwa się po włączeniu aparatu. Ostrość ustawia się w zależności od wybranego trybu. Na obiektywie, co ciekawe, znajdziemy malutkie lusterko, które pomoże nam w zrobieniu „selfie”. Producent bowiem idzie z duchem czasu i wie, że właśnie do tego typu zdjęć aparat będzie wykorzystywany najczęściej.
W tylnej części aparatu, oprócz kilku przycisków i wizjera znajdziemy tez między innymi niewielki czarno-biały ekranik elektroniczny. Pokazuje się na nim ilość pozostałych w aparacie wkładów, a także wybrany przez nas tryb. Z tyłu znalazło się też miejsce na klapkę z bateriami. Co ciekawe, nie znajdziemy tu popularnych „paluszków”, ale baterie CR2. Instax do działania potrzebuje dwóch takich baterii, a producent deklaruje, że aparat będzie mógł z nimi zrobić nawet 400 zdjęć.
Z boku, po lewej stronie mamy przycisk uwalniający klapkę, za którą skrywa się miejsce na „magazynek”. Do aparatu wchodzą bowiem specjalne wkłady sprzedawane przez producenta w paczkach po 10 sztuk. Koszt jednego filmu z 10 zdjęciami to ponad 30 zł. Samo ładowanie jest banalnie proste. Otwieramy klapkę, wkładamy film i zamykamy. Następnie naciskamy spust migawki i przez otwór do drukowania wychodzi nam plastikowe zabezpieczanie. Teraz możemy już wykonać 10 zdjęć aż do opróżnienia filmu.
Zanim wykonamy zdjęcie, musimy wybrać odpowiedni tryb. Automatyczny pozwoli nam robić standardowe zdjęcia (czyli fotografowany obiekt nie może stać zbyt blisko lub za daleko od aparatu). Chcąc sfotografować przedmiot umieszczony w niewielkiej od nas odległości musimy użyć trybu makro. Natomiast jeśli chcemy, żeby daleki obiekt był ostry – konieczny będzie tryb krajobrazu. Specjalny tryb do „selfie” działa tak, żeby zdjęcie było ostre na odległość wyciągniętej ręki.
Wizjer pokazuje nieco mniejszy obraz, niż dostaniemy w rzeczywistości, co akurat jest plusem, bo dzięki temu jest mniejsza szansa, że utniemy fragment kadru. Niestety, w przypadku makro sytuacja wygląda odwrotnie i w wizjerze widzimy nieco więcej niż na gotowym zdjęciu. Zresztą w ogóle zrobienie dobrego zdjęcia makro Instaksem nie należy do łatwych zadań.
Przydatną funkcją może okazać się self-timer, czyli samowyzwalacz. Możemy ustawić go, żeby zrobi jedno zdjęcie, albo dwa. Natomiast o odliczaniu do wykonania zdjęcia aparat informuje nas poprzez migające światełko w przedniej części. Funkcja hi-key pozwala nam natomiast rozjaśnić obraz, zwiększając ekspozycję o mniej więcej 2/3 EV.
Warto wspomnieć o lampie błyskowej. Tej niestety nie możemy wyłączyć, a z kolei aparat lubi włączać ją zbyt często, a konkretnie mówiąc – prawie zawsze. Nawet w bardzo dobrych warunkach oświetleniowych na zewnątrz aparat uznaje za stosowne użyć lampy błyskowej, co w niektórych sytuacjach może stać się uciążliwe.
Od naciśnięcia spustu migawki do rozpoczęcia procesu wywoływania mija nieco ponad sekunda. Po krótkiej chwili aparat wysuwa nam zdjęcie i od tego czasu, do jego pełnego wywołania upłynie jakieś 90-sekund. Czasem więcej, czasem mniej – zależy od od temperatury czy wilgotności powietrza. Wbrew pozorom procesu tego nie przyspieszymy poprzez wachlowanie zdjęciem… 😉
Wywołane zdjęcia mają oczywiście niecodzienny wygląd, bowiem ich kolorystyka jest bardzo charakterystyczna i pewnie nie do podrobienia. Co prawda nakładając kilka instagramowych filtrów możemy uzyskać podobny efekt, ale nie identyczny. Poza tym, każde zdjęcie wykonane Instaksem jest w jakiś sposób niepowtarzalne. I mimo, że w niektórych przypadkach ostrość zawodzi, szczegółowość jest przeciętna, a niektóre kadry są prześwietlone –
zdjęcia mają swój urok, który tkwi właśnie w ich niedoskonałościach.
Nie ma co ukrywać – to świetny gadżet, którym zaimponujecie znajomym i staniecie najpopularniejszą osobą na imprezie, bo na pewno każdy będzie chciał zrobić sobie zdjęcie tak niecodziennym, „hipsterskim” aparatem.
Umieszczenie spustu migawki jest nieinstynktowne, a baterie, którymi aparat jest zasilany, na tyle niepopularne, że niełatwo je dostać. Szkoda też, że lampa błyskowa włącza się prawie zawsze, nawet wtedy, kiedy jest zupełnie niepotrzebna.
Instax Mini 70 wygląda znacznie lepiej niż jego młodzi i tańsi bracia. Tryb „selfie” to świetny pomysł, a sama obługa aparatu jest banalnie prosta – łącznie z ładowaniem filmów. Trudno porównywać aparat z konkurencją, bo w dziedzinie fotografii analogowej Fujifilm konkurencji praktycznie nie posiada. Można za to z całą pewnością stwierdzić, że jako ciekawy gadżet sprawdza się świetnie.
ZALETY
WADY
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dzisiaj zadebiutował Sony A1 II. Aparat numer jeden w portfolio Sony. Jak daleko idące są…
Po pięciu latach od premiery Z50, Nikon zaprezentował jego następcę. Nikon Z50 II to nowa…
RF 70-200 mm F2.8L IS USM Z, RF 50 mm F1.4L VCM oraz RF 24…
Testujemy Sony ZV-E10 II. Druga odsłona aparatu dla vlogerów, a raczej twórców treści. Względem poprzednika…
Panasonic odświeża swój aparat, który debiutował kilka lat temu. LUMIX S5D to aparat z kilkoma…
Aparaty Panasonika zyskują nowe życie. Dzięki tej nowości każdy z nich zaoferuje coś więcej niż…
Wraz z naszymi partnerami stosujemy pliki cookies i inne pokrewne technologie, aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane na urządzeniu końcowym. Używamy plików cookies, aby wyświetlać swoim Użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy oraz w celach analitycznych i statystycznych. Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień przeglądarki, oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej oraz naszych partnerów. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
Polityka Cookies