O różnych rodzajach fotografii, prowadzeniu warsztatów i pracy zawodowej. White Alice w wywiadzie fotoManiaKa.
Co przyniesie rok 2016? Czy można robić smutne zdjęcia i być uśmiechniętym? Jak studia wpływają na twórczość? Rozmowa z White Alice – jedną z najciekawszych fotografek w Polsce. Niekwestionowana mistrzyni klimatu. Kobieta wszechstronna i charyzmatyczna. Biała Alicja odpowiada na najczęściej zadawane pytania.
Dlaczego robisz takie smutne zdjęcia?
Bo czuję taką potrzebę. I jest to silna potrzeba. Znam wiele osób, które mają podobnie. Tworzą muzykę, filmy, projektują. Przyznam, że często słyszę to pytanie – dlaczego tak smutno i dramatycznie. Nawet rozprawiałam się z tym tematem w artykule. Poprosiłam o wypowiedzi moich kolegów z branży. Warto zerknąć, co wymodziliśmy. Reasumując, nie jestem odosobniona w tej kwestii, bo artyści to w większości smutasy.
Prywatnie też jesteś smutasem?
Wręcz odwrotnie. Jestem kontaktowa i uśmiechnięta. Ciekawa świata i energiczna. Widzisz, ja składam się z kontrastów. To z jednej strony męczące, a drugiej strony mnie ratuje.
W jakim sensie Cię ratuje?
Gdybym była tylko wrażliwa i nostalgiczna, to dawno bym oszalała. Arci świat jest trudny. To kombinacja intensywnych emocji. Mocne interakcje z innymi. Presja. Brak rytmu. Dużo niewiadomych. A też Polska nie jest dobrym krajem dla artystów. Sam proces twórczy spala. To nie jest tak, że zawsze nakręca i daje spełnienie. Czasem ma się doła zanim zrealizuje się pomysł. Są też kryzysy twórcze. Nie zawsze leci się na super pozytywnej adrenalinie.
A ratuje mnie to, że mam silną potrzebę, aby wychodzić za ramy tego świata. Lubię przebywać z osobami zajmującymi się innymi rzeczami. Mam znajomych z różnych branży. Na przykład moja wieloletnia przyjaźń z parą spod Bydgoszczy. Lekarz i farmaceutka. Albo mój kolega naukowiec-buddysta. Znam też ludzi z korporacji, prawników i księgowych. Lubię z nimi przebywać i rozmawiać. To mi pomaga wylądować na ziemi.
Specjalizujesz się w fotografii artystycznej?
Również modowej, muzycznej, reportażowej. Jestem fotografem zawodowym. To znaczy, że wykonuję różne zlecenia. Pięć lat działałam w branży ślubnej. Zajmowałam się fotoedycją w magazynie dedykowanym panom. Przez to, że fotografowałam dla redakcji, odwiedziłam wiele ciekawych miejsc, do których sama z siebie bym nie zawitała. To były fajne wyzwania. Do tego poznałam wiele interesujących osób. Takie są plusy bycia fotografem. Robiłam zdjęcia do książek i tomików poezji. Jestem obyta z procesem tworzenia materiału na płytę. Od zawsze mam szczęście do współpracy z muzykami. Byłam zaangażowana w serie widowisk „Kolory Nadziei”. Mam na koncie sesje do kolekcji modowych m.in. dla firmy Poitis & Verso, czy sesje do wywiadów, np. Hexeline. Wykonywałam zdjęcia reklamowe. Sędziuję w konkursach fotograficznych. Prowadzę warsztaty i szkolenia. Długo by wymieniać. Trochę tego jest. A wiec zajmuję się szeroko pojętą komercją. Zdjęcia artystyczne, tudzież kreacyjne, stanowią tylko część mojej działalności.
Jednak lubisz mroczne zdjęcia?
To zależy. Ostatnie zlecenie komercyjne robiłam wyłącznie na uśmiechniętych kadrach. Była to sesja do książki „Sukces jest kobietą”. Fotografowałam Halinę Zawadzką. Do publikacji trafiło więcej ujęć niż redakcja przewidywała, z prostego powodu – zdjęcia się udały.
Seria GHOST to całkiem inna historia. Zdjęcia inspirowane są serialem „American Horror Story”. I to jest rzeczywiście mroczna estetyka. Fotografia kreacyjna. Lubię kostuchy-śmierciuchy. Zjawy i duszki. Diabełki, trolle i elfy. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale od zawsze to czuję.
Fotografie z serii „GHOST”:
Od jakiegoś czasu studiujesz psychologię. Ma to wpływ na Twoją twórczość?
Na początku myślałam, że będzie to miało kolosalny wpływ na moją twórczość. Ale dziś wnioski nie są tak oczywiste. Przede wszystkim psychologia to nauka. Posiada ramy, pewien schemat, wypracowaną logikę. W tym świecie używam głównie lewej półkuli. Czyli tej odpowiadającej za konkret. W świecie artystycznym muszę uruchomić prawą półkulę, czyli tą kreatywną i twórczą. To są dwie różne planety. Inni ludzie, obyczaje i słowniczek. Niektóre treści owszem, przenoszę. Jednak funkcjonuję w tych światach oddzielnie. Myślę, że to zdrowe podejście.
Współpracujesz z projektantkami. Ostatnio działasz z Katarzyną Konieczką. Dwie silne osobowości. Jak się dogadałyście?
Zawsze wiedziałam, że będę współpracować z Kasią. Od razu kiedy zobaczyłam jej kreacje. I byłam ciekawa jak zabrzmią one w moim świecie. Mnóstwo osób powtarzało, że idealnie do siebie pasujemy klimatem. To była tylko kwestia czasu. Kasia odezwała się do mnie pierwsza. I bardzo dobrze, bo za długo się czaiłam. No i tak to się zaczęło.
Kreacje Konieczki wylądowały na moich warsztatach. Był to idealny moment pod każdym względem. Zadowoleni byli nie tylko uczestnicy, również wizażystki, modelki, cała ekipa. Sprzyjała nam pogoda i miejsca plenerowe. Fotografowaliśmy w gospodarstwie przypominającym te z filmów Lyncha. To było ekscytujące doświadczenie. A kreacje Kasi „foci” się rewelacyjnie. Więc przełożyło się to na efekt końcowy.
Po warsztatach realizowałam indywidualną sesje w klimacie „konieczkowym”. Razem z ekipą pojechałam na budowę. Działaliśmy w trzykondygnacyjnym hotelu. Właściwie, to mi się nawet kiedyś śniło, że fotografuję Kasi kreacje w takim miejscu. Na żywo było jeszcze atrakcyjniej, bo cały dzień padał deszcz. Ukryci w architektonicznych labiryntach, buszowaliśmy w pyle i kurzu. To był piękny czas.
Co więcej, przeprowadziłam wywiad z Kasią. Obecnie zacieśniamy relacje na gruncie prywatnym. Czeka mnie wycieczka do Sopotu. Kibicujemy sobie. Wspieramy się. I myślę, że najlepsze dopiero przed nami.
Dlaczego nie masz męża? Czy to przeszkadza w byciu fotografką?
Ależ mam. To świetny, mądry i twórczy człowiek. Teraz się realizujemy. Ja nie chcę mu przeszkadzać. A on nie chce mi przeszkadzać. Jak się trochę obrobimy, to się „ohajtamy”. I nie będzie to zwykły ślub. Z tej perspektywy można uznać, że jestem już zajęta. Wprawdzie jeszcze nie wiem kto to jest. Ale wierzę, że spotkamy się w odpowiednim momencie.
Czyli nie porozmawiamy o sprawach sercowych?
Ja o tych sprawach mówię bez przerwy w zdjęciach. I we fragmentach powieści, które ujawniam na facebook’u.
Nazywają Cię czarodziejką, ale to określenie już się chyba zdewaluowało? Twoja twórczość jest w ostatnim czasie coraz cięższa. Dalej klimatyczna, ale wyraźnie podąża w stronę horroru. Jest epicka i coraz bardziej symboliczna. A może Ty jesteś Alicjo czarownicą?
Może i jestem, ale białą i dobrą. Takich czarownic jest mało na świecie. A w Warszawie są pod szczególną ochroną.
Co przewidujesz w niedalekiej przyszłości?
Najpierw premiera książki do której robiłam zdjęcia „Sukces jest Kobietą. Polka potrafi!„. Premiera odbędzie się w Pałacu w Wilanowie. Następnie urodziny EksMagazynu, czyli damskiego Playboy’a, z którym współpracuję. Potem event walentynkowy jaki prowadzę na Mazurach. Wspaniali ludzie i piękne miejsce – Hotel Mikołajki. Będą to warsztaty fotograficzne dla zakochanych. Po nowym roku wezmę udział w 10-leciu salonu Martyny Bryk. To niezwykła kobieta i mistrzyni fryzjerstwa. Brała udział w tegorocznych edycjach ‘Czarownych Warsztatów’. Planujemy również współpracę w 2016 roku.
WAKACJE FOTOGRAFICZNE 2016
formuła: tydzień – warsztaty plenerowe
data: 15-21.07.2016
gdzie: Płock
więcej: warsztatyfoto.eu
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.