Pisząc w połowie czerwca o tym, że prawdopodobnie już niebawem klasyczne kompakty stracą rację bytu, nie sądziłem, że rewolucja nadejdzie tak szybko. Rewolucja to pewnie zresztą za dużo słowo – bardziej pasuje tu termin „ewolucja”, bowiem najnowsza propozycja Nikona – Coolpix S800c – i znany z najświeższych plotek fotograficzny Samsung Galaxy S Camera, to po prostu kolejny krok na drodze, zapoczątkowanej przez pierwsze smartfony fotograficzne.
Zaczynało się niewinnie
Początków obecnego stanu rzeczy doszukiwać się można zarówno w pierwszych telefonach z aparatem fotograficznym, w nadejściu mody na fotografię komórkową, jak i w popularności aplikacji typu Instagram – bez względu na to jednak, znakiem nowej ery stało się nadejście dwóch komórek – Nokii N8 i iPhone’a 4.
Nokia N8 stała się na pewien czas ikoną komórkowej fotografii. Nieźle wyposażony sprzęt, dysponował optyką marki Carl Zeiss i 12-megapikselową matrycą o zaskakująco dużej fizycznej wielkości. To pozwoliło mu nawiązać walkę z tańszymi kompaktami – brak możliwości optycznego przybliżenia i kłopoty z AF, rekompensował dobrym trybem wideo, kompaktowymi rozmiarami i samym systemem operacyjnym, z poziomu którego zdjęcia można było łatwo obrabiać i udostępniać.
Pierwsza „czwórka” od Apple dysponowała ledwie cieniem tego, co w kwestii aparatu cyfrowego przyniósł model iPhone 4S. Pomimo to, smartfon z „najgorętszym” logo na rynku, błyskawicznie stał się jednym z najchętniej używanych narzędzi fotograficznych. Jego urokowi ulegli zarówno znani fotografowie, jak i rzesze zwykłych użytkowników. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Serwis Flickr w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy zdominowany został bez reszty przez komórkowych fotografów, z których większość zdjęcia rejestrowała wyłącznie z pomocą telefonów Apple.
Z jednej strony PureView, z drugiej Coolpix S800c
Premiera fotograficznego smartfonu Nokia 808 PureView, dysponującego matrycą o obłędnej rozdzielczości 41 Mpix, na krótką chwilę wstrząsnęła wszystkimi. Na telefon błyskawicznie spadła fala krytyki, wielu internautów wprost mówiło o oszustwie, marketingowych pułapkach i „wojnie na megapiksele”. Tymczasem, jak pokazała rzeczywistość, sprzęt fińskiego producenta jest naprawdę nieźle przygotowanym urządzeniem, które z rejestrowaniem zdjęć radzi sobie lepiej, niż niejeden kompakt – mieliście zresztą okazję przeczytać o tym w naszym niedawnym teście 808 PureView.
O ile po Sony, Apple czy Nokii spodziewać się można było eksperymentów z łączeniem funkcjonalności telefonu i aparatu, tak najnowszy projekt Nikona zaskoczył wielu fotoManiaKów. Oto producent znany ze swojego konserwatywnego podejścia do sprzętu fotograficznego (co bardziej pamiętliwi do dziś japońskiemu gigantowi wypominają, że mało nie przespał nadejścia epoki cyfrowych lustrzanek) kilka dni temu pokazał kompakt pracujący w oparciu o mobilny system Android. Co więcej, urządzenie pozwala na połączenie (z pomocą sieci WiFi) z Google Play, a zatem w domyśle – na pobieranie wielu funkcjonalnych aplikacji, których w sklepie nie brakuje.
W taki sposób z klasycznego „cyfrzaka” o niespecjalnie imponujących parametrach, Coolpix S800c zamienił się w innowacyjny kompakt, będący uosobieniem nowej ery – sprzęt łatwy w obsłudze (dotykowy wyświetlacz), społecznościowy (Instagram + Facebook + współdzielenie zdjęć = sukces) a do tego ładny i nieduży. Czy można chcieć więcej? Jak się okazuje – można.
Samsung Galaxy S Camera zmieni rynek?
O ile nowy kompakt Nikona, co by o nim nie napisać, jest jeszcze aparatem, tak Samsung Galaxy S Camera to przedstawiciel zupełnie nowego rodzaju urządzeń. Według rozmaitych nieoficjalnych doniesień, sprzęt nad którym pracuje obecnie koreański producent to skrzyżowanie klasycznego kompaktu z telefonem Galaxy S III. Tak, oznacza to, że z pomocą tego samego sprzętu zrobimy zdjęcie i połączymy się z siecią – nie tylko przez WiFi, ale również przez modem 3G.
Sprzęt miałby pracować w oparciu o system Android 4.0. Na liście wyposażenia znajdziemy takie pozycje, jak 4,8-calowy wyświetlacz SuperAMOLED, matrycę o rozdzielczości 16 Mpix, obiektyw o optycznym przybliżeniu x10 i komplet modułów komunikacyjnych. Z aparatu nie zadzwonimy, jednak przeglądanie zasobów sieci będzie już w pełni realne.
Samsung Galaxy S Camera to skrzyżowanie klasycznego kompaktu z telefonem.
Co to oznacza dla przeciętnego użytkownika? Mniej więcej tyle, że z poziomu jednego, kieszonkowych rozmiarów urządzenia, będzie miał on dostęp do wszystkiego, co go interesuje. Będzie mógł zrobić zdjęcie, edytować je korzystając z jednej z wielu dedykowanych Androidowi aplikacji (jest nawet mobilny Photoshop), współdzielić przez dowolny serwis, a na koniec sprawdzić pocztę i konto na FB. Wszystko prosto, łatwo i wygodnie. Do tego dojdą jeszcze gry i być może nawigacja. Robi wrażenie?
Jeżeli faktycznie Samsung chce wyprodukować taki model (a nie widzę powodów, dla których miałoby być inaczej – to tylko kwestia czasu), odniesie na rynku sukces. Nie tylko dlatego, że koreański gigant jest mistrzem marketingu i reklamy, ale także z bardziej prozaicznego powodu – ludzie pożądają zabawek tego typu. Przeciętny Kowalski ma bowiem w głębokim poważaniu rozważania o wyższości jednej matrycy nad drugą, nie interesują go laboratoryjne osiągi optyki, nie zamierza w końcu inwestować kilku tysięcy w zestaw obiektywów tylko po to, aby zrobić zdjęcia na przyjęciu urodzinowym dziecka. Przeciętny Kowalski potrzebuje „wszystkomającego” gadżetu, który zawsze będzie mu towarzyszył – czy to w pracy, czy na urlopie. A pod tym względem, z konstrukcjami pokroju Galaxy S Camera wygrać się nie da. Zwłaszcza, jeśli ma się aparat, który tylko robi zdjęcia…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Popieram Maćka są zabawki i aparaty, kiedyś zresztą było podobnie pamiętam jeszcze czasy kiedy agfa i inni producenci mocno reklamowały aparaty jednorazowe użytku.
Aparat z filmem i szkłami plastikowymi, były też w wersji fotografowania pod wodą.
Na tamte czasy ten hit kosztowały chyba 16 funtów w wersji normalnej i 30 funtów w tej drugiej Chętni też byli potem z tego firmy się wycofały
Osobiście nie zrezygnuję z kompaktu nigdy.Miałem dobrego smarta z aparatem foto i wszystko było pięknie do momentu aż nie uległ awarii. Wtedy okazało się że nagle straciłem telefon, aparat foto, kamerę video itp.
Pilnie śledzę rozwój fotografii komórkowej (mobilnej) od pewnego czasu i też jestem zdania, że smartfony wyprą w pewnym momencie z rynku tańsze (a może nawet te droższe) aparaty kompaktowe. Po prostu rozwój matryc powoduje, że jakość obrazowania maleńkich matryc ciągle rośnie, a smartfony i „smartfonopodobne” kompakty w dodatku oferują nieporównywalnie większe możliwości od tradycyjnych kompaktów.
Niekoniecznie masz Michael rację. Byłem ostatnio na wycieczce, na 40 osób tylko 2 robiły zdjęcia telefonami, 2 lustrzankami, reszta kompaktami.
Oczywiście wycieczka to coś „odświętnego”, na co dzień te proporcje zmieniły by się na korzyść smartfonów. Zadajmy sobie więc pytanie dlaczego usunięto z omawianego wyżej aparatu funkcję dzwonienia?
Przecież wtedy naprawdę sporo amatorów nie musiało by mieć dylematu czym fotografować, i nie musiało nosić paru urządzeń. Odpowiedź może być tylko jedna – mamy kupować i to i to, koncern musi zarabiać.
A Samsung w jakości zdjęć ostro goni konkurencję, a w kolorystyce już niektórych gigantów (co przy nim są karzełkami jako firmy) przegonił.
Nie sądzę aby to się sprawdziło.
Amatorzy wykorzystują do robienia zdjęć okolicznościowych zazwyczaj smartfona, profesjonaliści skorzystają z tradycyjnego aparatu cyfrowego. Poza tym to Samsung – marka, która pod względem jakości zdjęć nie sięga nawet do pięt światowym gigantom w branży fotograficznej, firmom takim jak: Sony, Nikom, czy Canon.