Pasjonuje Cię fotografia? Zastanawiasz się, jak zostać fotografem ślubnym? Zapytaliśmy najlepszych w branży o to, jakie były ich początki, co jest ważne w ślubnej fotografii oraz ile trzeba wydać na początek.
Wiele osób zastanawia się, jak z amatora fotografii stać się zawodowcem. Jak zacząć zarabiać na robieniu zdjęć. Z pewnością jedną z najciekawszych dróg dla utalentowanych młodych fotografów jest droga w kierunku ślubów. Poradzimy sobie bez drogiego sprzętu, doświadczenie zdobędziemy robiąc zdjęcia dla znajomych, a jeśli będziemy dobrzy – szybko znajdziemy klientów.
Na czym polega praca na ślubach? Jakiś czas temu pytaliśmy o to, jak filmować śluby. Teraz postanowiłem przyjrzeć się fotografii ślubnej. Zapytałem uznanych fotografów o to, jakie były ich początki, jak pracują, jakiego sprzętu używają i co mogą poradzić początkującym osobom, chcącym odnaleźć się w branży. Na pytania odpowiadają Grzegorz „Moment” Płaczek, Andrzej Stefańczyk (Słodko Gorzko) oraz Szymon Nykiel i Łukasz Topa (LMFOTO). Okazuje się, że to trzy różne podejścia do fotografii ślubnej.
Ile według Ciebie należy wydać na początek, by zacząć przygodę z fotografowaniem ślubów?
Grzegorz „Moment” Płaczek: Na początku, zanim dokonamy jakiegokolwiek zakupu, trzeba się zastanowić, czy przygoda z fotografią ma być na poważnie, czy raczej będzie to hobby. Od tego moim zdaniem zależy, czy fotograf sięgnie po aparat ze średniej półki, czy po w pełni profesjonalny sprzęt. Różnica w cenie jest widoczna. Ponadto trzeba pamiętać, że oprócz aparatu potrzebne będą obiektywy, lampy, karty pamięci, dobry komputer, często dodatkowe źródła światła, monitor graficzny, tablet… i z pewnością wiele innych elementów tej fotograficznej układanki. Wydaje się, że nawet przy hobbystycznym podejściu do fotografii wydatek to minimum kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jedno jest pewne – sprzęt fotografa ślubnego musi być niezawodny. Na każdym etapie jego pracy.
Andrzej Stefańczyk – Słodko Gorzko: Tak naprawdę pełnoklatkowy aparat sensowny zoom do tego komputer… spokojnie można się zamknąć w kwocie 10/12 tys. zł. Z tego co się orientuję można brać w urzędach pracy dofinansowania rzędu 16-20 tyś zł, a za taką sumę ma się dwa aparaty z dwoma stałkami i sensowny komputer. Na początek to spokojnie wystarczy.
Szymon Nykiel i Łukasz Topa – LMFOTO: Zakładając rozsądne zakupy (bez szaleństw ale i bez najtańszych dostępnych rozwiązań) za 30 tys. zł możemy mieć sprzęt, którym naprawdę można sporo podziałać. 2 x Body FF, obiektywy stałoogniskowe 35 mm, 50 mm, do tego w zależności od upodobań zoom 24-70 mm lub 70-200 mm, 3-4 lampy błyskowe, sprzęt komputerowy, karty, szelki i różne drobne akcesoria).
Bez czego nie możesz się obejść w pracy? Co musisz zabrać ze sobą na zlecenie?
GP: Praca to nie tylko dzień ślubu. Pamiętajmy o tym. I tu czeka pułapka – początkujący fotografowie często na potęgę kupują sprzęt, aby poczuć się profesjonalistą i równie często z tego sprzętu zwyczajnie nie korzystają. Moim zdaniem w dniu ślubu w plecaku fotografa powinny znaleźć się dwa aparaty, 2-4 obiektywy, dwie lampy, odpowiednia ilość kart, dodatkowe baterie i ewentualne alternatywne źródła światła, jeśli fotograf sięga po nie w dniu ślubu (np. podczas krótkiej sesji plenerowej). Poza tym potrzebny jest monitor graficzny – ja zaufałem marce Eizo, tablet graficzny (najpopularniejszą marką jest Wacom), kalibrator, szybki komputer oraz czytnik kart, minimum dwa dyski twarde i inne niezbędne narzędzia, po które sięgnie fotograf. Ale to już pozostaje w indywidualnej gestii każdego z nas.
AS: Telefon… Często używam go do robienia odbić i chowania dzięki temu „niechcianych” elementów w kadrze.
Ł&S: Jeśli chodzi o akcesoria dodatkowe, nie jesteśmy raczej tego typu „efekciarzami”. W kuferku pod ręką mamy czasem jakiś pryzmat lub bransoletkę z kryształowych koralików. Niejednokrotnie sięgamy też po telefon komórkowy, który potrafi nam zrobić efekt „lustra”.
Zdjęcia ślubne Grzegorza Płaczka
Jakie są twoje ulubione obiektywy, bez których nie wyobrażasz sobie pracy?
GP: W mojej pracy zdecydowałem się na obiektywy: NIKKOR70-200 MM F/2.8E FL ED VR, NIKKOR MICRO 105 MM F/2.8, NIKKOR 35 MM F/1.4, NIKKOR 14-24 MM F/2.8, NIKKOR 50 MM F/1.4. Lubię żonglować obiektywami w dniu ślubu. Każde szkło pobudza wyobraźnię i motywuje do działania. To niesamowite, jak zmiana obiektywu podczas gdy niemal stoisz w tym samym miejscu inaczej opowiada historię pary młodej. Gdybym miał wziąć tylko dwa obiektywy na reportaż sięgnąłbym z pewnością po ogniskowe 35 mm oraz 70-200 mm. Jakość tych szkieł jest niesamowita i mogę skupić się na kadrach nie myśląc o jakości. O nią jestem spokojny. Plecak mam tak dobrany, że cały zestaw 5 szkieł bez problemu mieszczę obok 2 aparatów i lamp.
AS: 35 mm i 85 mm to dla mnie podstawa od wielu lat. Na kilka zdjęć dochodzi 14-24 mm.
Ł&S: Dla nas absolutna podstawa w reportażu to 35 mm. Obecnie pracujemy na „naleśniku” Samyang 35mm f/2.8 zapiętym do Sony A9. Mały i niepozorny sprawia, że ludzie dużo mniej zwracają uwagę i zachowują się dużo naturalniej. Drugi obiektyw to Nikon 24-70 mm f/2.8 – nasz tzw. „wół roboczy”. Szkło bardzo uniwersalne, szybkie i ostre.
Aparat, którym fotografujesz to…
GP: W dniu reportażu pracuję dwoma aparatami. Jako Ambasador marki Nikon sięgnąłem po dwa korpusy Nikon D5. Dlaczego te aparaty? Odpowiedź jest prosta – po nic lepszego sięgnąć nie mogłem. Poprzednio pracowałem dwoma aparatami Nikon D3 oraz Nikon D3s. Już było bardzo dobrze, ale teraz jestem w siódmym niebie. Po raz pierwszy w życiu mam wrażenie, że sprzęt nie ogranicza mojej pracy w jakimkolwiek momencie. I nie chcę, aby zabrzmiało to jak tania reklama, bo od tego stronię, ale obecnie używane przeze mnie aparaty są po prostu niezawodne. Wreszcie mogę skupić się wyłącznie na świetle i emocjach. Czuję, że nie mam limitów w mojej pracy.
AS: Nikon D5 i Nikon D4 oraz Nikon D750. Zazwyczaj na ślubie ganiam z trzema „puszkami”. Zacząłem od Nikona 12 lat temu ze względu na autofocusa – miał o niebo lepszego od Canona – i tak zostałem. Bezlusterkowce zaczynają kusić, ale że jestem przyzwyczajony do „czołgu” a’la D5, okrutnie mi nie leżą w ręku te małe aparaciki…
Ł&S: Od 4 lat prym wiódł u nas Nikon D750 – aparat o chyba najlepszym stosunku jakości do ceny obecnie na rynku, posiadający matrycę z gumy, gdzie jedyna zasada wykonywania zdjęć to ” nie prześwietl”. 2-3 EV w górę? Żaden problem. Od tego sezonu na szelkach zawisło jeszcze Sony A9, które dla nas wprowadziło pewną rewolucję
i niesamowicie poprawiło komfort pracy. Elektroniczna cicha migawka podnosi „skill” niewidzialności o 50 punktów, do tego śledzący Eye AF to jak przesiadka do samochodu z automatyczną skrzynia biegów.
Jak wygląda Twój dzień pracy podczas ślubu – od czego zaczynasz, co fotografujesz, a z czego rezygnujesz? Na czym skupiasz się najbardziej?
GP: Dzień reportażu ślubnego to ciężka praca. Nie ma czasu na lenistwo. Po północy czujesz, że jesteś zwyczajnie zmęczony. Przez kilkanaście godzin aktywnie poszukujesz kreatywnych kadrów – nie rezygnujesz z niczego. Każdy moment może być ważny i kluczowy. Każdy gest może opowiedzieć historię tego dnia i miłości, którą właśnie fotografujesz. Nie mam w głowie listy obowiązkowych ujęć, chociaż kiedyś taką stworzyłem, z myślą o początkujących fotografach ślubnych. Pracuję już instynktownie, przewiduję przebieg wydarzeń i reakcji. W sercu czuję, że jestem we właściwym miejscu, kiedy staję obok par ślubnych z aparatami w dłoniach. W dniu ślubu tworzę autorską wizję i historię czyjejś rodziny – pewnego rodzaju love story.
AS: Na pierwszy rzut lecą detale, żeby to mieć za sobą. Są dla mnie ważne, ale skupiam się na nich przez bardzo krótką chwilę, bo zdecydowanie wolę fotografować ludzi.
Ł&S: Nasz dzień pracy opiewa na 12 godzin. Zazwyczaj rozpoczynamy pracę tam, gdzie są przygotowania – często w domach naszych bohaterów. To rysuje nam kontekst i miejsce wydarzeń. Powstaje wtedy wstęp do historii, który mówi nam już coś o bohaterach reportażu. Staramy się, aby nasz warsztat był maksymalnie uniwersalny. W sytuacjach, kiedy czas nie zawsze na to pozwala (np. jechać na salę weselną, aby sfotografować detale, zanim wejdą goście) u nas zawsze człowiek, nie detal będzie na pierwszym miejscu.
Zdjęcia ślubne Andrzeja Stefańczyka
Jaki jest Twój przepis na udany reportaż ślubny?
GP: Trzeba fotografować z pasją i oddaniem! Uważam, że żeby stworzyć dobry materiał, fotograf ślubny musi zrozumieć, że jego praca jest bardzo odpowiedzialna i przyszłe pokolenia będą oglądać zdjęcia, które właśnie tworzy. To fotograf poniekąd buduje to, w jakim sposób przyszłe pokolenia zobaczą dziadków i rodziców. To, jak się kochali, jak o siebie dbali, jak bawili się w najpiękniejszym dniu życia młodej pary. Fotograf ślubny musi poczuć się częścią tego ekosystemu, na moment wejść do czyjejś rodziny i wydobyć to, co kluczowe, prawdziwe i szczere. Pokazać urywek czyjegoś pięknego świata.
AS: Różnorodność! To jest dla mnie absolutnie najważniejsze, aby pokazać dzień ślubu z możliwie największej ilości perspektyw. Oczywiście, uwaga jest w większości sytuacji skupiona na Parze Młodej, ale okrutnie ważne są dla mnie „smaczki”, które się dzieją dookoła.
Ł&S: Nie mieć klapek na oczach i starać się poruszać nie tylko po utartych i wytyczonych ścieżkach. Kiedy oglądamy portfolia osób, które przychodzą do nas na warsztaty ślubne bardzo często widzimy dobre, ładnie obrobione zdjęcia. Wszystkie takie same, stworzone wg tych samych schematów. Staramy pokazywać, że reportaż ślubny to nie tylko zakładanie podwiązki, ale np. wzruszona na drugim planie mama – to nie tylko tzw. „mocne punkty” jak przysięga, obrączki, strzelanie konfetti przy wyjściu z kościoła. To także z nostalgią siedząca na uboczu babcia, która być może już nie ma siły szaleć na parkiecie, ale jest bardzo szczęśliwa, że mogła być w tym dniu razem z Parą Młodą. To także szalejące na placu zabaw dzieciaki, czy spotkanie paczki znajomych, których życie rozrzuciło trochę po świecie i wydarzeia takie, jak ślub są okazją do pierwszego od kilku lat spotkania w tak licznym gronie.
Jakie są Twoje sposoby na wydobycie z pary naturalności?
GP: A to akurat najprostsze. Kieruje się zasadą, że para młoda bezgranicznie się kocha i jest sobie oddana. Podczas reportażu ślubnego naturalne gesty przychodzą same – rolą fotografa jest ich wyłapanie. Podczas sesji plenerowej – czy tej w dniu ślubu, czy po ślubie – pary młode często boją się pozowania. Niestety brak pozowania często oznacza sztuczne kadry. Ludzie, chcąc jak najlepiej wyjść na zdjęciu, sięgają po gesty, które na co dzień nie wyglądają na naturalne. I tu zaczyna się rola fotografa, aby zadbał o to, że zdjęcia wyglądają naturalnie i estetycznie. Praktyka czyni mistrza, więc warto poćwiczyć przed pierwszymi sesjami. Dużo także rozmawiam z ludźmi, których fotografuję i skracam dystans, staram się być sobą. Podczas moich warsztatów dla fotografów ślubnych, które prowadzę od lat dużo czasu poświęcam na to, jak wydobyć z pary naturalność. To „efekt”, którego można się nauczyć.
AS: Luz! Fajnie, jak uda się tak zagadać Parę, żeby zapomniała, po co biega z Tobą po polach, lasach, łąkach w takich strojach… Słowo naturalność w tym momencie jest troszkę naciągane, bo klienci doskonale wiedzą, że są fotografowani i ciężko im się zachowywać tak, jakby byli sami, więc zadanie fotografa to tak ich ustawić i pokierować, żeby przynajmniej to tak wyglądało. Ustawianie do pozowania jest bardzo trudne. Gesty, ręce, włosy, gra ciał… to wszystko ma większe lub mniejsze znaczenie.
Ł&S: Podstawą tutaj jest pewność fotografa. Para zazwyczaj nie wie, jak się ustawić, nie wie, co dobrze wygląda. To na barkach fotografa leży ciężar. Warto mieć swoich kilka-kilkanaście wyćwiczonych i przemyślanych póz, które prawie w każdych warunkach będą wyglądały dobrze. Jeśli chodzi o atmosferę? To już po prostu indywidualna kwestia charakteru fotografa. Nie da się nauczyć kogoś być zabawnym, rozśmieszającym, sprawiającym, że osoby będą się rozluźniały i nie będą bały się pokazać swojego prawdziwego ja. Jeśli chodzi o to, co jest najważniejsze na sesji, to są to dla nas dwie rzeczy: czas (nie lubimy działać pod jego presją) i zaangażowanie każdej ze stron. Nie da się zrobić dobrej sesji, gdy jedna połówka będzie myślała tylko o tym, aby się to już skończyło.
Jak wspominasz swoje pierwsze zlecenie?
GP: Wciąż z kroplą potu na plecach. Było ciężko, stresująco i cieszę się, że przetrwałem. Oczywiście mówimy o czasach, gdy ISO400 już dawało spore szumy na ujęciu. Teraz młode pokolenie fotografów nie ma takich zmartwień. Odczuwalna była trema i aparat wiele razy zaskoczył mnie czymś, na co nie byłem przygotowany. Wydawało się, że przed pierwszym zleceniem znałem mój aparat od podszewki, ale życie zweryfikowało ten fakt. Można się przygotować do pierwszego reportażu, ale życie zawsze cię czymś zaskoczy – w ten sposób właśnie wszyscy zdobywamy doświadczenie, które po latach daje nam prawo sądzić, że coraz lepiej panujemy nad reportażem ślubnym.
AS: Ślub mojego brata. Za wiele nie wspominam, bo się na nim troszkę upiłem… Ale ze zdjęć był zadowolony!
Ł&S: Dobre pytanie – bo właśnie mija 10 lat od tego momentu! Mieliśmy ten plus, że swoją przygodę zaczynaliśmy w duecie, więc stres i odpowiedzialność dzieliły się na pół. Pamiętam, że głowa kipiała od pomysłów,
które jednak zderzały się czasem z ograniczeniami sprzętowymi. Dysponowaliśmy wtedy Canonen 400D i 40D, dwoma stałkami i jednym zoomem 17-40 mm f/4. Sala była dość trudna technicznie, a my musieliśmy dzielić się wtedy jedną lampą błyskową, którą posiadaliśmy. Co tu dużo mówić – ciężkie czasy to były…
Zdjęcia ślubne Szymon Nykiela i Łukasz Topy
Największa wpadka, jaką zaliczyłeś podczas ślubu…
GP: Podczas jednego z moich pierwszych reportaży w ciągu paru minut zepsuły mi się dwie lampy błyskowe. Pracowałem wówczas na aparatach i lampach innej marki niż obecnie i mając dwa aparaty i dwie lampy wydawało mi się, że mogę czuć się bezpiecznie. Można wyobrazić sobie poziom stresu, kiedy w mgnieniu oka przestają ci działać dwie lampy błyskowe, a przed tobą reportaż ślubny, który przyszło ci fotografować. Wpadki są wliczone w naszą codzienną pracę. W mojej książce „Biblia fotografa ślubnego” opisuję w ostatnim rozdziale kilka historii i wpadek ze ślubów, które fotografowałem. Mam wrażenie, że mógłbym napisać całą osobną książkę na ten temat.
AS: Upicie się na pierwszym ślubie w karierze…
Ł&S: Zdarzyło się prawie przegapić wjazd tortu czy pominąć wyjście Pary z kościoła, która postanowiła spontanicznie wybiec (dosłownie) jako pierwsza z kościoła jeszcze zanim zaczęli grać marsza Mehndelson’a!
Co poradzisz komuś, kto ma przed sobą pierwsze zlecenie?
GP: Nie panikować i przygotować się przed pierwszym zleceniem. Może warto porozmawiać z doświadczonym fotografem, przeczytać poradnik, kilka artykułów lub pójść na warsztaty fotograficzne? Cokolwiek poradzę i tak skończy się na pięknych wspomnieniach i stresie. Każdy musi przejść chrzest i nie da się tego przeskoczyć. Tym, przed którymi pierwsze zlecenie życzę pięknego światła i magicznych momentów.
AS: Po pierwsze to polecam się nie upić na pierwszym zleceniu… Po drugie: poznajcie swój aparat możliwie najlepiej. YouTube jest pełen tutoriali i one na pewno nie zaszkodzą. Po trzecie to robić duuuużo zdjęć! Im więcej ćwiczeń, tym więcej doświadczeń. Koniec końców to cieszyć się tym. To jeden z najlepszych zawodów!
Ł&S: Poradziłbym, aby przeszedł się na kilka ślubów jako drugi fotograf i oswoił się z tematem, zanim weźmie całą odpowiedzialność na swoje barki. Warto trochę wcześniej potrenować, zamiast potem tłumaczyć się i zaczynać swoją karierę z niezbyt pochlebną opinią na start.
To również warto przeczytać!
Jeśli po tym tekście czujesz, że fotografia ślubna to coś, czym możesz się zajmować – to czym prędzej spróbuj w niej swoich sił! Przeczytaj również teksty, które pomogą Ci wybrać dobry sprzęt, który przyda się w pracy.
- Jak zacząć filmować śluby? Porady najlepszych filmowców
- Jaki sprzęt do filmowania ślubów do 10 tys. zł? Składamy zestaw na start
- Jaki aparat do 5000 zł wybrać?
- Czy na robieniu zdjęć można zarobić
- Jaki aparat dla amatora? TOP-10
- Najlepsze aparaty (EISA 2019)
- Najlepsze obiektywy (EISA 2019)
- 10 kanałów na YouTube, które powinien znać każdy fotograf
- Najlepsze darmowe programy do obróbki zdjęć
- Poradnik fotografa: wszystko, co warto wiedzieć
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.